Minęło kilka kolejnych dni podczas których Scott rzucony w wir pracy, razem z Riley przygotowywali się do zbliżającej się wizytacji. Jego żonie jednak to nie przeszkadzało. Cieszyła się, że jej małżeństwo kwitło a ona była szczęśliwa. Wszystkie nieprzyjemności, jakich doświadczyła, poszły w niepamięć. Nawet przestała ignorować Carlosa, który na początku podchodził do niej z dystansem, zważywszy na ich ostatnią rozmowę, ale szybko wyczuł, że dziewczyna o wszystkim zapomniała. Mimo to ostrożnie rozpoczynał jakieś tematy, by wybadać sytuację. Blondynka jednak naprawdę puściła wszystko mimo uszu. Nawet podwalającego się do niej Hiszpana. To było nawet miłe, że komuś się podobała, jednak do takiej relacji potrzeba wzajemności, żeby do czegokolwiek doszło. A tam tej wzajemności nie było. I nigdy miało nie być.
Wychodziła z pracy w momencie, gdy przychodzili Debbie i Carlos. Dziewczyna przywitawszy się, weszła do klubu, Hiszpan natomiast przystanął przy wejściu i uśmiechnął się do szefowej.
- Cześć – powiedział, gdy chowała telefon do torebki.
- Hej. – Uśmiechnęła się, zwracając w końcu wzrok ku niemu.
- Szef mówił, że moje występy to strzał w dziesiątkę a mój drink robi furorę – stwierdził narcystycznie, żeby zagadać, na co dziewczyna roześmiała się wesoło.
- No, nie okłamał cię. Chyba każda dziewczyna w San Diego chciałaby zobaczyć taki występ – przyznała, kiwając głową z uznaniem dla jego talentu. – I w sumie nie tylko w San Diego. Nie zwracając uwagi na erotyczne aspekty, czysto zawodowo stwierdzam, że jesteś naprawdę dobry w tym, co robisz.
- Dziękuję. – Uśmiechnął się szeroko. – Jestem dobry dlatego, że bardzo lubię to, co robię. Kocham taniec. Kocham kobiety. One kochają mnie. Jak mam tego nie uwielbiać? – Wzruszył beztrosko ramionami, uśmiechając się nonszalancko. Jessie znów się zaśmiała.
- Oczywiście, innej odpowiedzi się nie spodziewałam. Może kiedyś opowiesz mi jak zaczęła się twoja historia z tańcem? – spytała, naprawdę ciekawa. Carlos uśmiechnął się a w jego oczach coś błysnęło.
- Z ogromną radością.
- Świetnie. Póki co życzę ci miłej pracy, na razie. – Machnęła ręką i ruszyła w stronę samochodu, który na nią czekał. Uśmiechnęła się serdecznie na widok niezmiennej, radosnej twarzy Vincenta. Zamienili kilka słów, porozmawiali o pierdołach, resztę drogi do domu pokonali w milczeniu.
Jessie miała dobry humor. Szła sprężystym krokiem, w windzie nuciła jakąś piosenkę, która leciała w radiu w aucie.
Wszedłszy do mieszkania, nie zauważyła niczego dziwnego. Dopiero gdy spostrzegła na ziemi marynarkę Scotta, zaniepokoiła się. Ostatnie dni były pełne przygotowań do wizytacji, nie spodziewała się go w domu o tak wczesnej porze. Dodatkowo jej mąż nigdy nie rozrzucał ubrań po mieszkaniu.
Podniosła marynarkę i ruszyła do jego gabinetu, widząc uchylone drzwi. Pchnęła je i weszła do środka. Otworzyła szerzej oczy, spostrzegając bałagan. Stojąca zwykle na stoliku lampka była roztrzaskana w drobny mak, po podłodze walały się jakieś papiery, segregatory, teczki. Krzesła były przewrócone, dostrzegła też potłuczoną szklankę i rozlany alkohol.
Zatrzymała wzrok na biurku na którym nie było dosłownie nic (gdzie zwykle mebel uginał się od przeróżnych dokumentów) poza laptopem. Scott siedział przed nim, oparty łokciami o blat. Splecione palce miał przyłożone do ust.
Kiedy Jessie przekroczyła próg jego gabinetu on jedynie uniósł spojrzenie. Poza tym nie poruszył się nawet na milimetr.
- Boże, co tu się stało? – spytała przestraszona. Z niepokojem podeszła bliżej, ogarniając wzrokiem powstały bajzel. W końcu spojrzała na swojego męża. Jego wzrok był zimny, wręcz lodowaty. Patrzył na nią oceniająco, w tym spojrzeniu nie było grama ciepła. Ogarnął ją chłód. - Scott, dlaczego...
CZYTASZ
Układ 2
RomanceKontynuacja losów Jessie i Scotta, którzy przetrwali kłamstwa, intrygi i układy. Teraz powinni żyć długo i szczęśliwie, ciesząc się odnalezionym spokojem oraz sobą nawzajem. Jednak co, jeśli do ich życia powrócą demony przeszłości? Lub ktoś, kto nie...