Rozdział 24: Nie spadnę

66 11 2
                                    

Z jakiegoś powodu ten rozdział się nie wstawił XD


Rawena

Smoki. Ryczące za nią jednym głosem.

Słowa Meyris rozbrzmiewają w mojej głowie jeszcze przez długi czas. Niezbyt mogę spać, a kolejnego dnia przed próbą nie potrafię się skupić. Skąd ta kobieta wie o smokach? Kim jest i czy ma jakieś zdolności? I co najważniejsze, czy nadal przebywa w Winger?

– Nie słuchasz.

Odsuwam się w bok, gdy ciepły oddech Nasha muska moje ucho.

– Jak chcesz przejść ostatnią próbę, skoro nie wiesz, na czym polega?

Rzeczywistość do mnie wraca i orientuję się, że stoimy nieopodal klifu, a przed nami wnosi się tor, który mam pokonać. Kilkanaście wysokich bel wznosi się do nieba. Jedna jest większa od drugiej. Po obu stronach znajdują się wieże. Droga do nich prowadzi przez kręcone schody.

– Wygląda fajnie, co? – Spogląda na nie z chytrym uśmieszkiem. – Niech cię nie zwiedzie widok z tej perspektywy. Tam na górze nieźle wieje, na belkach można stać dwiema stopami, choć dla niektórych to i tak za mało. Poza tym, szansa na to, że zlecisz, jest większa niż wspinaczka po murze. Ale jeśli już spadniesz, wylądujesz albo na ziemi albo wpadniesz w przepaść i rozbijesz się o skały, a ostatecznie się utopisz.

Unoszę brew, patrząc na łowcę.

– Próbujesz mnie odstraszyć?

– Skąd – chichocze. – Myślę, że masz szansę to przejść. Widziałem twoje wczorajsze popisy na parapetach.

Rozchylam wargi, ale brakuje mi wytłumaczenia.

– Nie wnikam, serio. Twoja sprawa, gdzie się wspinasz i w jakim celu. Tak właściwie to byłem zdumiony, gdy widziałem, z jaką gracją się poruszasz.

Przewracam oczami.

– Z tym też sobie poradzisz, jednak by zmniejszyć ryzyko porażki, zapraszam cię na górę. – Rusza w stronę pierwszej wieżyczki. – Popodziwiajmy widoki.

Konstrukcja jest stabilniejsza, niż wygląda. Stopnie wyglądają na nowe, barierki również były wymienione i ustabilizowane metalem. Schody są szerokie na dwie, może trzy osoby, ale za to ciągną się w nieskończoność. Mimo swojej dobrej kondycji, na szczyt docieram z szybkim tętnem oraz ciężkim oddechem. Nogi drżą mi od wysiłku. Z chęcią bym usiadła, ale nie ma tu ławek, więc mogę jedynie oprzeć się o drewnianą poręcz.

Staję obok Nasha. Później rzucam okiem w dal na morze, a potem w dół, by ocenić wysokość. Pod sobą widzę tylko skrawek lądu i wielką przepaść. Na dole każdego nieszczęśnika czeka bliskie spotkanie z ostrymi kamieniami oraz zabójczymi falami.

Obracam głowę w lewo, by przyjrzeć się belkom. Są różnej długości, niektóre są naprawdę wysokie, inne bardzo niskie. Odległość od jednej do drugiej nie jest duża. Można przeskoczyć nad przepaścią bez rozbiegu, którego i tak nie da się nabrać. Problemem mogą być jedynie te wysokości. Jeśli zacznę od najniższej, będzie mi trudniej wybić się, aby dosięgnąć tej wyższej i dotrzeć na drugi koniec toru. Łatwiej byłoby wybrać drogę od najwyższej i iść, kierując się w dół.

– Rozpracowujesz plan?

– To źle? – pytam, ale nie patrzę na Nasha.

– Dobrze – zapewnia. – Ty chociaż myślisz. Ci, którzy porwali się, by przejść ten, tor uznali, że wystarczy po nim przebiec.

– Ilu spadło?

– Pojęcia nie mam. – Mija mnie, po czym siada na krawędzi wieży i opuszcza nogi. – Słyszałem opowieści o tych, którzy spadli i zginęli nabici na ostre kamienie tam w dole. – Zerka w stronę końca klifu. – Byłem świadkiem jednego upadku, ale łowca, który podjął się przejścia po belach, zleciał na tamtą najniższą belkę. – Wskazuje palcem przed siebie i nieco w dół. – Złamał rękę, ale przeżył.

Płomienie | Drakara tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz