Epilog.

573 31 7
                                    


Ethbert.

Nie wierzyłem w to że mnie zostawiła. Że ona naprawdę odeszła. Nieświadoma tego, że umrze. Gdybym tylko wiedział, kazał bym jej usunąć ciążę. A tak zostałem sam, z trzylatką oraz czterodniowym synem.

Miałem dość, chciałem się poddać. Odejść, iść z nią.

Michaela wypuścili już wczoraj  do domu, ponieważ jego zdrowie było zadawalajac więc nie widzieli potrzeby go dłużej trzymać w szpitalu.

Gdy jej serce się zatrzymało, a mnie wyprosili z gabinetu nie wiedziałem co robić, jedyne co robiłem w tedy to płakałem. Narazie planowałem przewieźć ciało Andrelii do Stanów. Po czym ją tam pochować, i wychować dzieci. Mitchell też się zgodził wrócić.

Tamten dzień.

Siedziałem na korytarzu i płakałem. Czekałem.
Gdy mi lekarze powiedzieli ze jej serce nie bije, modliłem się o najlepsze nie o najgorsze. Aby mój kwiatuszek nie odchodził, nie zostawiał mnie.

Mitchell przebiegł i sie zatrzymał obok mnie. Był przerażony.

- Gdzie Luna? - tyle byłem w stanie wypowiedzieć.

- U mojej znajomej, Ethbert mów co z Andrelią i dzieckiem!.

- Andrelii serce nie bije. Nie mam wieści od czterdzieści minut, a z Michaelem wszystko dobrze. Co jeśli Andrelia mnie zostawi, z dwójką dzieci. Ja nie mam doświadczenia, ja nic nie wiem. - kolejna fala łez wyleciala z moich oczu.

- Stary, ona jest silna. Wiem że da rade, zawsze dawała tym razem też da.

- A co jeśli nie?. - Nie mam już siły.

- Miejmy dobre myśli.

Po kolejnej godzinie, drzwi się otworzyły.

Podniosłem się z zajmowanego siedzenia, i spojrzałem na lekarza który wyszedł .. smutny?. On był smutny.

Tylko nie to. Błagam tylko nie to!.

- Panie Ethbertcie, i panie Mitchell przykro nam. Nie udało się uratować, życia Pana narzeczonej i Pana siostry.

Już nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Padłem na kolana, krzyczałem, płakałem.

Moja Andrelia ona mnie zostawiła. Ona umarła.

Ktoś próbował mnie podnieść, ja miałem głowę na podłodze. Łzy mi same kapały z oczu.

W końcu temu komuś się udało mnie podnieść, coś do mnie mówili ale ich nie słuchałem. Zacząłem iść, prowadzony. Czułem różne wzroki na sobie.

Poczułam swietrze powietrze, otworzyłem oczy spojrzałem przed siebie. Po tem w niebo, z moich ust wypadł cichy szept.

- Kochanie dlaczego mnie zostawiłaś. Dlaczego odeszłaś. Dlaczego umarłaś.

Spojrzałem na Mitchell, on również miał mokre policzki. Ale nie takie jak ja miałem. Podtrzymywał mnie, abym znów sie nie przewrócił.

Gdyby nie dzieci. To już na tą porę starał bym się aby do niej dołączyć.

Mitchell pomógł mi usiąść, a on sam gdzieś poszedł. Słyszałem że mówił że idzie nam po kawę.

Ja nie myśląc długo, wyciągnąłem telefon. Wybrałem numer do mojego jedynego przyjaciela. On też musiał poinformować jedyną przyjaciółkę Andrelii.

Odebrał odrazu.

- No?

- Za niedługo będę wracał, zajmiesz się moją firmą jakiś czas? Ja nie mam to siły.

betrayal will find happiness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz