Rozdział 33: Powiedział jej pan

92 15 1
                                    

Rawena

Vonarys wznosi się wyżej. Ląd pod nami zaczyna się oddalać, z kolei wiszące nisko w górach chmury są coraz bliżej. Kiedy w nie wlatujemy smoczy łeb na chwilę znika mi z pola widzenia, z kolei lodowate iskierki ocierają się o mnie i drażnią oczy. Przylegam do smoczego grzbietu całym ciałem, schylając nieco głowę. Widoczność nie jest mi potrzebna. Oddaję kontrolę nad lotem Vonarysowi. Wie, dokąd lecieć. Wie dokładnie, kiedy się przechylić i kiedy skręcić, by nie uderzyć w skałę.

Im wyżej jesteśmy, tym mocniej odczuwam malejące ciśnienie. Przydusza mnie do smoka, nabieram mniej powietrza i dodatkowo odczuwam obręcz uciskającą mi skronie. Powinnam częściej przebywać w powietrzu, by pozbyć się skutków ubocznych wysokości.

Vonarys nagle ostro skręca w lewo, a potem pikuje w dół. Chmury się przerzedzają aż ustępują widokowi zielonych łąk. Dopiero na moje polecenie smok wyrównuje lot i już łagodniej zmierza ku ziemi.

Ptaki wzbijają się w niebo, kiedy przelatujemy nisko nad lasem. Korony uginają się od podmuchu wiatru. Klepię gada w okolicach grzebieni, dając mu sygnał, że może lądować. Odpowiada piskliwym odgłosem, przelatuje jeszcze kawałek nim zatrzymuje się w powietrzu i ostrożnie stawia tyle łapy na ziemi. Potem schyla szyję i dopiero teraz zauważam stojącą pod dębem Calię. Wychodzi na słońce z założonymi rękoma i mruży oczy. Vonarys wydaje z siebie niski, ostrzegawczy pomruk.

Zdejmuję maskę i kaptur.

– Spokojnie. Jest niegroźna.

Smok schyla tułów, dając mi zejść. Kiedy staję przy nim, patrzy na mnie, jakby czekał na zgodę i po skinieniu głową, odwraca się i wzbija w niebo.

– Skąd wiedziałaś, że tu będę?

– Intuicja. Poza tym tu nie docierają patrole.

Staję w cieniu, bo słońce zaczyna już mocno przypiekać. Lato będzie tu piekielnie upalne. Już sama wiosna daje w kość.

– Skąd ten wyraz twarzy, co?

– Ty też taki masz – stwierdza opryskliwie.

– I wyglądam z nim lepiej.

Zmierzam do swojego wierzchowca.

– Przyjechałam, bo znowu wykręciłaś się z przymiarek sukni. Bal za trzy dni, a ty nadal nie masz w czym iść. Nie, żeby mi zależało, ale Byronowi zależy, abyś przyszła.

– Krawiec zrobił to, o czym mówiłam?

Wsiadam na konia. Nie pójdę w sukience, która ograniczy mi ruchy, zdusi gorsetem albo będzie tak długa i wielowarstwowa, że nie dam rady schować sztyletu. Bezbronna na pewno tam nie pójdę. Będę otoczona nie tylko przez łowców, ale i idyrskich wojowników. To nie będą warunki sprzyjające bezpieczeństwu.

– Tak, dlatego lepiej abyś ze mną wróciła i w końcu ją przymierzyła. Niedługo nie będzie czasu na jakiekolwiek poprawki.

– Dobra. – Wzdycham. – Skończyłam na dziś. Możemy jechać.

– A co tak właściwie robiłaś? Ostatnio często znikasz.

Popędzamy konie, lecz nie zachęcamy je do kłusa. Dochodzi południe, jeśli nie straciłam rachuby czasu, więc nie musimy się spieszyć.

– Patrolowałam północne wybrzeże.

– Za górami? – dziwi się.

Przytakuję.

– Dlaczego akurat tam?

– Sprawdzałam, czy damalińczycy nie dostali się na wyspę. Albo czy nie kryją się gdzieś w chmurach.

Płomienie | Drakara tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz