31

589 38 6
                                    

Rozdział już 31, jak to leci. Jesteście gotowi, przeczytać rozdział?. Ja piszcząc go, było mi tak przykro jak nigdy w żadnym rozdziale. Ale życzę wam miłego czytania.








Ethbert.

W końcu wszystko się udało. Andrelia do mnie wróciła, jestem przeszczesliwy. Zostało jeszcze poinformowanie jej brata o tym że iż bodajże jesteśmy razem, i poinformować Lunę że jestem jej ojcem. Będzie to ciężkie, ale będę się starał.

Zająłem miejsce w samolocie które było mi przydzielone. Wracam tam tylko porozmawiać z ludźmi, I wracam tutaj. Możliwe że po moje dziewczyny, i je zabiorę do siebie.

Właśnie!, w ciągu tego tygodnia czy tych dwóch muszę w końcu wyremontować pokój znów na nowo. Bo tamten co zrobiłem, jest zbyt nie pod Lunę. Dowiedziałem sie coś mniej więcej od niej,  co lubi a co nie.

Samolot ruszył, i zaraz po niecałej minucie zaczęliśmy się unosić. Już tęsknię za dziewczynami, a dopiero wystartowaliśmy. Akurat padło tak, że przy oknie siedziała jakaś dziewczyna i patrzyła przez okno. Otworzyłem laptopa, i przeglądałem e-maile. Nie było nic ciekawego, oprócz tego że każdy e-mail był od nastolatków siedemnasce - dziewiętnaście plus. Ja aktualnie nie potrzebuję pracowników, każdy jest na swoim miejscu tak jak powinno być. A do firmy ja przyjmuje od dwudziestego drugiego roku życia.

Przejrzałem jeszcze parę spraw, i w końcu zamknąłem laptopa. Sprawdziłem jeszcze szybko godzinę, i wychodzi na to że leciałem już trzy godziny. Nawet to nie było potrzebne, bo za niecałą chwilę usłyszeliśmy pilota że będziemy za pięć minut podchodzić do lądowania w Los Angeles.

W końcu w domu. Odbiorę samochód z garażu, i jadę do domu. Zjem coś, umyję się i położę spać. Było przed piątą rano, snu też mi się trochę przyda. A jak wstanę nie znam godziny tego, pojadę do firmy. No chyba że firma przyjedzie do mnie, mam na myśli mojego przyjaciela który mnie zastępował. Bruno pewnie wparuje znów bez zaproszenia.

Po wylądowaniu, uberem dostałem się do garaży w którym jednym z nich był mój samochód. Otworzyłem go, wsiadłem do swojego samochodu. Tak tęskniłem za tymi siedzeniami. Klucze oddałem, i przy okazji informując że po klucze przyjadę na powrót za tydzień bądź dwa.

Dogadany z człowiekiem, ruszyłem do domu. Czekała mnie godzina drogi do domu, więc też jest kawałek drogi. Wjeżdżając w miejscowość w której mieszkam ludzie szli już do pracy, niektórzy z psem na spacer. Z schowka od strony pasażera, wyciągnąłem klucz do bramy. Zatrzymałem się przed bramą, która się otwierała. Jak była wystarczająca przestrzeń że się zmieszczę samochodem, wjechałem na posesję w której mieszkam. Zatrzymałem się przy garażu, i udałem się do domu.

betrayal will find happiness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz