Tod pojechał do swojej żony wcześnie rano. Jessie i Scott mieli drobne opóźnienie, ze względu na nieprzespaną noc. Zasnęli dopiero nad ranem. Skutkiem czego pod szpital podjechali około dziesiątej.
- Ten lekarz jeszcze nie dzwonił? - spytała blondynka, gdy kierowali się do wejścia. Black wyciągnął z kieszeni spodni komórkę i zerknął na wyświetlacz.
- Nie, jeszcze nie.
- Miał dzwonić rano - burknęła.
- Spokojnie, kochanie. Może dyżur mu się przedłużył, a może właśnie analizuje innowacyjną formę leczenia dla twojej mamy - podsunął. Dziewczyna zerknęła na niego z nadzieją, bardzo chciała wierzyć w te słowa. Wszedłszy do szpitala, chwyciła męża za rękę i poprowadziła do odpowiedniej sali.
- Uprzedzam, mama wie o dziecku.
- Nie dowiedziałem się pierwszy? - oburzył się przesadnie, przez co Jessie zaśmiała się.
- Wybacz, ale nie - powiedziała. Małżonek zrobił udawaną niezadowoloną minę, ale po chwili uśmiechnął się do niej.
- Dobrze, wyjątkowo wybaczam. Rozumiem, że się ucieszyła?
- Jeszcze jak. - Uśmiechnęła się do wspomnień radosnej mamy. - Gdyby miała więcej sił, to zacznie podskakiwać.
- Bardzo dobrze. Taka wiara uskrzydla i pomaga w walce z chorobą.
- Tak, masz rację - potaknęła skwapliwie. Kolejne kroki przemierzyli już w ciszy. Doszli pod wyznaczoną salę, dziewczyna spojrzała na partnera, jakby szukając poparcia. Ten uśmiechnął się do niej pocieszająco i skinął głową. Zapukała więc do drzwi i nacisnęła klamkę. Z uśmiechem na ustach weszła do środka, ale mamy tam nie było. Łóżko było puste. Na sekundę oniemiała. Scott stanął za nią i rozejrzał się po sali.
- To na pewno tu?
- Tak, na sto procent - mruknęła, ale dla pewności wyszła i sprawdziła numer na drzwiach. - Może pojechała na badania?
- Poczekajmy więc - zaproponował. Jessie odwróciła się i chciała usiąść na jednym z krzeseł, gdy na końcu korytarza zobaczyła ojca, który szedł w ich kierunku w towarzystwie doktora Coopera. Chciała krzyknąć i spytać, gdzie mama ale po namyśle zrezygnowała. Nie będzie przecież wrzeszczeć na cały korytarz.
Z każdym krokiem twarz ojca robiła się coraz bardziej widoczna. Spostrzegła w końcu, że jest zapłakany. Spuchnięte oczy, mokre policzki, czerwona twarz. Spojrzał na swoją córkę z takim bólem, że Jessie pobladła.
- Gdzie jest mama...? - spytała, gdy byli na wyciągnięcie ręki. Tod odwrócił głowę, jakby nie chciał patrzeć swojemu dziecku w oczy, z jego oczu popłynęły świeże łzy.
- Pani Black... - zaczął doktor Sam tonem, który nie zapowiadał niczego dobrego. Dziewczyna gwałtownie odwróciła głowę i spojrzała na lekarza.
- Gdzie jest mama?!
- Bardzo mi przykro, ale...
- Nie - przerwała mu. - Nie, nie, nie!
W jej głowie eksplodowała bomba. Nagle przed oczami pociemniało, zaczęło piszczeć w uszach. Doktor Cooper coś mówił, ale nie słyszała co. Do oczu natychmiast napłynęły łzy a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Poczuła niewyobrażalny ścisk w żołądku, ból i żal wypełnił ją całą, w jednej sekundzie.
- Nie, to nieprawda. Kłamie pan! - krzyknęła.
- Jess, spokojnie. - Do jej ucha dostał się szept jej męża, ale zadziałał jak płachta na byka. Obruszyła się, wyrzucając ręce w górę.
CZYTASZ
Układ 2
Roman d'amourKontynuacja losów Jessie i Scotta, którzy przetrwali kłamstwa, intrygi i układy. Teraz powinni żyć długo i szczęśliwie, ciesząc się odnalezionym spokojem oraz sobą nawzajem. Jednak co, jeśli do ich życia powrócą demony przeszłości? Lub ktoś, kto nie...