Rozdział 9

225 19 0
                                    



Adin

Podjechaliśmy z Remkiem pod dom w którym znajduje się nasz samochód BMW M5 E39. Od razu widać bogactwo bijące zewsząd. W zasadzie kogo w dzisiejszych czasach stać na takie auto?! Tylko bogaczy, cała reszta pospólstwa zapierdala z tak zwanego buta. Stanęliśmy po drugiej stronie ulicy i obserwowaliśmy okolicę, omawiając potencjalne drogi ucieczki. Staliśmy tak jeszcze z pół godziny i ruszyliśmy w stronę domu. W uliczce paliła się ledwo jedna latarnia, co powodowało iż w razie gdyby nas ktoś spostrzegł to możliwość rozpoznania byłaby nikła a mieliśmy na głowach kaptury więc na sto procent żadna szansa. Podeszliśmy po cichu do drzwi, złapałem powoli za klamkę, tak jak przewidział Colin były otwarte. W takich chwilach zawsze zastanawiałem się - Co ci ludzie mają w głowie by nie zamykać drzwi na noc posiadając tyle wartościowych rzeczy? A następny dom jest paręnaście metrów dalej, i w razie jakiegokolwiek zdarzenia nikt im nie pomoże? Ostrożnie weszliśmy do środka, rozejrzałem się dookoła. Bywało że drzwi pozostawały otwarte, ponieważ w środku czaiły się dwa wielkie dobermany. Żaden z nas raczej nie miał ochoty uciekać w pocie czoła przed wściekłymi psami. Będąc w środku domu znalazłem wieszaki z pękami kluczy, mogłem dzięki nim wejść wszędzie i zabrać co tylko chcę. Bogate durnie - pomyślałem. Chwyciłem kluczyki od BMW i zszedłem schodami do garażu, gdzie Remek już otworzył drzwi od bramy garażowej na oścież. Wsiadłem do samochodu zwolniłem hamulec i Remek wypchnął mnie bezszelestnie na ulicę. Po czym sam wsiadł do auta którym przyjechaliśmy i jak gdyby nic odjechaliśmy. Poszło tak jak mówił Wojtas – raz... dwa... trzy..., teraz tylko papiery, tablice i inne duperele i do domciu. Dojechaliśmy do " dziupli " bez przeszkód. W środku nocy natknięcie się na jakieś kontrolę było mało prawdopodobne. Chłopaki byli już na miejscu, u nich również też obyło się bez niepotrzebnych ekscesów. Musieliśmy poczekać parę godzin aż nasi węgierscy koledzy ogarną co trzeba, więc poszliśmy do motelu.

Wojtas coś nie mógł usiedzieć, w końcu przełamał się i z pełną ekscytacją odpalił:

- Chłopaki gdy ostatnio opuściłem w pośpiechu ten piękny pokój, poniosło mnie do naszych kolegów Węgrów.

- Do brzegu warknął Seba.

- Jak mówiłem już wcześniej załatwiłem nam możliwość dodatkowego zarobku.

- A cóż to za fucha? - pyta Colin.

- Wyścig na najsłynniejszym torze wyścigowym na Węgrzech ,"Hungaroring ".

- To tor Formuły 1? – zapytałem.

- Tak, chłopaki jest już wszystko ustalone. Ja jadę z Remkiem. Robimy dwa okrążenia przy minimalnym zużyciu paliwa i opon.

- Wszystko fajnie Wojtas. Ale czym ty chcesz ten wyścig wygrać jak nie masz samochodu?

- O i tu wchodzisz ty Colin, musisz pożyczyć mi BMW - szczerzy się.

I już wiedziałem czemu mnie ta głowa tak napierdala od wczoraj i pieczenie w żołądku nie daje odpocząć. Wojtas i jego geniusz. To nie tak, że miałem coś przeciwko wyścigowi. Chętnie zobaczyłbym najsłynniejszy tor wyścigowy na Węgrzech, ale do kurwy nędzy - nie najbardziej pożądanym autem Grubego i to w obcym kraju. Dlaczego nie chciałem tym razem jechać? Bo moje przeczucie, że coś pójdzie się jebać, jak zawsze się sprawdziło.

- Wybij sobie to z głowy durniu - krzyczy Colin.

- Dajcie spokój przecież wygramy.

- Nie ma mowy.

- Colin, czy ja kiedyś przegrałem? Zawsze potrafię ocenić swoje szanse stary. Nasi przeciwnicy to lamusy.

- Wojtas a co jeśli przegrasz? Pomyślałeś o tym choć przez chwilę?

PODZIEMIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz