walka o życie.Narkotyki towarzyszyły mojemu życiu odkąd pamiętam. We wczesnym dzieciństwie nachodziłam ojca w sklepie i wpadałam na zaplecze, zazwyczaj bez pukania, i napotykałam go wciągającego biały proszek przez zwinięty banknot na starym blacie przytwierdzonym do ściany. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, czym jest to, czym się faszeruje ani jakie tragiczne w skutkach może być. Nathaniel nigdy nie pozwalał mi tego dotykać i chował całą zawartość małego, strunowego opakowania na najwyższą półkę na regale między kartonowe pudełka z pomidorami, tak, żebym nie była w stanie dosięgnąć tego nawet przy pomocy krzesła. Mówił tylko, że to leki, które pomagają mu wytrwać w swoim ciężkim fachu i pracować na nadgodziny. Z racji tego, że ufałam tacie i miałam znikomą wiedzę na temat substancji psychoaktywnych, a bardziej od sproszkowanych medykamentów interesowały mnie lalki i towarzystwo Płotek, nie pytałam więcej o to, co robi.
O faktycznym znaczeniu białego proszku dowiedziałam się dopiero w momencie, kiedy dorosłam i usłyszałam o narkotykach w szkole na specjalnych zajęciach. W domu wpadłam później w panikę i ryzykowanie wspięłam się po regale, prawie łamiąc przy tym wszystkie kości i spłukałam plastikowy woreczek w toalecie. Nathaniel nie był wściekły, kiedy wytłumaczyłam, że już o wszystkim wiem i dłużej nie pozwolę mu wciągać prochów. Ojciec nie był ćpunem, nigdy nawet bym go o to nie posądziła, bo narkotyki były jedynie pomocnym środkiem w jego pracy, dzięki któremu nie chodził wyczerpany i jakoś dawał radę utrzymywać mnie i mojego brata bez zatrudniania dodatkowych pracowników, na których nie było nas stać.
Później często widywałam biały proszek rozsypywany na stołach w kształcie podłużnych kresek, kiedy razem z chłopcami kradłam saszetki z gotówką w restauracjach na Ósemce. Pamiętam, że przerażało mnie to, że robili to całkiem na widoku i jak dziwnie potem wyglądali z przekrwionymi oczami i twarzami wykręconymi w osobliwych grymasach. Postanowiłam sobie, że nie dopuszczę do tego, żeby ktokolwiek z moich bliskich brał narkotyki.
Znienawidziłam je i ludzi, którzy je biorą dopiero, kiedy w nowym liceum w San Francisco karetka zabrała chłopca z najstarszej klasy, który przedawkował kokainę i zmarł zanim zdołał trafić do karetki. Wracając z lekcji wuefu niechcący natknęłam się na widok ratowników medycznych przewożących na noszach czarny worek. Za nimi słaniała się starsza kobieta, która rozpaczliwie płakała. Była prawdopodobnie jego mamą, która przez narkotyki straciła swojego syna. Wtedy właśnie stwierdziłam, że świat byłby lepszy, gdyby nie było ich wcale, a biały proszek w plastikowym opakowaniu nie jest rozwiązaniem twoich problemów.
Moja wola nie jest silna, więc już kilka lat później na jednej z domówek u bogatych dzieciaków z mojej szkoły, tuż po tym, jak zaprawiłam się zdrową dawką alkoholu, dałam się namówić przez swoich rówieśników do spróbowania kokainy. Nie pamiętam wiele z tej imprezy, ale następnego dnia czułam do siebie ogromny wstyd i chyba nigdy do końca sobie tego nie wybaczyłam.
W momencie, w którym Rafe opowiedział mi o swojej skłonności do wciągania, nie byłam zdziwiona, bo to ścierwo, mimo delegalizacji, wciąż panoszy się wszędzie i jest ogólnodostępne. Miałam jedynie nadzieję, że uda mu się wytrwać w trzeźwości i nie będzie szukał już ulgi w narkotykach, ale nic bardziej mylnego.
CZYTASZ
𝐇𝐄𝐀𝐑𝐓𝐋𝐄𝐒𝐒 ʲʲ ᵐᵃʸᵇᵃⁿᵏ ᵃⁿᵈ ʳᵃᶠᵉ ᶜᵃᵐᵉʳᵒⁿ
Fanfiction𝐓𝐡𝐞𝐨𝐝𝐨𝐫𝐚 𝐇𝐚𝐫𝐫𝐢𝐧𝐠𝐭𝐨𝐧 to postać głęboko związana z dzieciństwem Płotek z Outer Banks, która opuściła grono swoich przyjaciół bardzo dawno temu w pogoni za lepszym życiem, zostawiając po sobie jedynie szczęśliwe wspomnienia i zapomnia...