ROZDZIAŁ 13

960 44 6
                                    

Oddychamy po to, aby żyć. Gdy przychodzimy na świat, wraz z pierwszym oddechem zaczyna się nasze życie. Nie mieliśmy wpływu na to, czy chcemy przychodzić na świat. Tę decyzję podjęli nasi rodzice. Jednak kiedy nasze życie się toczy, dorastamy to naszą decyzją jest jak chcemy to życie prowadzić. Kim chcemy być, czy chcemy założyć rodziny. I czy w ogóle chcemy żyć. Ta decyzja należy do nas i nikt nie ma prawa jej odbierać.

Wszystko działo się tak szybko, a ja nadal stałam w miejscu nie mogąc się poruszyć. Lincoln pierwszy zaatakował, jednak Kaden zrobił unik. Wymierzył prawego sierpowego prosto w twarz przeciwnika. Jego głowa odleciała na bok, a krople krwi spadły na matę. Szybko się ocknął i rzucił się na czarnowłosego. Powalił go na ziemię i usiadł na nim. Zaczął okładać go pięściami, a Kaden szybkim ruchem odwrócił go tak, że to teraz on był na górze. Chwycił jego lewą rękę i zaczął ją wykręcać. Krzyk Lincoln'a rozniósł się po całym pomieszczeniu i jakby sprawdził mnie z powrotem na ziemię.

Zrobiło mi się niedobrze. Odwróciłam się i zaczęłam przedzierać się przez tłum krzyczących ludzi. Nie mogłam na to patrzeć. Ciągle w uszach słyszałam krzyk mężczyzny. Przyłożyłam dłoń do ust bo czułam, że zaraz puszczę pawia. Zaczęłam wbiegać po schodach, po drodze zostawiając gdzieś buty. Gdy uderzył we mnie podmuch świeżego powietrza, zakręciło mi się w głowie. Podbiegłam do jakiś drzew i zaczęłam wymiotować.

Drzwi za mną trzasnęły, a ja wyrzucałam z siebie wszystko co miałam. Łzy leciały mi juz niekontrolowanie. Całe oczy mnie piekły i czułam jakbym miała zaraz zemdleć. To co tam zobaczyłam to nie prawda. Przewidziało mi się. To nie może być prawda. Odkąd poznałam Kaden'a wiedziałam, że nie jest dobrym człowiekiem, ale nie jest mordercą. Przecież to niemożliwe.

Te inne maski. James, Harry, Will, Owen, Cora, Harper. Mój brat...Nie Aiden taki nie jest. Aiden, którego znam nie pozwoliłby, aby jego najlepszy przyjaciel odebrał komuś życie. Nie mógł. Na myśl, że miał z tym coś wspólnego znowu zaczęłam wymiotować. Wszystko dookoła mnie się kręciło. Muszę wrócić do domu. Nie mogę tu zostać.

- Słońce...- poczułam dłoń na tali i usłyszałam głos Nick'a

Bez zastanowienia odwróciłam się i rzuciłam mu się na szyję. Wyłam jak mała dziewczyna w jego ramię. Nie odzywał się, nie pytał. Stał i pozwalał mi, abym wyrzuciła wszystko z siebie. Głaskał mnie po głowie, a ja czułam jak powoli odpływam.

Mój mózg nie potrafi pojąć, dlaczego on to robi. Dlaczego jego przyjaciele zamiast wybić mu to z głowy, jeszcze mu pomagają. Nic nie trzymało się kupy. Nie mogę uwierzyć, że coś takiego wydarzyło się w moim życiu. Chciałam spokoju, jedyne czego kurwa chciałam to wrócić do normalnego życia. Przyjechałam tu, żeby zapomnieć o całym syfie, w którym żyłam przez ostatni rok. Jestem zwykłą nastolatką. Żyje w prawdziwym realnym świecie, a nie w jakieś jebanej książce. Więc dlaczego to wszystko się działo?

Nick nadal głaskał mnie po głowie. Łzy spływały mi po policzkach, ale już nie płakałam. One leciały same. Coraz ciężej łapałam powietrze. Nogi mam jak z waty i czuję się, jakbym miała zaraz się przewrócić. Chłopak chyba to wyczuł, bo mocniej mnie złapał, ale ja jedyne co już widziałam to ciemność.

***

Głowa pulsowała mi niemiłosiernie. W gardle czułam pieczenie, a gdy próbowałam otworzyć oczy natychmiast z tego zrezygnowałam. Światło w pokoju było zapalone i drażniło moje oczy. Dopiero po kilku próbach się udało i pierwsze co ujrzałam to moich przyjaciół, którzy wpatrywali się we mnie. Nie do końca wiedziałam co się wydarzyło. Jak się tu znalazłam.

Podniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam plecami o ścianę. Kelly i Nick wpatrywali się we mnie ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Nie wiedzieli co się stało, dlaczego tak szybko wybiegłam i co spowodowało taką moją reakcję. Nie chciałam o tym mówić. Przynajmniej nie teraz.

The Opposite of Love Where stories live. Discover now