Rozdział 36

15 3 0
                                    

Scott był nad wyraz spokojny. Z uniesioną głową siedział na skórzanej sofie w przestronnym gabinecie. Bębniąc palcami w podłokietnik, leniwie rozglądał się po pomieszczeniu. Bogato urządzone wnętrze w ciemnych kolorach, ogromne, dębowe biurko z imponującym krzesłem, wielka biblioteczka stała tam chyba dla zmyły. Black nie sądził, że szef tego miejsca miał czas uciekać w lekturę. Ogromne telewizory wiszące na ścianie, ukazujące, co działo się na sali.

- Dlaczego to tyle trwa? – szepnął James, siedzący po jego prawej stronie. Black zerknął na jego twarz, wyrażającą zwątpienie. – A jak zbierają ochronę? Przyjdą i nas zabiją?

- Nie wierzę, że ty to mówisz. – Zaśmiał się, kręcąc głową. – To my jesteśmy w tej lepszej sytuacji. Jeden ruch i mogę ich zmiażdżyć. James, nie rozumiesz? – Opadł na oparcie wygodnej sofy. – Dopuścili się porwania mojej żony. Może nie znam się dobrze na polityce firmy, ale takie coś jest niedopuszczalne.

Brat chciał mu odpowiedzieć, ale otworzyły się drzwi gabinetu. Do środka wszedł postawny, starszy mężczyzna w garniturze, za nim Katia, zamykając drzwi. Black opornie wstał, bo najchętniej nie okazałby żadnego szacunku tym gnidom. Niemniej jednak wyprostował plecy i uścisnął dłoń szefa, gdy ten wyciągnął do niego rękę.

- Witam, panie Black. – Skłonił przesadnie głowę. – Nazywam się John Hubb. Przepraszam za spóźnienie, droga trochę trwała.

- Nie gniewam się – rzucił ozięble Scott patrząc, jak szef zajmuje miejsce, bracia zrobili więc to samo.

- Wezwano mnie, ponieważ pojawił się problem, który mam nadzieję, rozwiążemy wspólnymi siłami – zaczął obserwując raz jednego, raz drugiego brata.

- Pan wybaczy, tu nie ma czego rozwiązywać. – Młodszy Black parsknął. – Jestem po prostu ciekaw, jakim cudem w wasze śmieszne obliczenia wkradł się tak karygodny błąd? – zapytał, stawiając nacisk na każde wypowiedziane słowo. Hubb odchrząknął, próbując zyskać na czasie a Katia nerwowo co chwila przecierała dłonią spocone czoło.

- Po drodze tutaj zorientowałem się, kto wtedy brał udział w przejęciu pana żony. Katia – zwrócił się do kobiety. – Przyprowadź Oly'ego.

Mentorka skinęła głową i opuściła gabinet. Szef domu publicznego znów spojrzał na swoich gości, ale spojrzenie zatrzymał na swoim rozmówcy.

- Panie Black, strasznie mi przykro, że zaistniała tak sytuacja.

- Panu jest przykro? – Mężczyzna po raz kolejny parsknął. – Daję głowę odciąć, że jestem tu jednym z niewielu ludzi, którzy zostawili wam grube miliony. Doskonale wiecie, kim jestem. I mimo to narażacie się na mój gniew? Porywając moją żonę?! – Podniósł głos. James znacząco odchrząknął, próbując w ten sposób uspokoić brata. Młodszy Black nerwowo poprawił koszulę a szef, widocznie zmieszany, pogładził włosy.

Ku radości konfrontowanego, drzwi się otworzyły i wraz z Katią, przez próg przeszedł młody mężczyzna. Z przestrachem patrzył na zebranych, stanął obok szefa, który spojrzał na niego uważnie.

- Oly, żądam wyjaśnień – odezwał się władczym tonem. – Jakim cudem doszło do przejęcia pani Black? Przecież wiesz, że nie możemy porywać mężatek i ustatkowanych kobiet, to wbrew zasadom.

Oly długo milczał, nie wiedząc jak zacząć. Szef był cierpliwy, patrzył na swojego pracownika, czekając w skupieniu. Najmniej opanowania w tym pokoju miał Scott, który zza paska wyciągnął broń i ostentacyjnie odłożył ją na stolik, po czym uniósł zimne spojrzenie na wystraszonego chłopaka. Gdy ten zobaczył pistolet, język mu się rozwiązał.

Układ 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz