Rozdział 42

31 1 0
                                    

***

Podróż na Bahamy, ponieważ to udało mi się siłą wyciągnąć od Christiana, kiedy jechaliśmy na lotnisko napawała mnie niesamowitą radością. Nigdy nie byłam na Bahamach i zawsze chciałam odwiedzić ten kraj, ale jakoś nie miałam tego po drodze. Czułam przepływająca przez moje ciało radość i ekscytacje, kiedy samolot zbliżał się już do naszego celu. Z małych okienek widziałam wielki ocean, które z góry wyglądało imponująco, ale również i przerażająco. Nie chciałam myśleć co by się stało, gdyby nasz samolot nagle się zepsuł i z tej ogromnej wysokości wpadł wprost w ramiona oceanu.

Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu będziemy mogli wylegiwać się na plaży, pływać w oceanie, zwiedzać i przede wszystkim odpoczywać we własnym towarzystwie.

Ten odpoczynek był potrzebny mnie i jemu. W ostatnim czasie mieliśmy naprawdę zbyt dużo stresu. Nie mogliśmy jednak ciągle żyć w strachu i obawie, trzeba było po prostu działać, ale przed tym należy porządnie naładować baterie, żeby mieć przejrzysty obraz sprawy, a nie skropiony zmęczeniem, bądź swoimi własnymi przekonaniami.

Beth obiecała, że kiedy tylko wrócę z urlopu opowie mi o wszystkim. Nie chciała zwalać mi na głowę teraz tych wszystkich informacji, bo wiem, że mój umysł nie dałby mi odpocząć tylko ciągle by wszystko analizował. Mia również martwiła się o mnie i kiedy tylko wspomniałam jej o naszym urlopie powiedziała, że to doskonały pomysł i rzuciła luźno, że być może dolecą do nas razem z Blakeam i resztą.

Ucieszył mnie jej pomysł, ponieważ oni również zasłużyli na urlop. W końcu każde z nas było już naprawdę w dorosłości. Wcześniej Blake i Cole też byli, ale ich obowiązki nie były, aż tak poważne jakie są w tym momencie. Ich rodzice stwierdzili, że to koniec wygłupów i luźnej pracy. Oboje dostali poważne stanowiska kierowników i musieli ogarniać wszystko.

Rozumiałam ich brak czasu oraz ciągle zmęczenie, bo ja sama byłam zmęczona moja pracą w kancelarii. Miałam pod sobą wielu pracowników i to było wykańczające. Nie rozumiałam i byłam pod wielkim wrażeniem osób, które same prowadzą swoje firmy tak jak robił to Christian. Byłam niesamowicie tym wszystkim zmęczona, mimo że ja wiele nie robiłam u siebie. Jak on musiał się czuć? Nie chciałam chyba nawet wiedzieć.

—Nad czym ty tak intensywnie główkujesz? —zagaduję do mnie zachrypniętym głosem Christian. Wyglądam na niego z mojego wygodnego fotela, ponieważ Christian nie mógł sobie darować i kupił najlepszą klasę w samolocie. Ja osobiście miałam wywalone w to jaką bym leciała, ale cóż Christian był po prostu sobą.

—Nad tym w jaki sposób wyrzucić cię przez okno. —odpowiadam mu słysząc cichy śmiech. Posyłam w jego stronę pełne czułości spojrzenie. —Pospałeś trochę, wyspałeś się?

—Niekoniecznie. Wolałbym, abyś była moim misiem do przytulania.

—Ależ się zrobiłeś ckliwy. Dobrze cię wychowałam.

—Wychować to ja zaraz mogę twoje bezczelne usta.

—Naprawdę? W jaki sposób? —nachylam się bliżej Christiana, a jego oczy momentalnie zachodzą ciemną mgłą.

—Skup się na zapięciu pasów kochanie. Później pomówimy sobie bardziej... bezpośrednio. —parskam na niego śmiechem po czym składam szybkiego całusa na jego ustach. Christian zaciska mocniej swoje dłonie na moim karku, ale ja ostatecznie odrywam się od niego.

—Hej miałam zapiąć pasy. Zapominałeś?

Mężczyzna kręci na mnie głową, a ja uśmiecham się do niego szeroko. Jego oczy wywracają się, ale mimo wszystko uśmiecha się pod nosem.

In the deep of light #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz