Dłuuugi dziś rozdział. Ma 2957 słów. Mam chociaż nadzieję że wam się rozdział będzie podobał. Obiecałam wam że w tym i kolejnym będzie się działo bardzo dużo. Miłego czytania.
Ethbert.
Szykowałem się na spotkanie z Andrelią. Mam nadzieję że to dobrze wyniknie, i będzie wszystko a porządku. Może między nami się wszystko załagodzi, pozwoli mi się widywać z córką którą najpierw muszę poznać. Albo wróci ze mną wraz z Luną. Jej miejsce jest w Los Angeles, przy mnie. Z naszym dzieckiem.
Ale wracając do rzeczywistości, moja była żonka lubiła we mnie najbardziej czarną koszulę. Jest zbyt gorąco na nią, ale poświęcić się chyba mogę na ten jeden dzień. Stanąłem przed lustrem, I narzuciłem na siebie koszulę. Zapiąłem guziki. Jako że ja dobry człowiek, dobrze znany, narzuciłem jeszcze garnitur.
Przejechałem jeszcze wodą kolońską i odrobiną moich ulubionych perfum. Upewniłem się w lustrze czy dobrze wyglądam, czy niczego nie poprawić. Zgarnąłem kluczyki z szafki, i swój telefon. Udałem się na parking, i moja droga restauracja.
Pod restauracją byłem dość szybko, sprawdziłem godzinę na Zegarku. Miała jeszcze dwadzieścia minut. Zdecydowałem sam, posiedzieć te dziesięć minut w samochodzie zamiast jak jakiś pojeb siedzieć w restauracji, bez żadnego zamówienia.
Zastanawiałem się czy nie napisać wiadomości do Andreli, że ja już czekam. Ale jednak odgoniłem tą myśl jak najdalej, nie chciałem wyjść na jakiegoś stalkera. Po tych 10 minutach, wyszedłem z samochodu. Moje okulary przeciwsłoneczne zostawiłem w samochodzie. A ja sam poprowadziłem się do restauracji.
Mam nadzieję że wszystko wypali, pogodzimy się bo ja już chce wrócić do domu. To miejsce nie jest dla mnie, jest opuszczałe. Takie dziwne.
Skrzywiłem się na dzwoneczek w drzwiach do wejścia restauracji. W tym kraju to chyba już codzienność. Zasiadłem przy oknie, przyglądając się niektórym osobom. Ale nic ciekawego w nich nie było. Mój wzrok znów polecał na nadgarstek, na którym był zegarek. Jeszcze pięć minut.
Podeszła do mnie kelnerka z zeszycikiem i długopisem. Jakaś młoda typiara, na moje oko miała może z dziewiętnaście lat. Poprawiła szybko fartuch i się do mnie przesłodzonym uśmiechem uśmiechnęła. Moje oczy wykręciły fikołka. Moja uwaga nawet na nią nie patrzyła, inaczej mówiąc miałem ją w dupie.
- Chciałby Pan coś zamówić? - kolejny jej obrzydliwy uśmiech. Sorry dziewczyno, ale gustuje w ładne.
- Wodę z cytryną. - mile i grzecznie odpowiedziałem.
Otworzyła swój zeszycik czy tam notesik, jak kto woli. I wpisała Moje zamówienie. Podziękowała, odwróciła sie i poszła.
Dziesięć minut później, otrzymałem wodę. Nie wiem co tak długo im zajęło napełnić szklankę wodą i dać dwa plastry cytryny. Ode mnie ta restauracja dostaje jedną gwiazdkę. A niby tacy dobrzy są.
CZYTASZ
betrayal will find happiness
Short StoryOna była mężatką 2 lata, z dość bogatym facetem. Ale ona nie leciała na jego pieniądze, tylko na jego własne serce które tak bardzo pokochała że zdecydowała się go poślubić. Ale ich małżeństwo jednak po tych 2 latach, rozpadło się jak patyczki. Była...