Rozdział 2

38 9 1
                                    

Scott, gdy się obudził, Jessie jeszcze spała. Uśmiechnął się delikatnie przypominając sobie, jak padnięta była poprzedniego dnia. Po cichu opuścił sypialnię, skąd udał się do kuchni, w której jak co rano rządziła Sarah. Powitała go szerokim uśmiechem.

- Dzień dobry, panie Black. Dobrze pan spał?

- Dzień dobry, Sarah. Dziękuję, wyśmienicie. – Uśmiechnął się do niej i przysiadł przy wyspie. Gosposia natychmiast podsunęła mu kubek ze świeżo zaparzoną kawą i wróciła do przyrządzania śniadania. Scott leniwie zerknął na zegarek, który wskazywał dziewiątą.

Zjadł śniadanie w samotności, wypił kawę, po czym przebrał się w szorty oraz koszulkę i wyszedł pobiegać. Zastanawiał się nad wczorajszą rozmową z żoną. To nie była pierwsza sytuacja, podczas której Jessie namawiała go na kontakt z rodzicami. Nawet ją trochę rozumiał. Jess była bardzo uczuciowa, rodzinna. Nie wyobrażała sobie swojego życia bez rodziców, którzy byli nieodzowną częścią jej świata. Był w stanie to zrozumieć, szanował to i nie widział przeszkód, gdy przyjeżdżali w odwiedziny, lub gdy oni wybierali się do Anglii. Co prawda częstotliwość odwiedzin ostatnio lekko spadła, podobno Tod miał dużo pracy a Amy różnie się czuła. Nie wnikał, w każdym razie jego żona była w ciągłym kontakcie z rodzicami.

A on? Nauczony tego, że w jego rodzinie każdy myślał zawsze o swoim własnym interesie? I czego przykład rodzice mu dali dwa lata temu?

Nie mógł się jednak nie zgodzić z Jessie – dziewczyna miała rację. Życie było jedno. Do tego zajebiście krótkie, kruche. Nie warto było go marnować na spory i przeszłość, której i tak się już nie zmieni. Cieszył się, że miał przy sobie kobietę, która wniosła tak wiele do jego życia. To go cieszyło i po części było zasługą jego rodziców. Więc po co chować urazę?

Po godzinnym joggingu wrócił do domu. Zdziwił się gdy Sarah powiedziała, że Jessie jeszcze nie zeszła. Wziął szybki prysznic, przebrał się i ruszył do sypialni, gdzie jego żona siedziała po turecku na łóżku i rozmawiała z kimś przez telefon. Uśmiechała się od ucha do ucha, ale gdy wszedł, akurat kończyła rozmowę.

- Dzień dobry – przywitał się. Podszedł i usiadłszy obok niej, ucałował jej czoło.

- Dzień dobry. – Uśmiechnęła się do niego.

- Kto dzwonił?

- Mary. Z życzeniami, bo wczoraj nie zdążyła. Widzisz, wszyscy pamiętają, ale ja nie – powiedziała z grymasem. Scott objął ją ramieniem.

- Nie przejmuj się tym. To tylko data. Ja świętuję codziennie, mając cię przy sobie.

- Panie Black, od kiedy z pana taki romantyk? – Uniosła zaczepnie brew.

- Też się nad tym zastanawiam. – Zaśmiał się, patrząc jej w oczy. – A co u niej?

- W porządku. Jej rodzice otworzyli nową restaurację i namówili ją, żeby nią zarządzała, ma ręce pełne roboty.

- Podejrzewam.

- Ale jest szczęśliwa, a to najważniejsze. – Uśmiechnęła się na myśl o radosnej twarzy swojej przyjaciółki. Po chwili zawieszenia, spojrzała pytająco na swojego męża. – A ty gdzieś byłeś?

- Owszem, pobiegać.

- Zdążyłeś wstać, zjeść, pobiegać i się wykąpać? Podczas gdy ja słodko sobie spałam? Dlaczego mnie nie obudziłeś?

- No właśnie dlatego, że tak słodko spałaś. – Uśmiechnął się, gdy zrobiła naburmuszoną minę.

- Szkoda dnia na spanie.

Układ 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz