ROZDZIAŁ 3

1K 38 7
                                    

Stoję nieruchomo w miejscu od kilku minut. Przede mną znajduje się budynek mojej nowej szkoły. Po przebudzeniu zebrałam się i powtarzałam sobie, że dam radę. Byłam pewna tego i czułam tak do momentu gdy zza zakrętu ujrzałam dach budynku. W tamtym momencie cała moja pewność i moje dobre myśli zniknęły, a zastąpiła je panika i stres. Tak naprawdę nie wiem co mnie tak przeraziło. Zawsze lubiłam poznawać nowe osoby, umiałam dogadywać się z ludźmi, ale teraz przychodzi mi to znacznie trudniej.

Zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę siódma pięćdziesiąt pięć. Zebrałam w sobie resztki sił i powolnym krokiem ruszyłam przez parking. Musiałam udać się do sekretariatu po mój plan lekcji i miałam odbyć rozmowę z dyrektorem, która
nie wiem w jakim celu miała się odbyć ale jak mus to mus.

- Hej. Przepraszam - zaczepiłam jakąś dziewczynę - Mogłabyś mi powiedzieć gdzie znajdę sekretariat?

- Hejka - dziewczyna miło się uśmiechnęła - Akurat tam idę. Chodź ze mną

- O super

- Nowa? - kiwnęłam głową na tak - Jestem Kelly. Miło mi poznać

- Abigail, ale możesz mówić mi Abi - podałam jej rękę na co ją uścisnęła

- Skąd przyjechałaś? - zagadała dziewczyna podczas gdy weszłyśmy do szkoły

Budynek w środku bardzo przypomniał moje stare liceum. Po obu stronach były poustawiane rzędy szafek. Wszystkie były w kolorach czerwieni, ale niektóre były czarne. Na ścianach porozwieszane były różne plakaty o kołach naukowych, sztukach oraz zdjęcia absolwentów. Wszyscy wyglądali tak samo. Czułam się dziwnie bo w mojej starej szkole można było ubierać się w swoje ciuchy. Muszę przywyknąć.

- Z Burlington w stanie Vermont - po chwili odpowiedziałam dziewczynie

- Przeprowadziliście się z rodzicami? - nie jestem w tej szkole nawet pięć minut i już zaczynają się pytania

- Nie, mój brat tu mieszka. Przyjechałam do niego

- A co z rodzicami? - dalej zadawała pytania, a ja powoli traciłam cierpliwość

- Zostali w domu

- Pozwolili ci tak samej wyjechać?

- Dość - powiedziałam dużo ostrzej niż zamierzałam - Przepraszam, stresuje się pierwszym dniem

- Wszystko w porządku - uśmiechnęła się, chociaż wydaje mi się że ten uśmiech nie był za szczery - Tu jest sekretariat. Jak będziesz potrzebowała pomocy to jestem do twojej dyspozycji

- Dziękuję bardzo i jeszcze raz przepraszam - weszłam do pomieszczenia i skierowałam się do lady za którą siedziała starsza kobieta na oko miała może pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt lat - Dzień dobry

- No nie wiem czy taki dobry - kobieta spojrzała na mnie oceniająco z pod okularów - W czym pomóc?

- Nazywam się Abigail Lee. Jestem nowa i polecono mi abym przyszła po plan zajęć i mam umówioną rozmowę z dyrektorem - wstrętne babsko. Cały czas patrzyła na mnie jakby miała zrzygać mi się na twarz, ale ja starałam się pozostać uprzejma. Nie spierdolę pierwszego dnia

- Ahh tak - Pani Anderson, bo tak nazywała się kobieta zaczęła stukać coś na komputerze- Plan zajęć dostaniesz po rozmowie, a teraz siadaj i czekaj, Pan dyrektor zaraz cię poprosi

Wykonałam jej polecenie i usiadłam przy ścianie gdzie był ustawiony rząd krzeseł. Nie miałam pojęcia, dlaczego mam odbyć rozmowę z dyrektorem. Wczoraj gdy już kładłam się spać dostałam wiadomość, że Pan Jefferson będzie czekał na mnie rano w gabinecie. Jestem pierwszy dzień w szkole, a już na dywanik. Brawo Abigail.

The Opposite of Love Where stories live. Discover now