Rozdział 4

36 4 0
                                    

Po równym tygodniu do Stanów przyleciała Mary. Dzięki powrotowi Debbie z chorobowego i rozpoczęciu pracy przez Carlosa, Jessie mogła sobie pozwolić na odbiór przyjaciółki z lotniska. Jak zwykle towarzyszył jej Vincent, który zauważył po swojej pasażerce, że ta jest jakaś nieswoja, ale nie odważył się pytać. Widział po mowie jej ciała, że nie chce rozmawiać. A ją martwiła cała ta sytuacja. Gdy brunetka powiadomiła ją o dacie przylotu, poprosiła o jeszcze jedną rzecz, wysłała SMSem krótkie „Nie mów Jamesowi, że przylatuję". To zasiało kolejne ziarno niepewności w sercu Jessie. Sytuacja stawała się napięta.

Całe podenerwowanie zniknęło, gdy wśród pasażerów wyłoniła się dziewczyna o długich, czarnych włosach, w krótkiej mini i opinającym topie, z hollywoodzkim uśmiechem na twarzy. Na widok przyjaciółki przyspieszyła kroku.

- Moje słoneczko – powiedziała podchodząc i natychmiast biorąc ją w objęcia. Jessie nie pozostała dłużna. Mocno przytuliła przyjaciółkę i przymknęła oczy, czując spokój, który ją ogarnął, gdy tylko brunetka znalazła się w zasięgu jej wzroku. Emanowała takim luzem i radością, że nie dało się tego nie czuć. Poza tym była namiastką Londynu. Miejsca, które Jessie tak bardzo kochała.

- Dobrze znów cię widzieć – stwierdziła blondynka, gdy odsunęły się od siebie i spojrzały sobie w oczy z serdecznością.

- Ciebie również. Kwitniesz w tym małżeństwie, wiedziałaś? – Mary poruszała sugestywnie brwiami i mrugnęła do swojej przyjaciółki.

- Tak mówią. – Wzruszyła ramionami, szczerząc zęby. Po krótkiej wymianie zdań, angielka w końcu odwróciła się do kierowcy i obdarzywszy go serdecznym uśmiechem, wyciągnęła ku niemu ręce.

- Vincent, ty to się nic nie zmieniasz. Wciąż młody i przystojny – oznajmiła z przekonaniem, po czym rzuciła mu się na szyję. Przyzwyczajony już do takich powitań mężczyzna, zaśmiał się cicho i sztywno objął dziewczynę.

- Dziękuję, panienko. Panienka również wygląda zachwycająco – oddał komplement, na co Mary machnęła lekceważąco ręką.

- Normalnie bym cię opieprzyła za to, jak do mnie mówisz. Ale wprost uwielbiam, jak mówisz do mnie „panienko". – Dziewczyna żartobliwie poklepała go po policzku, na co Vincent chyba po raz pierwszy w swojej karierze tak się zawstydził. Jessie tłumiła śmiech a niczym nie zrażona Mary, chwyciła rączkę podręcznej torby i dziarsko ruszyła do wyjścia z lotniska. Blondynka wzięła kierowcę pod rękę i wyciągając go z chwilowej konsternacji, pociągnęła w stronę przesuwnych drzwi.

- To jaki plan na dzisiejszy wieczór? – Mary zatarła ręce, gdy siedziały w samochodzie. – Idziemy do twojego klubu? Czy jakiegoś innego?

Jessie powstrzymała przewrócenie oczami, za to spojrzała z pobłażaniem na przyjaciółkę.

- Żadnych klubów. Jedziemy do domu, najpierw musimy porozmawiać. Poza tym Scott chciał się z tobą zobaczyć. Jutro rano wyjeżdża do San Francisco i wróci dopiero za trzy dni – oznajmiła, czując ogarniający ją nagle smutek. Ostatnio w końcu widywali się każdego dnia po powrocie do domu, Jessie nareszcie wieczorami była w domu i z radością rejestrowała fakt, że każdy ten wieczór spędzała z mężem. A teraz musiał zniknąć na trzy dni. Okej, nie zdarzało się to często, ale jednak takie sytuacje były nieuniknione.

- Czyli będziesz trzydniową wdową?

- Nie mów tak. – Jessie pospiesznie pacnęła ją w rękę.

- Dobra, sorry. A kiedy poznam Carlosa?

- Mary, niepokoi mnie twoje podejście. – Blondynka, marszcząc w trwodze brwi, spojrzała na swoją przyjaciółkę. Próbowała z jej oczu wyczytać co się dzieje, ale ta nie dawała tego po sobie poznać. Wzruszyła ramionami.

Układ 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz