ROZDZIAŁ 10

1K 41 17
                                    

Dziś mija dokładnie trzy dni odkąd moja matka przyleciała do Bostonu. Gdy w sobotę wieczorem wróciłam do domu, moje walizki stały przy drzwiach. Spakowane i gotowe do podróży. Matka myślała, że łatwo jej pójdzie. Otóż nie. Zabrałam walizki, rozpakowałam i jak gdyby nigdy nic zeszłam do salonu oglądać film. Rozpętała się wielka kłótnia, mogę się założyć, że wszyscy dookoła nas słyszeli. Ale nie ugięłam się. Moja rodzicielka krzyczała, płakała i chociaż naprawdę było mi jej żal. Zachowałam spokój.

Od najmłodszych lat decydowała o moim życiu. Zawsze wybierała dla mnie to, co było dobre dla niej. W dzieciństwie zapisała mnie na lekcje baletu. Nie znosiłam ich. Każda godzina spędzona w tej okropnej sukience i cholernie niewygodnych butach, była dla mnie torturą. Po każdych zajęciach wracałam do domu z płaczem i krzyczałam, że już więcej nie chce. Ale jej to nie interesowało. Ona uważała, że lepiej wie co dla mnie dobre.

Kocham moją mamę całym sercem i zrobiłabym dla niej dużo. Gdyby trzeba było, zabiłabym. Gdy już podrosłam, nie kłóciłam się z nią tylko znosiłam te wszystkie dodatkowe lekcje i inne gówna, które mi wybierała. Robiłam wszystko tak jak ona chciała. Naprawdę wierzę, że robiła to dla mojego dobra. Ale tym razem jest inaczej. Nie pozwolę jej mnie stąd zabrać. To tutaj u boku mojego brata i nowych znajomych, powoli moje życie staje się lepsze. Bez jej pomocy.

Aiden opowiedział mi, że gdy tamtego wieczoru moja mama dostała telefon ze szpitala, wpadła w taki płacz, że nie mogła oddychać. Pierwsze co zrobiła to w piżamie i ciapach rzuciła się do wyjścia, aby do mnie przyjechać.

Przez ostatni rok obchodziła się ze mną jak z jajkiem. Jestem jej córką. Oczkiem w głowie i rozumiem, że bolesne dla niej było widzieć swoje dziecko w takim stanie. Ale jej przesadna troska, zamiast działać na mnie kojąco, przypomniała mi o tym co się wydarzyło. Tutaj nikt o tym nie mówi, może dlatego, że nikt nie wie. Ale jestem pewna, że gdy się dowiedzą nadal będę dla nich tą samą Abigail, którą poznali.

Wróciłam niedawno ze szkoły i odrazu skierowałam się do mojego pokoju. Nie chciałam się widzieć z mamą. Odkąd tu jest nie przeprowadziłyśmy ani jednej normalnej rozmowy. Każda próba kończyła się kłótnią. Nie mam już na to siły, więc po prostu ją ignoruje. Jednak trochę zgłodniałam więc niestety jestem zmuszona by wyjść z mojej twierdzy.

Ruszyłam schodami w stronę kuchni, z której można było usłyszeć dźwięk chodzącego miksera. Weszłam do pomieszczenia i zauważyłam moją rodzicielkę razem z James'em, którzy żywo rozmawiali ze sobą na jakiś temat.

- Masa musi być ubita porządnie. Nie może być ani za rzadka, ani za gęsta.

- To skąd mam wiedzieć kiedy będzie dobra? - zapytał chłopak

- To trzeba wyćwiczyć, kilka razy i wejdziesz we wprawę

Jak się domyślałam, mama właśnie uczyła robić James'a swojego popisowego omleta na słodko. Uwielbiam go. Jak byłam mała jadłam go codziennie na śniadanie. Jest to omlet z jakiegoś rodzinnego przepisu i wykonanie może wydawać się bardzo proste. Jednak w rzeczywistości faktycznie jeśli masa nie będzie idealna, on po prostu opadnie i nie będzie tak puszysty jak powinien być.

Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej galaretkę z owocami, którą wczoraj zrobiła Ottilie. Moja mama jest pracoholikiem i ciągle musi coś robić. Nie ważne czy to w pracy, czy w domu. Ona po prostu nie umie usiedzieć na dupie dłużej niż kilka minut. Pewnie dlatego w lodówce mamy teraz zapasy na najbliższe dwa tygodnie.

- Kochanie możemy porozmawiać? - zapytała łagodnym głosem

- I znowu nasza rozmowa - unosiłam ręce i ostatnie słowo pokazałam w cudzysłowie - Zakończy się kłótnią? Podziękuję

The Opposite of Love Where stories live. Discover now