18

1.3K 96 11
                                    

W końcu mogę powiedzieć że udało mi się napisać osiemnasty rozdział. Było to tak ciężkie, jak nigdy dotąd. Ciągłe zmienianie coś bo mi nie pasowało. Ale widzę was po naprawdę długiej przerwie, przy 18 rozdziale. Mam nadzieję że wam się spodoba ( choc mi osobiście się bardziej podobał tamten ). Życzę miłego czytania.

Andrelia

Siedziałam przy córce, mimo że jej stan jest już dobry. Czasem Bruno zmuszał mnie abym wróciła do domu, zjadła coś normalnego, umyła się i przespała na wygodnym łóżku niż na krzesełku. A w tym czasie Izi się nią zajmie.

Może i nie było to najwygodniejsze spanie przy dziecku w szpitalu, ale nie mogłam jej zostawić. No poprostu nie. Za bardzo ją kocham, i za bardzo sie martwię aby wyjść i ją zostawić na tyle kilka godzin. A ja wiem że gdy jest chora, jest marudna i potrafi bardzo dużo płakać i krzyczeć że chce do mamy.

Głaskałam ją po ręce gdy ona spała. Wypis miała mieć na pojutrze. Dobrze że wyzdrowiała. Przyłożyłam jej rączkę do ust by po chwili złożyć na nich delikatny pocałunek.

Usłyszałam wibracje na szafce, było trochę późno. Więc kto dzwoni.

Uniosłam telefon, i zobaczyłam kto.

Zadzwonił do mnie do Bruno. Odebrałam od razu.

- Co tam?. jeśli dzwonisz zapytać się co z Luną, to wszystko dobrze.

Ale zamiast usłyszeć głosu Bruno, usłyszałam głos mojego byłego męża.

- Anderlia, kurwa kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć że twoja córka również jest moją córką!.

Zbladłam. Wszystko wyszło na jaw. On wie że Luna jest jego dzieckiem. Co ja mam teraz zrobić. Rozłączyłam się odrazu. Pierwsze co to na drążących rękach wystukałam w loty samolotu, aby zobaczyć najbliższy lot do Nowego Jorku. Dziś za 5 godzin. Pobiegłam szybko do lekarza.

- Panie doktorze!

Doktor się zatrzymał i na mnie spojrzał.

- Chciala bym wypisać córkę. Musimy wracać do domu do Nowego Jorku. Mój brat wylądował w szpitalu. Rodziców nie mamy, więc jestem tylko ja.

- Dobrze, za dziesięć minut będzie gotowy wypis.

Podziękowałam, i biegiem wróciłam do sali córki. Pakowałam jej wszystkie rzeczy i zabawki do torby. Obudziłam moją córkę.

- Wstawaj kochanie, wracamy do domku. Do wujka.

- do wujka? - zapytała zaspana.

- Tak do wujka, do tego w Nowym Jorku.  - uśmiechnęłam się czule.

Założyłam jej buty. I wzięłam ją na ręce, a torbę powiesiłam sobie na ramieniu. Odebrałam wypis i jak najszybciej wyszłam ze szpitala. W domu znalazłam się bardzo szybko, bo pospieszałam kierowcę.

- Choć kochanie szybciutko. - Ona wbiegła do domu, a ja weszłam za nią. Torbę zostawiłam w korytarzu.

- Cześć ciociu! Zobacz jestem już zdrowa jak ryba!

- To bardzo dobrze kochanie. - uchyliła się i ją przytuliła. Odezwałam się pospiesznie ja do niej.

- Izi pilnuj jej, ja idę do góry.

betrayal will find happiness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz