Rozdział 25

13 3 0
                                    

- Bardzo mi przykro, pani Black. - Doktor Lee ze smutkiem obserwował swoją pacjentkę, która tępo patrzyła w zdjęcie USG. Czuła pustkę, tak cholerną pustkę, że z trudem powstrzymywała płacz i krzyk, które chciały wydostać się z jej gardła.

- Doktorze... jak? - szepnęła, przenosząc w końcu na niego zmartwione spojrzenie. Lekarz rozłożył bezradnie ręce, on też był poruszony tą sprawą.

- Niestety, takie rzeczy się zdarzają. Poronienie dotyka nawet piętnastu procent ciężarnych kobiet. Proszę uwierzyć, to bardzo dużo. Wiem, od doktora Coopera, że ostatnio miała pani bardzo ciężkie tygodnie. Jednak proszę się nie obwiniać, to wcale nie musi być pani wina - zreflektował się od razu, widząc minę dziewczyny.

- I co dalej?

- Musimy wykonać zabieg wyczyszczenia macicy - powiedział. Jessie zacisnęła powieki, powstrzymując wybuch płaczu. Miała do siebie ogromne pretensje. Czuła, że to jest jej wina. Fakt, że nie troszczyła się o dziecko tak, jak powinna spowodował, że straciła maleństwo. Nie myślała o nim, nie dbała o swój spokój, to wszystko spowodowało, że dziecko czuło się niechciane. I po prostu odeszło.

Otworzyła oczy, gdy doktor położył jej dłoń na ramieniu.

- Proszę się nie winić. Są sprawy, na które nie mamy wpływu. Jest pani młoda, jeszcze nie jedno dziecko przed panią. - Uśmiechnął się pocieszająco, ale Jessie nie miała siły by odwzajemniać gest.

- Ile potrwa ten... zabieg?

- Zaraz przyjmę panią na oddział. Dostanie pani specjalne leki i po kilku godzinach wykonamy procedurę.

- Dostanę jakieś znieczulenie?

- Oczywiście, uśpimy panią. Po zabiegu odpocznie pani dwie godzinki i będzie pani mogła iść do domu. Więc z racji, że mamy już wieczór, dzisiejszą noc spędzi pani w szpitalu a rano podamy leki - wyjaśnił. Jessie pokiwała głową i niezdarnie zeszła z kozetki. - Zaraz poproszę pielęgniarkę, zaprowadzi panią do odpowiedniej sali.

Blondynka znów pokiwała głową, nie mając siły na słowa. Zabrała torebkę i bluzę, po czym wyszła z gabinetu, kierując się wprost w ramiona Mary. Gdy przyjaciółka zobaczyła minę dziewczyny wiedziała, że jej podejrzenia okazały się prawdą. Jessie, czując ciepłe ramiona brunetki, rozpłakała się cichutko. Długo nie była osamotniona, po chwili płakały we dwie.

- Możesz przywieźć moją walizkę? Zostaję w szpitalu - szepnęła, unikając jej spojrzenia.

- Dlaczego?

- Muszą... mnie wyczyścić - mruknęła z obrzydzeniem. Kiedy przyjaciółka chciała coś powiedzieć, pojawiła się pielęgniarka, która poinformowała, gdzie i do której sali Mary ma przynieść rzeczy pacjentki.

*

Procedura przyjęcia, oczekiwania, zajęcia łóżka, trochę trwała. Mary po dłuższych namowach w końcu pojechała do domu. Niezadowolona, że wszystko musi trzymać w sekrecie, bo Jessie zabroniła jej mówić o wszystkim ojcu. Blondynka czuła w kościach, że jak ojciec dowie się o tym, że miał wnuka lub wnuczkę i go stracił, to się załamie. A już wystarczy załamanych ludzi jak na taki krótki okres czasu.

Kiedy niebo spowiła noc, dziewczyna skuliwszy się na szpitalnym łóżku, napisała mężowi SMSa, że nie dotrze do San Diego z powodu odwołanego lotu i że zadzwoni, jak tylko będzie miała okazję. Tak naprawdę nie chciała z nim rozmawiać. Wiedziała, że po jej głosie pozna wszystko. Poza tym wolała powiedzieć mu to osobiście. Biletów już nie udało się przebukować, więc miała plan, by po wyjściu udać się prosto na lotnisko, kupić pierwsze lepsze bilety do domu i wrócić.

Układ 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz