Rozdział 22: Niektórzy się nie zmieniają

72 15 3
                                    

Rawena

Kolejnego dnia próby towarzyszy mi Kaladin. Eret musiał zająć się zajęciami, które prowadzi, a mi to nawet pasuje. Nie muszę znosić jego gadania o bezsensownych rzeczach, ani nie widzieć, jak na mnie patrzy. Robi to tak, jak kiedyś, gdy coś mi nie szło albo próbowałam coś komuś udowodnić. Nie wierzył we mnie. I nie wierzy dalej. Jak gdyby zatrzymał się w czasie w chwili, w której musiał być moim obrońcą.

Kaladin przynajmniej nie mówi, że uważa te próby za idiotyczne, choć pewnie też tak sądzi, lecz z innych powodów niż Eret. Tamten nie chciał, bym mierzyła się z kimś w sparingu. Wolałby, gdybym siedziała grzecznie w domu.

Idąc przez las zastanawiam się, czy łowca nie próbuje wyprowadzić mnie w pole, jednak potem zauważam rozległy teren do ćwiczeń. Zauważam ścianki wspinaczkowe, jedna jest wyższa od drugiej, kilka tarcz do strzelania z łuku bądź rzucania nożami, niewielki tor przeszkód z ruchomymi kładkami wznoszący się na trzy piętra oraz pusty skrawek ziemi, gdzie zapewne na wiosnę odbywają się walki. Nash stoi przy stojakach na łuki oraz kołczany ze strzałami. Obok wiszą sztylety, wszystkie są identyczne.

Chrupoczący pod naszymi butami śnieg informuje o naszej obecności.

– Niech zgadnę. Łucznictwo.

Nash posyła mi rozbawiony uśmiech i kiwa głową.

– Najpierw strzelanie z łuku, trochę w tarczę, trochę w ruchomy cel...

– Ruchomy cel – powtarza Kaladin. – I co ma być tym ruchomym celem?

– Może ty? – sugeruję, unosząc kącik ust.

W odpowiedzi łowca splata ręce na piersi i staje wyprostowany i napięty niczym struna. Ten pomysł mu się nie podoba, a ja wyobrażam sobie, jakby to było, gdyby biegł przed siebie, a ja trzymałabym w rękach łuk z napiętą cięciwą ze strzałą wycelowaną prosto w niego.

– Rozumiem, że już to sobie zwizualizowałaś.

Mrugam i patrzę na Nasha. Uśmiecha się bezczelnie, co tylko mnie irytuje, ale sprawia, że mam ochotę się mu przyglądać. Jest przystojny, jasna karnacja pasuje do żywych, miodowych oczu, a uśmiech ma tak czarujący, że zwaliłby z nóg każdą damę dworu. Ja opieram się temu urokowi. Może i byłabym skłonna się z nim przespać, ale ten drań załatwił mi nowe blizny. Nie sypiam z tymi, którzy mnie zranili.

– To od czego zaczynamy?

– Wybierz łuk i komplet strzał. Wbij po trzy w sam środek każdej z tarcz.

Podchodzę do stojaka, biorę do ręki czarny łuk oraz kołczan ze strzałami w tym samym kolorze. Lotki są z kolei białe z czerwonymi końcówkami.

Ustawiam się kilka metrów od pierwszej tarczy lewym bokiem. Prawą nogę wysuwam delikatnie w przód, co powoduje lekki skręt bioder. Prostuję się, po czym unoszę łuk, zakładam strzałę na cięciwę i naciągam. Czuję wyraźne napięcie w mięśniach ramion i opór cięciwy. Wytrzymuję pozycję ledwie się poruszając. Potem patrzę w miejsce, w które chcę trafić. Biorę wdech, głęboki, a przy powolnym wydechu wypuszczam strzałę.

Grot wbija się w najmniejszy okrąg.

Nash tego nie komentuje, Kaladin nadal stoi w tej samej pozie i nie zapowiada się, aby w ciągu kolejnych minut coś się z tym zmieniło.

Zakładam drugą strzałę, naciągam cięciwę i wypuszczam. Bełt trafia kilka centymetrów od tego pierwszego. To samo jest z trzecim. Środek tarczy wypełniają trzy strzały.

Ze strony łowców nadal nie słyszę żadnego komentarza. Zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle widzą, co robię, ale tego nie sprawdzam. Podchodzę do kolejnego celu i strzelam. Znów trafiam. Wszystkie moje strzały są celne, ani jeden grot nie wychodzi poza linię małego koła.

Płomienie | Drakara tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz