EPILOG

446 34 28
                                    

Promienie słońca przyjemnie ogrzewały moją twarz i całe ciało. Upiłam łyka herbaty z parującego kubka. Wpatrywałam się w fale uderzające o brzeg plaży. Kupno domu na plaży, to była jedna z najlepszych decyzji w całym moim życiu. Odkąd się tu wprowadziliśmy, moją codzienną rutyną, było wpatrywanie się w morze z gorącym kubkiem herbaty i rozmyślanie.

Rozmyślanie o życiu, o planach na przyszłość, o teraźniejszości. A także o przeszłości. Czasami zdarza mi się, podczas porannych myśli, śmiać się z samej siebie. To wszytsko co przeszłam, co my przeszliśmy, doprowadziło nas do momentu w życiu, w którym aktualnie się znajdujemy. Tyle cierpienia i smutku, aby w końcu żyć pełnią szczęścia.

Upijałam właśnie kolejny łyk herbaty, gdy drzwi tarasowe za mną się otworzyły. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i odrazu na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Odstawiłam naczynie na schodek, na którym siedziałam i rozłożyłam szeroko ręce. Mały chłopiec odrazu wskoczył mi na kolana i mocno się do mnie przytulił.

- Wyspałeś się? - zapytałam z uśmiechem

- Tak - chłopiec wyprostował się i szeroko się uśmiechnął. Jego czarne włosy stały każdy w inną stronę, a oczy miał lekko zamglone - Dlaczego siedzisz tutaj codziennie rano?

- Lubię patrzeć na wodę - wzruszyłam ramionami

- Mamusiu, a gdzie jest Kai? - zapytał po chwili chłopiec

- Jak to gdzie jest? Nie ma go w łóżku? - zapytałam poważnie

- Nie, jak wstałem to go nie było. Wołałem jego imię, ale nie odpowiadał.

- Milo kochanie, nie strasz mnie. Może był w łazience.

- Sprawdzałem, nie było go.

Moje serce zaczęło bić o wiele za szybko. Wstałam z chłopczykiem na rękach i pobiegłam do domu. Przebiegłam przez salon i jak petarda ruszyłam po schodach na górę, a z sześciolatkiem na rękach, było to nie małe wyzwanie. Wbiegłam do sypialni i postawiłam synka na podłodze, a sama podbiegłam do łóżka.

- Kaden!! - krzyknęłam mężowi nad uchem, ale nawet się nie ruszył - Kaden do jasnej kur...kuropatwy.

- Co? - otworzył oczy i spojrzał na mnie

- Kai zniknął - powiedziałam spanikowana

- Jak to zniknął?

- Nie ma go!!

- Jak to go nie ma?! - krzyknął i zdenerwowany zerwał się z łóżka - Milo, gdzie twój brat?

- Mówiłem, że nie wiem - powiedział smutno chłopiec

- Cholera jasna!! - krzyknął

- Język Kaden! - zkarciłam go

- To teraz najmniejszy problem.

Kaden założył szybko spodnie i wziął Milo na ręce. Razem zbiegliśmy na dół i zaczęliśmy się rozglądać za chłopcem. Moje ciało owładnęła panika. Biegałam po wszystkim pomieszczeniach w domu, ale nigdzie nie było widać mojego syna. Gdy przeszukałam cały dom, musiałam na chwilę usiąść bo dostałam takiej zadyszki, że ledwo oddychałam.

- Abigail! - usłyszałam za plecami - Nie możesz się tak przemęczać, ledwo oddychasz.

- Nic mi nie będzie.

- Lekarze mówili, że musisz odpoczywać.

- Jestem w ciąży, a nie umierająca. Poza tym, tu chodzi o mojego syna, musimy go...

Nie dokończyłam, bo drzwi tarasowe się otworzyły, a przez nie wszedł Kai z Nickiem. Śmiali się jak gdyby nigdy nic. Stu tonowy kamień spadł mi z serca. Nie pamiętam kiedy poczułam tak nieopisaną ulgę. Mój syn był cały i zdrowy, a ja już w głowie tworzyłam najczarniejsze scenariusze.

- Mamo!! - krzyknął Kai gdy mnie zobaczył

- Boże, synku gdzie ty byłeś? Tak się martwiliśmy - przytuliłam chłopca, ale on odrazu się wyrwał.

- Mówiłem, że jestem już za duży na przytulanie - powiedział naburmuszony

- Tak, zapomniałam. Mały mężczyzna.

- Gdzie byłeś kochanie? - zapytał Kaden

- Nie mogłem spać, więc zszedłem do salonu żeby obejrzeć bajkę - zaczął tłumaczyć, przy czym wymachiwał małymi rączkami - Zobaczyłem przez okno wujka Nicka, jak szedł po plaży i do niego pobiegłem. Poszliśmy do niego i zrobił mi super gofry!!

- Nie możesz tak sam wychodzić - powiedziałam

- Mogłeś nas obudzić - powiedział mój mąż

- Nie mogłem. Sam ciągle powtarzasz, że mamusia musi się wysypiać i nie można jej budzić.

- To mogłeś obudzić mnie.

- O tym nie pomyślałem - powiedział chłopiec i zaczął się śmiać

- A ty - Kaden wskazał ręką na Nicka - Mogłeś chociaż napisać pier...piernikową wiadomość.

- Piernikową wiadomość? - zaśmiał się Nick - Sory Kaden, ale chociaż masz już dwójkę dzieci, trzecie w drodze, nadal nie przywykłem do tego że jesteś ojcem. A wiadomości nie napisałem, bo...no nie pomyślałem.

- Zdarza ci się to często - mruknął Kaden pod nosem i poszedł do kuchni

- Młody był bezpieczny. Mieszkam tylko dom dalej. Zrobiliśmy razem śniadanie, Chris wyszedł do pracy i odrazu przyszliśmy tutaj.

- W porządku. Po prostu się martwiliśmy, że nasz czteroletni syn zaginął, sam też byś panikował. Następnym razem po prostu napisz jakąś wiadomość. Albo zadzwoń.

- Kaden nie pozwala dzwonić przed dziesiątą.

- To nie Kaden jest w ciąży, tylko ja. Niech nie przesadza.

- Nie przesadzam, po prostu... - krzyknął z kuchni

- Tak, tak. Muszę o siebie dbać. Mówiłeś już.

Zaśmiałam się i oparłam wygodnie plecami o kanapę. Nick usiadł obok mnie, a Milo i Kai bawili się zabawkami. Po chwili z kuchni wyszedł Kaden i talerzem pełnym jedzenia i podał mi go. Po drodze skradł mi jeszcze całusa i zawołał dzieciaki do stołu, aby zjadły śniadanie.

- Widzisz, finalnie wszystko się ułożyło - powiedział Nick

- Tak, jest cudownie.

                                        •KONIEC•

The Opposite of Love Where stories live. Discover now