Rozdział 30

17 5 0
                                    

- Boże, w końcu. – Scott ze znużeniem zamknął klapę laptopa w swoim gabinecie. Opłaciło się mniej spać w nocy, dzięki temu robota skończyła się o kilka godzin szybciej, niż zakładał. Przetarł dłońmi twarz, po czym zerknął na zegarek, umieszczony na nadgarstku, który wskazywał siódmą rano.

Rozległo się pukanie. Black uniósł wzrok, gdy do gabinetu wszedł młody chłopak, gustownie odziany w garnitur z teczką w ręce.

- Dzień dobry, szefie – przywitał się. – Usłyszałem na recepcji, że szef już na posterunku.

- Tak, powiedzmy. Właśnie z niego schodzę. – Z zadowoleniem poklepał laptop, po czym wstał. Mężczyzna podszedł do biurka i położył na nim teczkę.

- Nie chciał się szef wyspać?

- Wyśpię się w domu. Żona na mnie czeka a przede mną jeszcze niespełna dziewięć godzin jazdy samochodem. – Westchnął, krzywiąc się.

- To nie zatrzymuję. – Uśmiechnął się. – Będę zdawał raporty mailem, jak zawsze, w razie większych problemów, oczywiście będę dzwonić. Cieszę się, że szef przyjechał.

- No cóż, uwielbiam gasić pożary. – Uśmiechnął się, komentując swój przyjazd. – A przy okazji mogłem pozałatwiać bieżące sprawy i zobaczyć, jak się ma mój hotel.

- Myślę, że się szef nie zawiódł.

- To prawda. – Skinął z aprobatą głową. – Zarządzaj tak dalej, może pomyślę o podwyżce dla ciebie – zasugerował, na co mężczyźnie błysły oczy. Ożywił się, prostując plecy.

- Nigdy się szef na mnie nie zawiedzie.

Ta, już to kiedyś słyszałem, pomyślał Scott przywołując na myśl swojego wieloletniego przyjaciela i współpracownika. Na szczęście żona nauczyła go, żeby nie mierzyć wszystkich swoją miarą, bo przecież nie każdy był tak bezduszny jak Bill Anderson. Na Ashley już spłynęła łuna światła, świadcząca o nagłym oświeceniu. Może na niego też nie będzie za późno?

Póki co nie chciał o tym myśleć. Marzył, by znaleźć się już przy żonie, zobaczyć jej uśmiech, usłyszeć jej głos i przytulić ją. Uśmiechał się na samą myśl o tym. Spakował wszystkie swoje rzeczy i wrzucił do bagażnika, po czym usiadł za kółkiem samochodu. GPS nie był mu już potrzebny. Odpalił silnik i ruszył w drogę do San Diego.

Podróż nie była męcząca, mimo że miała zamknąć się w ośmiu godzinach. Warunki były bardzo sprzyjające a Scott trochę za mocno naciskał pedał gazu. Tuż przed San Diego zatrzymał się w kwiaciarni i kupił ogromny bukiet kwiatów licząc, że zaskoczy żonę. Nie tylko prezentem, ale też szybkim powrotem. Liczył, że się ucieszy. Chciał poważnie porozmawiać o planach na przyszłość. Ich wspólną przyszłość. Nigdy o tym nie dyskutowali, zwykle żyli chwilą, co najwyżej najbliższymi tygodniami, miesiącami. Ale czy zastanawiali się nad tym, jak będzie ich życie wyglądać za dziesięć lat? Czy chcą nadal mieszkać w apartamencie Scotta? Czy może woleliby wyjechać gdzieś za miasto? Żyć w kojącym zaciszu? I w końcu najważniejsza kwestia: czy w tych planach były dzieci? No właśnie... Jessie nigdy mu nie mówiła. Boże, nie miał pojęcia czy jego żona w ogóle chciała mieć dzieci. Do tej wpadki on w sumie też nie wiedział. Dopiero po poronieniu zaczął się nad tym zastanawiać. Co za tym idzie, chciał przedyskutować to z małżonką i rozwiać wszystkie wątpliwości.

Kiedy zaparkował samochód, zegarek wskazywał czwartą po południu. Wyszedł z auta i z grymasem na twarzy, rozciągnął się. Prawie dziewięć godzin w jednej pozycji to niezbyt dobry pomysł.

Po rozprostowaniu kości wziął bukiet oraz swoje rzeczy i skierował się do środka. Droga z parkingu do windy i z windy do mieszkania okazała się nad wyraz długa. Scott więc odetchnął z ulgą postawiwszy torbę w domu.

Układ 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz