Rozdział 24

41 4 2
                                    

***

Obudziłam się niedzielnym wczesnym porankiem, czując się całkowicie wypoczęta i wyspana. Takie sytuacje nie zdarzały się za często w moim życiu więc bardzo cieszyło mnie to, że dziś czułam się dobrze wstając wcześnie rano. Jako że była niedziela dziś zgodnie z zaproszeniem rodziców miałam pojechać do nich na rodzinny obiad. Aiden z małą również byli zaproszeni i z tego co z nim wczoraj krótką chwilę popisałam mają podjechać po mnie, żeby nie musiała jeszcze teraz krążyć po mój samochód, który został pod klubem.

Dziś umówiłam się z menadżerką, z którą rozmawiałam, że spotkamy się, aby wyrównać mój zapewne wielki rachunek z tej imprezy. Na samą myśl tego, ile miałam zapłacić robiło mi się słabo, no ale w końcu urodziny to urodziny. W końcu już za dokładne pięć lat nie będę wciąż dwudziestką, a trzydziestką więc trzeba korzystać, póki jeszcze można.

Wizja moich trzydziestych urodzin była tak odległa, ale zarazem tak bliska. Jestem pewna, że nim się nie obejrzę będę obchodzić moje urodziny. Straszne!

Przynajmniej wciąż będą gorącą ciotką dla przyszłego dziecka Mii i Blakea. Szczerze powiedziawszy czekałam na ich dziecko chyba bardziej niż na swoje. Jako że w najbliższej przyszłości się nie zapowiadało, aby ja miała spodziewać się dziecka. Może, kiedyś na pewno nie teraz.

Dobrze, że moi rodzice nic nie mówią na ten temat, bo nie wiem co bym miała im w tej kwestii powiedzieć. No słuchajcie prawdopodobnie będę po trzydziestce, kiedy wydam na świat pierwszego wnuka. To brzmi jeszcze gorzej niż mogłam się spodziewać. Znając życie i moich przyjaciół oni już będą mieć wszyscy po gromadce względnie dużych dzieci, a ja będę z noworodkiem.

Nie, nie, nie!

Nie będę już więcej o tym myśleć, bo zdecydowanie dzieje się coś dziwnego z moją głową. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Spokojnie Saro, wdech i wydech!

Wracając do przyjemniejszych myśli, wczorajszy wieczór bardzo dobrze spędziłam w towarzystwie Christiana. Oglądnęliśmy razem jeszcze dwie świetne komedie, chwile porozmawialiśmy i mniej więcej około godziny pierwszej Christian poszedł do siebie. Nie protestowałam, gdyż wiedziałam, że zapewne chciałby się odświeżyć i ubrać coś czystego. Co prawda dałam mu jedną z koszulkę Colea, którą kiedyś mu ukradłam, ale wiadomo czyste ubranie to czyste ubranie.

Ogólnie rzecz biorąc bardzo przyjemnie spędziłam z nim czas. Nigdy bym nie podejrzewała, że Christian Johnson potrafi się tak głośno i często śmiać. Przeważnie, kiedy się widywaliśmy odstraszała mnie od niego jego powaga i kamienny wyraz twarzy. Zawsze miałam w głowie to, że jego głowa kalkuluję to jak wielką pokraką jestem. Jak się okazało chyba i jemu całkiem spodobało się spędzanie czasu ze mną.

Sama nie wiem do końca, kiedy przebiliśmy jakąś barierę niezręczności i niewielu rozmów do leżenia na kanapie i przytulania się od siebie. Naprawdę nie wiem, w którym momencie do tego doszło? Może wtedy, kiedy zaprosiłam go na wesele Lany i Joe? A może po weselu, kiedy nasze relacje stały się bardziej koleżeńskie? A może po prostu przyszło to naturalnie, bo oboje dostrzegliśmy w sobie to czego wcześniej nie dostrzegaliśmy? Wszystkie te opcje są jak najbardziej prawdziwe, a ja chyba nie będę dociekać, która jest prawdziwa. Jak to się mówi ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Pozostawię te przemyślenia swoją wolną drogą. Może, kiedyś przyjdzie wyjaśnienie na nie. Kto to wie?

W końcu po półgodzinnym leżeniu i rozmyślaniu zebrałam się w sobie i wstałam z mojego wygodnego i wielkiego łóżka. Kocham to łóżko całym swoim sercem, naprawdę. Ostatecznie jednak stanęłam nad nim i zabrałam się za zaścielenie go, bo nie wypadało zostawić takiego rozwalonego po spaniu w niedziele. Gdyby to był inny dzień, zapewne bym tak je zostawiła. Bo w końcu i tak każdego dnia do niego wracamy nie? Po co sobie dodawać roboty i je ścielić za każdym razem.

In the deep of light #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz