Rozdział 10

229 21 0
                                    



Mila

Usłyszałam hałas silnika za oknem i spostrzegłam wjeżdżający samochód do garażu Podziemia. Ucieszyłam się że mój brat z chłopakami już są, bo reszta ekipy przyjechała dwa dni wcześniej. Mieli raczej grobowe miny, stąd wiedziałam od razu, że coś poszło nie do końca po ich myśli. Jednak żaden nie pisnął choćby słowem, co spartaczyli i kto jest temu w głównej mierze winien. Zasadniczo jedyne co usłyszałam to, że będzie się działo jak już reszta wróci do domu. Gruby też chodził jak chmura gradowa i mlaskał pod nosem jakieś bluzgi po czym sapał i dalej mruczał do siebie coś o bandzie skończonych kretynów. Wychyliłam pół ciała przez okno i widzę jak Bogdan pędzi do garażu. Nie podejrzewałam nawet, że może się tak szybko poruszać przy tej masie ciała. A on sunął przed siebie niczym matrona. Rozejrzałam się na boki, jak nigdy wszyscy gdzieś się zapodziali jakby wyczuwali napięcie, które się nagromadziło. Nadstawiłam uszu, cisza... podjęłam decyzję - idę do garażu. Bo z tej niewiedzy co się dzieje, w głowie mi się kręci. Wychodząc napotkałam Wiolę, która oczywiście pomyślała o tym samym. Po cichutku aby nie narobić zbędnego hałasu podeszłyśmy do zjazdu na dół. Słychać było wrzaski Bogdana. Oczywiście stałyśmy wsłuchane, zaciekawione wręcz o co ta awantura. Co dziwne, chłopaki jacyś tacy nie zbyt rozmowni byli, raczej odpowiadali niż się mądrowali. Skupiłyśmy naszą uwagę na tym co słychać ze środka.

Bogdan

Jak tylko dwa dni temu do garażu wjechało za mało wozów i w dodatku bez najlepszych w całej ekipie ludzi, wiedziałem że nie jest dobrze. Ci faceci byli dla mnie jak bracia, chodź niesforni jak dzieciaki, bardzo lojalni. Zawsze można na nich liczyć, ogarniają sporą część mojego biznesu. Wiedzą jakie są konsekwencje zdrady lub donosicielstwa. I wiedzą, że tu nie ma próżni, każdą pustkę trzeba wypełnić, w tym przypadku brak BMW był pustką wręcz dojmującą. Prezydent Miasta Wałbrzycha zwany Panem P., to był gnój jakich mało. Dla niego zabrakło auta. Co oznaczało, że sukinsyn postanowi w odwecie, za niedotrzymanie umowy, zrobić mi tu nalot albo jakiś inny kwas, albo będzie miał absurdalne żądania wobec Podziemia.

Wałbrzych jest moim miastem rodzinnym i będąc tu od zawsze, przesiąkłem jego zgnilizną i beznadzieją. Swoje imperium wybudowałem na zgliszczach. To proste - zawsze dopisywało mi szczególne szczęście i siódmy zmysł do biznesu. Potrafiłem pojawić się w dobrym miejscu i czasie. Pierwszą dobrą kasę zarobiłem mając leżak na Zielonym Rynku i to niejeden. Szybko przekalkulowałem, że jeden to za mało dla godnego zarobku. Sprzedawałem towary od tzw. Ruskich. Wtedy to był biznes życia - zegarki, bateryjki, śrubokręty, mydło i powidło. Z czasem leżak zamieniłem na tzw. szczęki, czyli metalowe budy z blachy falistej. Tam sprzedawałem piżamy, majtki, skarpetki, itd. W tamtym okresie zarabiało się ogrom pieniędzy, przebitka cenowa tysiąc procent - na wszystkim. Rozwinąłem działalności na inne dzielnice miasta, zainwestowałem w większe budy, zacząłem sprowadzać torebki i buty, kosmetyki z Czech, z Węgier, z Rosji.

Wszystko szło dobrze, kasa była to kupiłem trzypiętrowy budynek za bezcen w ramach prywatyzacji miasta. Będąc któregoś razu w Rosji, po futra i złoto dla małżonek wysoko postawionych panów inżynierów i nie tylko, spotkałem Borysa. Po zacieśnieniu przy wódce stosunków międzynarodowych opowiedział mi jak to u nich świetnie działa handel kobietami do burdeli oraz ekskluzywne kluby z udziwnieniami czyli BDSM dla dygnitarzy. I wtedy zaczął mi świtać pomysł co zrobić z moim budynkiem, może nie całym, ale na pewno z jego częścią.

Wszystko klarowało się przez lata, będąc w Pradze po kosmetyki nawinął się Niemiec o imieniu Florian – opowiedział mi czym się zajmuje i dlaczego akurat tutaj. Szmuglowali samochody przez granicę, na części lub zlecenie. Podsunął mi pomysł, który wydawało się, że jest ostatnim elementem mojej wałbrzyskiej układanki.

PODZIEMIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz