ROZDZIAŁ 32

856 48 13
                                    

- Jedna rozmowa.

Po długiej niekomfortowej ciszy, właśnie te słowa padły z ust Harper. W mojej głowie panował istny chaos. Nic nie mogło połączyć się w jedną całość, bo nic nie miało sensu. Ta rozmowa jeszcze bardziej uświadomiła mi, że to coś między mną, a Alanem nigdy nie było prawdziwe. Nic o nim nie wiedziałam i gdyby nie zbieg okoliczności, że to akurat Harper jest jego siostrą, nadal nic bym nie wiedziała.

Zapomniałam o jego istnieniu. Z całej siły starałam się wymazać jego obraz z mojej głowy. Dla mnie on nie istniał. Moje uczucia do niego, zniknęły w momencie, gdy prawie martwa, naga i gotowa na śmierć, leżałam po środku lasu. Przez niego byłam o mały włos, od stracenia czegoś bezcennego. Czegoś, czego nie można zwrócić. Byłam bliska utraty życia.

- Nie...- zaczęłam słabym głosem. Wplotłam palce we włosy i zaczęłam je prawie, że wyrywać - Nie możesz mnie o to prosić Harper. Ja...ja nie mogę rozumiesz?

Niekontrolowany szloch wyrwał się z moich ust. Już tego nie powstrzymywałam. Byłam przepełniona wieloma emocjami naraz, które szukały wyjścia. Ona nie mogła mnie o to prosić. Nie mogła oczekiwać ode mnie, że po tym co mi zrobił, zgodzę się na rozmowę. Nie chciałam go nigdy więcej widzieć. Nie chciałam słyszeć jego głosu. Czuć jego zapachu. Widzieć jego twarzy, która niegdyś była moim prywatnym obrazem, w który mogłam wpatrywać się godzinami. Nie mogła...

- Nie - powiedziałam stanowczo. Byłam pod wrażeniem, że potrafiłam w ułamku sekundy się opanowałam, chociaż słone łzy nadal zalewały moją twarz - Nie spotkam się z nim. Nie chce z nim rozmawiać. Nie chce go nigdy więcej widzieć na oczy. Możesz mu przekazać, że dla mnie jest martwy.

Zebrałam w sobie resztki energii, odwróciłam się i odeszłam. Harper chciała coś jeszcze powiedzieć, ale nie dałam jej szansy. Powiedziała co miała i więcej mnie nie interesuje. Temat tego człowieka jest dla mnie zakończony i nie ważne, czy nawet sam pierdolony prezydent wysłałby mi list z prośbą, abym z nim porozmawiała, odpowiedź byłaby taka sama. Nie. Alan dla mnie nie żyje.

***

- Nie. Ten też nie. O boże co to jest?! - dramatyzował Nick - Czy w naszej okolicy, nie ma chociaż jednego kolesia, który spełniałby moje oczekiwania?

- Jakbyś nie był wybredny, już dawno byś kogoś znalazł - przewróciłam oczami i wyrzuciłam rękawiczki do kosza

Dzisiaj po szkole Nick wpadł do mnie do domu jak armata. Odrazu na wstępie oznajmił, że jego serduszka na włosach mu się już znudziły i chce czegoś nowego. Niemal siłą zaciągnął mnie do sklepu i kazał wybierać kolor. Myślałam, że dostanę szału, gdy nie mógł się zdecydować i staliśmy w tym pierdolonym sklepie prawie godzinę, a każdą moją propozycję odrzucał. Ostatecznie stanęło na tym, że robimy całą głowę na niebiesko.

Dlatego od czterdziestu minut stoję w łazience i zajmuje się jego fryzurą. Mam dzisiaj okropny humor od samego rana, a ciągle narzekający Nick mi w tym nie pomaga. W pewnym momencie miałam ochotę go wywalić z domu, gdy podczas mieszania farby, on stwierdził, że trzeba najpierw skrócić mu włosy. Dobrze, że nie miałam pod ręką nic ostrego bo mogłoby się to źle skończyć.

Podczas gdy ja się męczyłam, on przeglądał sobie tindera. Nigdy nie spotkałam osoby bardziej wybrednej od mojego przyjaciela. Każdego wyzywał od szlaufiarzy, a jak już ktoś mu się spodobał, to po kilku minutach pisania stwierdzał, że to nie wypali bo jeden z chłopaków, na końcu zdania postawił kropkę. Według niego kropkę nienawiści.

- Słuchaj kochana - westchnął patetycznie - Ja jestem gwiazdą. Do gwiazdy nie pasuje jakiś szlaufiarz, tylko inna gwiazda. Myślałem, że to logiczne.

The Opposite of Love Where stories live. Discover now