Rozdział 18: Coś ci pokażę

87 12 4
                                    

Rawena

Miło jest w końcu wejść pod prysznic i całkowicie zmyć z siebie krew i brud. Szampon do włosów pachnie kokosem, a mydło lawendą. Połączenie tych dwóch zapachów przypomina mi o pięknym targu w Lorath – mieście Idyrii. Każdy kolejny dzień jest tam piękniejszy od poprzedniego, w portach pachnie pieczonymi, doprawionymi rybami, słońce ogrzewa plaże, a kolorowe baldachimy nad główną drogą chronią przed promieniami. Ludzie noszą długie, zwiewne szaty także w pięknych, żywych barwach. I chociaż miasto otacza pustynia, warto ją przejść, aby ujrzeć trawiaste wzgórza.

Otwieram oczy i wizja pięknego miasta znika. Pomarszczone opuszki palców oznaczają, że spędziłam pod prysznicem długi czas. Zakręcam kurek, po czym wychodzę z brodzika i wycieram ciało ręcznikiem. Adira dała mi strój na przebranie i zaoferowała nawet, że upierze mój, bo zauważyła na nim kurz. Jestem wręcz pewna, że nie tylko to dojrzała, bo całą pierś i obojczyki mam splamione krwią. Jednak tego nie skomentowała. Sama wzmianka o krwi i wojnie przyprawiła ją o mdłości. Co by było, gdyby dotarło do niej, że jeszcze dzień temu wyglądałam, jakbym wykąpała się w morzu krwi?

Zakładam na siebie spodnie, bluzkę z długim rękawem, która niestety nie zakrywa szyi, a potem zapinam wokół bioder i ud pasy z pochwami, do których wkładam noże. Część z nich chowam do szuflady w sypialni.

Raczej nie będą mi potrzebne.

– Rawena? – Eret puka do drzwi. – Dołączysz do nas? Jeśli to cię jakoś przekona, to Calia wyszła.

Jej obecność ani trochę by mi nie przeszkadzała, ale jak widać jej moja zawadza.

W odpowiedzi otwieram drzwi i chłopak nagle odskakuje do tyłu. Staje wyprostowany, jakby gościł w domu dowódcę. Patrzy mi w oczy, ale bardzo szybko jego wzrok pada niżej. Nie na usta, a na posiniaczoną szyję. Rozchyla usta i już wiem, o co chce zapytać, dlatego wtrącam, nim zada te pytanie.

– Craven już to obejrzał. Nic mi nie jest.

Wymijam go w przejściu, po czym schodzę po schodach na parter. Pod moimi nogami nagle przebiega pies. Merda wesoło ogonem, biegnie do kucającego przy kanapie Kaladina i kładzie mu pod nogi piłeczkę, którą łowca od razu rzuca czworonogowi.

– Nie rozstajesz się z tymi zabaweczkami, co? – Chłopak zerka na błyszczące sztylety, ściśle przylegające do moich ud.

– Nie, jeśli nie muszę – odpowiadam.

Pies znów przybiega i czeka aż jego pan znów rzuci piłką. Gdy zwierzę ją chwyta, idzie z nią na legowisko.

– Rozpieszczyliście ogara – zauważam. – Nie wykorzystujecie go do polowań?

– Kiedyś polował z resztą, ale zachorował. Przygarnęliśmy go, aby nie zdechł gdzieś w polu uganiając się za królikiem – wyjaśnia Kaladin. – Teraz jedyne na co poluje to jedzenie ze stołu.

Rzeczywiście wygląda tak, jakby całymi dniami żarł, spał i się bawił. Nie jest otyły, ale gdyby postawić go przy innych ogarach, każdy wiedziałby, że w połowie biegu by się położył.

– Sprawdzę, czy Adira nie potrzebuje pomocy – stwierdza nagle Kaladin i znika w przejściu do kuchni.

– Chodź.

Eret usiadł już na kanapie w salonie, więc idę w jego ślady, ale wybieram najbardziej oddalony fotel, który jest tak duży i miękki, że od razu się w nim zatapiam. Dawno nie siedziałam na czymś tak wygodnym. Gdyby nie głód ściskający żołądek, zasnęłabym w takiej pozycji w jakiej siedzę.

– Jak żebra?

Unoszę powieki i przechylam delikatnie głowę, by spojrzeć na Ereta. Jego gładką twarz oświetla pomarańczowe światło ognia, za to włosy zdają się pozostawać w cieniu. Zielone oczy chłopaka są ciemniejsze niż za dnia, przypominają bardziej brąz niż zieleń.

Płomienie | Drakara tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz