27

1.2K 61 5
                                    

Andrelia.

- Cześć Andrelka..

Nie dowierzałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Co on do jasnej cholery tu robi, błagam niech to będzie głupi sen.

Nie wiedziałam co mam powiedzieć, nie wiedziałam naprawdę. Patrzyłam na niego, i co ja mam mówić. On też nic nie mówił, patrzył na mnie wyczekująco aż się może pierwsza odezwę.

Przełknęłam gulę w gardle. Spojrzałam na jego ręce to co w nich trzymał. W jednej ogromnego miśka, na dodatek różowego. A w drugiej ogromny bukiet róż, obłożony liściami jakimiś dużymi. A wokół róż były różnego koloru chyba gipsówka.

Spuściłam wzrok na ziemię. Chciała bym się teraz odwrócić i zniknąć w środku domu. Cofałam się powolnymi krokami, do środka domu. Złapałam za drzwi, i je chciałam zamknąć. Ale w przeklętym momencie się on odezwał.

- Andrelka Poczekaj.. proszę..

Nie mogę tak, nie mogę na niego patrzeć. Zniszczył mi życie. Pod moimi powiekami poczułam szczypanie. Piekły mnie oczy od łez których jeszcze nie uwolniłam na wierzch.

- Odejdź.., nie wracaj tutaj. Tutaj nie ma nikogo dla ciebie.. proszę idź stąd.

Zamknęłam drzwi. Ale przez małą szparę jeszcze zdążyłam usłyszeć to co powiedział.

- Poczekam na ciebie. Będę czekał do skutku aż ze mną porozmawiasz, będę siedział tu nawet dzień i noc.

Zamknęłam całkiem drzwi. Przekręciłam zamek w drzwiach. Uniosłam głowę do wizjera, aby zobaczyć czy dalej tutaj stoi.

Nie stał ale siedział na schodach, i patrzył gdzieś przed siebie. Kwiaty położył na schodach tak jak tego ogromnego pluszaka. Odsunęłam głowę od wizjera w sam raz. Mój brat był w domu, dobrze że wrócił z pracy wcześniej. Bo gdyby się na niego natknął to by go zabił.

Weszłam do salonu inna, zanim poszłam otworzyć drzwi miałam uśmiech na ustach. Teraz go nie miałam.

Moja córka siedziała na kolanach mojego brata. I coś razem rysowali po kartkach. Poszłam do kuchni napić się zimnej wody. Aby orzeźwić sobie gardło, które było zaciśnięte.

Zabrałam się za gotowanie obiadu. Kroiłam warzywa, ale jedne były za cienkie a drugie za grube. Spojrzałam za okno, było pochmurnie. I za nim odwróciłam głowę do warzyw, od szyby zaczęły się odbijać krople deszczu. Na dworze lunęło. Moja myśl poleciała do Ethberta że on dalej tam siedzi i czeka.

Nie myśl o nim, nie przejmuj się. On napewno już sobie poszedł. Napewno da mi spokój, taki jaki miałam przez trzy lata. Skupiłam znów wzrok na warzywach. Starałam się nie myśleć o Ethbercie. Pokrojone w plastry warzywa wrzuciłam na gotującą się i osoloną wodę.

Do drugoego garnka wrzuciłam makaron. I nie miałam narazie co robić. Makaron trochę zajmie, warzywa też.

Poczułam rękę na ramieniu która mnie odwróciła w swoją stronę. Był to mój brat, które miał uniesione brwi i patrzył na moją twarz. Moje łzy niedawno nie wytrzymały i bezczynnie płynęły. A teraz miałam na policzkach ślady po łzach.

Mitchell kciukiem starł je, i dalej mi się przyglądał. Patrzył uważnie aby coś z mojej twarzy wyczytać. Opuściłam wzrok, bo wiedziałam o co się zapyta.

- Odkąd otworzyłaś drzwi, i wróciłaś jesteś jaka inna. Zero uśmiechnięta, skupiasz się nie wiem na czym ale coś mi tu nie pasuje. Obserwuje cie od tamtego czasu, jesteś poprostu niedostępna. Luna cie nawet raz wołała aby ci pokazać co narysowała. A ty nie Słyszałaś. Powiedziałem jej że nie masz czasu, ponieważ robisz dla niej jedzenie. Teraz poszła do pokoju. A teraz mów dlaczego płaczesz i co się stało.

betrayal will find happiness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz