Rawena
Vonarys wznosi się wyżej. Ląd pod nami zaczyna się oddalać, z kolei wiszące nisko w górach chmury są coraz bliżej. Kiedy w nie wlatujemy smoczy łeb na chwilę znika mi z pola widzenia, z kolei lodowate iskierki ocierają się o mnie i drażnią oczy. Przylegam do smoczego grzbietu całym ciałem, schylając nieco głowę. Widoczność nie jest mi potrzebna. Oddaję kontrolę nad lotem Vonarysowi. Wie, dokąd lecieć. Wie dokładnie, kiedy się przechylić i kiedy skręcić, by nie uderzyć w skałę.
Im wyżej jesteśmy, tym mocniej odczuwam malejące ciśnienie. Przydusza mnie do smoka, nabieram mniej powietrza i dodatkowo odczuwam obręcz uciskającą mi skronie. Powinnam częściej przebywać w powietrzu, by pozbyć się skutków ubocznych wysokości.
Vonarys nagle ostro skręca w lewo, a potem pikuje w dół. Chmury się przerzedzają aż ustępują widokowi zielonych łąk. Dopiero na moje polecenie smok wyrównuje lot i już łagodniej zmierza ku ziemi.
Ptaki wzbijają się w niebo, kiedy przelatujemy nisko nad lasem. Korony uginają się od podmuchu wiatru. Klepię gada w okolicach grzebieni, dając mu sygnał, że może lądować. Odpowiada piskliwym odgłosem, przelatuje jeszcze kawałek nim zatrzymuje się w powietrzu i ostrożnie stawia tyle łapy na ziemi. Potem schyla szyję i dopiero teraz zauważam stojącą pod dębem Calię. Wychodzi na słońce z założonymi rękoma i mruży oczy. Vonarys wydaje z siebie niski, ostrzegawczy pomruk.
Zdejmuję maskę i kaptur.
– Spokojnie. Jest niegroźna.
Smok schyla tułów, dając mi zejść. Kiedy staję przy nim, patrzy na mnie, jakby czekał na zgodę i po skinieniu głową, odwraca się i wzbija w niebo.
– Skąd wiedziałaś, że tu będę?
– Intuicja. Poza tym tu nie docierają patrole.
Staję w cieniu, bo słońce zaczyna już mocno przypiekać. Lato będzie tu piekielnie upalne. Już sama wiosna daje w kość.
– Skąd ten wyraz twarzy, co?
– Ty też taki masz – stwierdza opryskliwie.
– I wyglądam z nim lepiej.
Zmierzam do swojego wierzchowca.
– Przyjechałam, bo znowu wykręciłaś się z przymiarek sukni. Bal za trzy dni, a ty nadal nie masz w czym iść. Nie, żeby mi zależało, ale Byronowi zależy, abyś przyszła.
– Krawiec zrobił to, o czym mówiłam?
Wsiadam na konia. Nie pójdę w sukience, która ograniczy mi ruchy, zdusi gorsetem albo będzie tak długa i wielowarstwowa, że nie dam rady schować sztyletu. Bezbronna na pewno tam nie pójdę. Będę otoczona nie tylko przez łowców, ale i idyrskich wojowników. To nie będą warunki sprzyjające bezpieczeństwu.
– Tak, dlatego lepiej abyś ze mną wróciła i w końcu ją przymierzyła. Niedługo nie będzie czasu na jakiekolwiek poprawki.
– Dobra. – Wzdycham. – Skończyłam na dziś. Możemy jechać.
– A co tak właściwie robiłaś? Ostatnio często znikasz.
Popędzamy konie, lecz nie zachęcamy je do kłusa. Dochodzi południe, jeśli nie straciłam rachuby czasu, więc nie musimy się spieszyć.
– Patrolowałam północne wybrzeże.
– Za górami? – dziwi się.
Przytakuję.
– Dlaczego akurat tam?
– Sprawdzałam, czy damalińczycy nie dostali się na wyspę. Albo czy nie kryją się gdzieś w chmurach.
![](https://img.wattpad.com/cover/367374690-288-k801444.jpg)
CZYTASZ
Płomienie | Drakara tom 1
FantasyDziesięć lat po tragicznym wydarzeniu nikt nie spodziewa się, że coś lub ktoś naruszy względny spokój. Łowcy żyją tak, jak kiedyś, szkoląc nowych rekrutów oraz pozbywając się szkodników, jakimi od wielu wieków są smoki. Gdy do akademii docierają pog...