Rozdział I

677 32 8
                                    



MILA

Przyjechałam do brata, do miasta mojego nieszczęścia i osobistej tragedii. Dawno się nie widzieliśmy, bo każde z nas aby zacząć w miarę normalnie funkcjonować musiało poradzić sobie z przeszłością na swój własny sposób.

Colin został w mieście, bo nie dałam mu szansy wyboru. Ja chciałam w życiu czegoś więcej, choć tak naprawdę była to wymówka. Uciekałam przed samą sobą, przed tym co mnie spotkało. Wybrałam na miejsce swojej ucieczki Grecję. Urzekł mnie styl życia Greków – czas jest dla nich, celebrują każdy moment. Żyją wolniej, a ramy zamknięte w sekundach, minutach, godzinach, czy dniach nie mają dla nich większego znaczenia. Z wszystkim zdążą – byle później. I jeszcze to obłędnie smaczne jedzenie – gołąbki z baraniną w liściach winogron. Wspaniałe, urokliwe laguny z różowym piaskiem u stóp np. Balos.

Pięć lat pracowałam w różnych miejscach. Jako pomoc kuchenna, kelnerka, czy osoba zapraszająca turystów do restauracji. Poznałam wielu wspaniałych ludzi. Zwiedziłam parę przepięknych miejsc. Mimo wszystko czułam się samotna. Nie miałam swojego miejsca na świecie. Z czasem ból i poczucie krzywdy stawały się coraz słabsze, a stawienie czoła przeszłości było bardziej realne. Potrzebowałam tak zwanego kopa, do dalszego funkcjonowania i zmierzania w odpowiednim kierunku. Grecja na tamten czas była moim wybawieniem, najlepszym co mogłam zrobić dla samej siebie. Teraz gdy byłam pogodzona w pewnym stopniu z sobą chciałam dać szansę również mojemu bratu. Taki bodziec do dalszego działania może zapewnić mi tylko Colin. Mój brat to facet twardo stąpający po ziemi. Nigdy nie da się nabrać na niewinne oczy czy słodką buzię. Jedno jego spojrzenie i wiesz, że nie warto kombinować. Ma dar przewidywania mojej głupoty. On zawsze wyczuł, gdy coś knułam. Czytał we mnie jak w otwartej książce.

Gdy dzwoniłam i pytałam czy mimo tego że jestem wyrodną siostrą przyjmie mnie pod swój dach nie byłam pewna jego zgody. W końcu, zamiast zostać uciekłam jak szczur z tonącego okrętu. Myślałam tylko o przetrwaniu. Nawet do głowy mi nie przyszło że mój brat może się winić za to co się stało. Ten tragiczny dzień zmienił nieodwracalnie również jego życie.

Colin gdy skończyłam mówić milczał. No tak, nie chce ze mną rozmawiać - pomyślałam. Nie dziwi mnie to, przecież dzwonię tylko sporadycznie, rozmawiam zdawkowo, upewniam go jedynie o swoim istnieniu.

Po chwili usłyszałam jak odkasłuje i odpowiada:

- Czekałem na ten dzień aż wrócisz, bardzo długo czekałem dziecino.

Rozpłakałam się, wyrzuciłam z siebie:

- Dziękuję Colin, kocham cię i niedługo przyjadę.

Rozłączyłam się, a w moim ciele na wszystkie mięśnie i koniuszki połączeń nerwowych rozlała się fala ulgi. To jednak nie wszystko stracone. Poczułam, że powoli wracam do domu, jeszcze nie fizycznie, ale już przekonaniem o tym, że tak należy. Początek nowego, dobrego życia. Już nie sama. Mój brat czekał na mnie. Zrobię wszystko, żeby się udało - bez strachu i ciągłego upokorzenia.

Wałbrzych lata 90.

Wróciłam do "domu", do umierającego miasta. Pozamykane kopalnie i inne niegdyś tętniące życiem zakłady pracy. Brudno tu i ponuro. Menele stoją pod sklepem i bełkoczą coś do siebie. Kiedyś jeden z drugim miał dobrą pracę i stanowisko w kopalni. Dzisiaj topią żal za tym, co minione w najtańszych wysokoprocentowych trunkach. Z kominów wylatuje czarna sadza. Wałbrzych wygląda mrocznie, przerażająco, jak w filmie o końcu świata. Człowiek boi się, co zobaczy za rogiem – może wielki lej po niedawnym wybuchu bomby?! Fruwające drobiny sadzy zostają na mojej bluzce. W sumie, rozumiem. Skoro kwitnie tu nielegalny interes węglowy i w całej Polsce głośno o biedaszybach - dziurach pełnych węgla. Całe rodziny kopią węgiel gołymi rękoma by móc jakoś przeżyć. Z każdego miejsca wyłania się obraz nędzy i rozpaczy. Trudno się na to się patrzy. Miasto niegdyś będące stolicą górnictwa Dolnego Śląska, rozwijająca się metropolia, do której przyjeżdżali osiedlić się ludzie z całej Polski popada w niebyt. Przechodzę koło znanych mi miejsc. Kino GDK to już tylko szara, przytłaczająca fasada. Kiedyś miejsce spotkań wielu mieszkańców, bijące serce miasta. W rynku okoliczni dresiarze sprzedają dragi i nie zwracają uwagi na patrol policji stojący kawałek dalej. Nawet tutejsi młodzi ludzie potrzebują chwili zapomnienia. Wydostania się choćby na moment ze świata marazmu który ich otacza.

PODZIEMIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz