Dziesięć lat po tragicznym wydarzeniu nikt nie spodziewa się, że coś lub ktoś naruszy względny spokój. Łowcy żyją tak, jak kiedyś, szkoląc nowych rekrutów oraz pozbywając się szkodników, jakimi od wielu wieków są smoki. Gdy do akademii docierają pog...
Pogoda się psuje i jesteśmy zmuszeni zboczyć z drogi i wejść w las, aby ukryć się przed śnieżycą. Znajdujemy miejsce, Eret przywiązuje konie do drzewa, a Kaladin rozpala ogień. Siedzę na kawałku płaszcza oparta o drzewo. Rozkoszuję się ciepłem ogniska i patrzę, jak płomienie tańczą przez wiatr. W ręku nadal trzymam sztylet, choć pewnie go teraz nie użyję.
Ale gdy tylko dopłynę statkiem na drugi brzeg kanału, zasmakuje smaku krwi.
Już wiem, co dokąd się udam i co zrobię. Mam cel. Krwawy, ale jednocześnie satysfakcjonujący. Nie obejdzie się bez rozlewu krwi, jednak to konieczne. Damalis zrobiło coś, czego nie widziałam nawet tutaj w Winger, a widziałam naprawdę okropne rzeczy.
– Trzeba powiadomić Byrona. Jakoś się tu dostali i nikt tego nie zauważył. Trzeba będzie przeczesać teren, sprawdzić, gdzie mogli zakotwiczyć statek, i z której strony wyszli na brzeg – mówi Kaladin.
Nie wiem, w którym momencie obaj usiedli przy ogniu.
– Może ich tu nie ma? Równie dobrze smok mógł przylecieć tu zraniony – stwierdza Eret.
– I jak wyjaśniasz ślady butów? – Kaladin unosi brew. – Poza tym jeśli Damalis stoi za tą śmiercią, smok nie dałby rady przelecieć przez ocean.
– Czyli mogą tu jeszcze być?
– Na waszym miejscu zapolowałabym na nich – odzywam się.
Ostrzem noża rysuję na śniegu symbol wypalony na smoczych łuskach.
– Ja zapoluję – dodaję po chwili. – Z pewnością spotkam wielu na północy.
A jeszcze więcej w samym sercu Damalis, czego nie mówię na głos. Wejdę do gniazda żmij i wszystkim odetnę łby. Albo zrównam z ziemią ich miasta i akademię, jak zrobiły to smoki w Winger.
– Taki jest twój plan? Zamierzasz sobie na nich zapolować? Jak na jakąś zwierzynę?
Podnoszę wzrok na Ereta.
– Po co? – Do rozmowy dołącza Kaladin.
W odpowiedzi chwytam nóż za srebrne ostrze i rzucam nim w ziemie aż wbija się po samą rękojeść w narysowany symbol Damalis.
– Po co? – powtarzam. – Skoro rozmawiałeś z Cravenem raczej domyślasz się, że tak tego nie zostawię. Możecie się cieszyć.
– A to niby dlaczego? – Kaladin unosi brew.
– Bo teraz moim wrogiem numer jeden stało się Damalis – wyjaśniam, choć wcale nie muszę odpowiadać. – Wy też powinniście ich uznać za wrogów. W końcu bezkarnie wdarli się na wasze ziemie – zauważam. – Czy to nie świadczy o waszej słabości? O tym, że nie idzie wam pilnowanie swoich granic?
Widzę, że Eretowi nie podoba się, w którą stronę zmierza ta rozmowa. Ale taka jest prawda. Są słabi. Zbyt aroganccy, by spojrzeć prawdzie w oczy i dostrzec, co się z nimi stało.
– Za to ty myślisz, że ich wytropisz.
– Ja to wiem.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.