Rozdział 21: Postawa zabójcy

82 11 5
                                    


Eret

Nieprzytomnego Sheina z wybitym barkiem wyniesiono do skrzydła medycznego. Wpatruję się w miejsce, w którym chwilę temu leżał i nie potrafię wyrzucić z głowy odgłosu, jaki towarzyszył temu brutalnemu aktowi. Wrzask chłopaka długo będzie do mnie wracał.

Te próby wymyślone przez Byrona to jakiś absurd! Gdyby Nash nie wybrał Sheina, ta walka mogła się inaczej skończyć. Rawena ma ogromne szczęście, że walczyła z nim, a nie z kimś z ostatniego roku. Wtedy miałaby mniejsze szanse na wygraną.

Jednak Nash powinien pomyśleć też o Sheinie. Znów spędzi kilka dni na oddziale, a potem czekają go tygodnie rehabilitacji, a poprzednią skończył miesiąc temu.

Pieprzony Nash. Co on sobie w ogóle myślał?

Opuszczam salę, wchodzę po krętych schodach, a potem znajduję się na zewnątrz w zadaszonym korytarzu. Dostrzegam Nasha kilka metrów dalej, opartego o jeden z filarów ze skrętem w ustach. Niebieskawy dym unosi się, lecz szybko rozwiewa go wiatr.

– Dlaczego Shane? – pytam, stając przed Nashem. – Przecież wiesz, że niedawno wrócił z rehabilitacji. Nie powinien się przemęczać, a przez ciebie spędzi kolejny miesiąc na usprawnianiu ramienia. Po co go wziąłeś? Nie mogłeś wziąć kogoś, z kim ona też by wygrała?

Nash unosi brew i wyjmuje z ust zwinięty papier.

– Sądzisz, że wziąłem go, by ona wygrała? – Otwieram usta, lecz on mówi dalej: – Shane był tylko kozłem ofiarnym. Miałem ją sprawdzić, więc sprawdziłem. Nie znała Shane'a, nie wiedziała o kontuzji. Byłem ciekaw, czy to dostrzeże i wykorzysta. I wiesz co? Wykorzystała. Perfekcyjnie.

Zaciskam szczękę.

– A gdyby nie zauważyła? Pomyślałeś o takiej możliwości?

– Niby po co?

Zaciąga się ziołami.

Szukam w głowie argumentów, czegokolwiek, co da mu do zrozumienia, że wysyłanie Raweny na te próby to jak posłanie ją na pewną śmierć. Jednak Nash staje nade mną wyprostowany i mierzy zimnym spojrzeniem.

– Widziałeś, jak stoi? – pyta i skinieniem wskazuje w lewo. – Przyjrzyj się jej. – Dostrzegam Rawenę stojącą na dziedzińcu przy fontannie z białego kamienia. – Lekki rozkrok, ręce za sobą, niemal się nie rusza. To postawa żołnierza, Farrow. A spojrzenie? To oczy zabójcy.

Wciągam gwałtownie powietrze do płuc i rzucam Nashowi ostrzegawcze spojrzenie.

– Nie patrz tak na mnie. Taka jest prawda. Obserwowałeś uważnie walkę z Sheinem? Mogła go powalić w ciągu sekundy przy jego pierwszym ataku, ale go puściła. Wiesz, dlaczego? – Podchodzi bliżej i nachyla się w moją stronę. – Bo zabójcy bawią się swoimi ofiarami – szepcze.

Odsuwa się bardzo powoli, a ja kieruję oczy na dziewczynę.

Opis jej obecnej postawy się zgadza. Chcę powiedzieć, że to tylko przypadek, że nie ma opcji by była żołnierzem, ale wtedy widzę ten sam rozkrok i ustawienie ciała, gdy czekała na ruch Sheina. Ale mogła to u kogoś zobaczyć. Mogła przecież podpatrzeć to u kogoś, kto był żołnierzem. Nie przyjmuję do siebie innej wersji.

Przecież to moja Rawena. Moja zawsze uśmiechnięta dziewczynka o włosach białych niczym śnieg. Dla każdego była życzliwa, dobra, bezinteresowna. Miała oczywiście swój charakterek, chciała wszystkim pokazać się stać ją na coś więcej, choć zawsze odnosiła porażki. Jak z takiej kruchej, delikatnej osóbki mógłby powstać zabójca? Nash się myli. Ona nie jest taka.

Płomienie | Drakara tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz