Rozdział 17: Powrót do piekła

78 10 2
                                    

Rawena

Widziałam to miasto tylko z daleka, kiedy lądowałam za lasem. Wydawało się niewielkie, ale teraz widzę, że się myliłam. Od mojego ostatniego pobytu tu, dziesięć lat temu, bardzo się rozrosło, powstały nowe domy, droga została naprawiona i poszerzona. Marrakesh stało się bezpieczniejszym miejscem, skoro widzę tu tylu ludzi.

Każdy dokądś zmierza, na własnych nogach bądź konno. Mijamy powozy wypełnione workami, kobiety z koszami pełnymi zakupów oraz bawiące się dzieci. Niektóre rzucają się śnieżkami. Inne lepią bałwany.

W każdym z okien zauważam kolorowe zasłony, wiele z domów posiada zadaszoną werandę z drewnianą ławką oraz stolikiem kawowym. Z pewnością na wiosnę znajdujące się obok ogródki są bogate w nasiona kwiatów, a latem nimi udekorowane.

W oknach mijanych sklepów sprzedawcy postawili manekiny, na których zaprezentowali oferowane stroje. Niektóre są proste, przeznaczone raczej do jazdy konnej dla pan i panów, a inne wyglądające na znacznie droższe przez karmazynowe kamizelki oraz długie, barwne suknie.

Miasto bardzo się rozwinęło, nie tylko pod względem zasobów ale także handlu.

– To tutaj – oznajmia Craven, zatrzymując konia przed białą werandą.

Stoimy przed jednopiętrowym domem z ciemnego drewna. Duże okna wpuszczają do środka masę światła, ale są na tyle wysoko, że gdyby ktoś chciał zajrzeć do środka, musiałby najpierw wejść na werandę, co zresztą chwilę później robi profesor. Staje przed drzwiami i puka w nie dwa razy na tyle mocno, by domownicy to usłyszeli.

Zsiadam ze swojego wierzchowca i przywiązuje go do balustrady na prawo od schodków. Głaszczę szyję zwierzęcia, gdy ktoś otwiera drzwi do domu.

– Profesorze. Stało się coś?

Nie tęskniłam za głosem Ereta ani za nim samym. Zaczynam żałować, że nie zdecydowałam się jednak na pokój w gospodzie. Byłabym tam sama.

– Nic poważnego – odpowiada spokojnie. – Tak właściwie to przyprowadziłem tu kogoś.

Wyłaniam się z ukrycia, choć, gdyby Eret spojrzał wcześniej w tą stronę, zauważyłby mnie. Jednak tego nie zrobił i teraz unosi brwi. Wargi ma rozchylone. Ulatuje spomiędzy nich para.

– Rawena – szepcze ledwo słyszalnie. – Ty... Wróciłaś. Zmieniłaś zdanie?

– Powiem ci, jeśli nas wpuścisz.

Z opóźnieniem docierają do niego moje słowa, ale w końcu się przesuwa i zaprasza do środka. Craven wchodzi ostatni, a Eret zamyka za nami drzwi. Policzki mi płoną od nagłego ciepła. Nie zastanawiając się dłużej, odpinam klamrę i zdejmuję płaszcz.

– Wezmę go – proponuje Eret, po czym odbiera ode mnie okrycie i wiesza na wieszaku przy wyjściu.

– Jesteś sam?

Na pytanie Cravena chłopak kiwa głową.

– Kal jest u kowala, a dziewczyny poszły na targ – wyjaśnia. – Podać coś do picia? Gorącej herbaty? Kawy?

– Ja niestety muszę wracać – oznajmia mężczyzna. – Musimy omówić z zarządem pewną sprawę, a Rawena potrzebuje schronienia na jakiś czas. Mam nadzieję, że to nie problem.

– Nie, skąd, żaden – zaprzecza pośpiesznie Eret.

Craven zerka na mnie, jakby chciał upewnić się, że wszystko w porządku. Odpowiadam mu skinieniem głowy. Przyjmuje odpowiedź i po pożegnaniu się wychodzi z domu. Eret odwraca wzrok od drzwi i kieruje go na mnie. Przeczesuje palcami ciemne włosy, a potem zamiera i marszczy czoło.

Płomienie | Drakara tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz