Rozdział 31

8 2 0
                                    

Scott nie wytrzymał tego wieczora z oczekiwaniem na Jessie. Zmęczenie szybko dało się we znaki, więc zasnął wieczorem na kanapie. Niby nic takiego, przecież się zdarza. Jednak poczuł dziwny niepokój, gdy się obudził. Zaczęły wracać do niego wspomnienia dnia poprzedniego. Zmarszczył czoło, wstał i wyprostował obolałe kości. Ruszył powoli ku schodom, krzywiąc się przy tym.

Po wejściu do sypialni zrozumiał, że jego żona nie wróciła na noc do domu. Starał się nie panikować, ale coś dziwnego nie dawało mu spokoju, dziwny ucisk w żołądku powodował, że stres się nasilał.

Wrócił na dół i sięgnął po telefon. Brak wiadomości. Brak połączeń. Niepokój rósł. Zadzwonił więc do Vincenta. Ten odebrał po kilku sygnałach.

- Szefie, już praktycznie jestem pod drzwiami – wysapał. – Przepraszam za te drobne spóźnienie – powiedział. Scott, lekko zdziwiony, zerknął na zegarek, który wskazywał kilka minut po dziewiątej. Dopiero wtedy zrozumiał, że o dziewiątej Vincent miał go zawieźć do Los Angeles. Kompletnie zapomniał o pracy. Nie odpowiedział nic kierowcy, tylko rozłączył się i ruszył do drzwi. Gdy je otworzył, Vincent akurat podchodził. Uśmiechnął się do niego, poprawiając marynarkę.

- Jestem gotów – oznajmił, stając prosto. Black odsunął się, robiąc mu miejsce i machnął ręką na wnętrze mieszkania.

- Wejdź, Vincent – poprosił. Vincent zdziwił się i dyskretnie zerknął na zegarek.

- Nie jedziemy do pracy?

- Na razie nie – oznajmił pospiesznie. Kierowca zmierzył uważnie wyraz twarzy swojego pracodawcy i bezbłędnie wywnioskował, że coś było na rzeczy, bo szef rzadko był taki niespokojny.

- Coś się stało? – spytał, przechodząc przez próg. Scott zamknął za nim drzwi i w zamyśleniu potarł podbródek.

- Kiedy ostatni raz widziałeś Jessie?

- Dwa dni temu – odpowiedział po namyśle.

- Dwa? – Pan domu uniósł brwi. – A wczoraj? Nie wiozłeś jej do pracy?

- Nie, panienka Jessie nie dzwoniła do mnie wczoraj w ogóle.

Black pokiwał głową, przyjmując do wiadomości tę informację.

- Ciekawe – mruknął, wchodząc w głąb mieszkania. Vincent ruszył za nim, zaniepokojony.

- Coś stało się panience Jessie?

- Nie wiem – przyznał z niepewnością, rzucając mu smutne spojrzenie. – Nie wróciła na noc do domu.

Zapadła chwila ciszy, podczas której oboje długo się zastanawiali, co robić dalej. Żaden z nich nie wiedział, jakie przedsięwziąć kroki. Czy czekać? Czy szukać? Jak szukać, to gdzie?

- Pojeżdżę po mieście i porozglądam się – oznajmił Vincent z mocą. Scott kiwnął głową.

- Dobrze, jedź. Ja podzwonię i popytam.

Jak powiedzieli, tak zrobili. Vincent wsiadł w lexusa i z ostrożnością przemierzał ulice San Diego wypatrując blondynki. Ignorował kierowców, którzy trąbili na niego gdy za wolno jechał lub niebezpiecznie zwalniał. Jego oczy utkwione były w przechodniach podobnych do pani Black. Jeździł w znane jej miejsca albo te, które szczególnie sobie upodobała.

Scott natomiast zastanawiał się jak prowadzić rozmowy z bliskimi żony, żeby nie wzbudzić niepotrzebnych podejrzeń. Niestety, tego nie dało się obejść. Musiał wtajemniczać swoich rozmówców, rozpoczynając od Mary.

- Ulubiony mąż mojej ulubionej przyjaciółki. – Powitała go tak, że Scott nie mógł się nie uśmiechnąć. – Czym zasłużyłam sobie na telefon od samego pana Blacka?

Układ 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz