Rozdział 22

12 3 0
                                    

Jessie siedziała na parapecie w salonie trzymając w ręku kubek już zimnej herbaty. Patrzyła, jak dobrze jej znaną ulicę za oknem zalewa struga rzęsistego deszczu.

Myślała o tym, jak wiele osób przyszło na pogrzeb, by pożegnać jej matkę. Zjawił się nawet Paul. Bez cienia zazdrości i głupich tekstów. Po prostu podszedł i po przyjacielsku ją objął, okazując współczucie. Po raz pierwszy po tych kilku latach przez tę chwilę było między nimi normalnie. To ją wzruszyło. I mimo że podczas całej ostatniej drogi jej mamy, płakała jak małe dziecko, w ramionach najbliższych, którzy składali szczere kondolencje, przestała w końcu płakać. Ludzie oferowali pomoc przekonani o tym, że wdowiec i jego córka zostali sami. Wielu z nich wyrażało skryte zdziwienie, gdy u boku blondynki stał przystojny mężczyzna w garniturze, który zresztą wciąż podtrzymywał żonę za rękę, bo bywały momenty, że zachwiała się na własnych nogach. No cóż, ślub Blacków był sekretem, praktycznie nikt o nim nie wiedział a rodzice Jessie nie byli nigdy skorzy do przechwałek. Także na pogrzebie mimo opłakiwania pani Stewart, pojawiło się również mnóstwo ciekawskich spojrzeń. Wiadomo, niektórzy nie mogli sobie darować. Przecież taka okazja była idealna, by poplotkować. Ohydne, ale prawdziwe.

Zastanawiała się, jak będzie wyglądać teraz jej życie bez matki. Wiedziała, że kiedyś jej zabraknie ale nigdy nie sądziła, że stanie się to tak szybko. Nie była na to przygotowana. To zdecydowanie za wcześnie.

- Tu się schowałaś. – Jej rozmyślania przerwał łagodny głos. Jessie odwróciła głowę i spojrzała na podchodzącego do niej Scotta.

- Co u ojca? – spytała, obserwując go.

- Właśnie wstał, zrobiłem mu herbatę.

- To dobrze. – Skinęła głową i wróciła wzrokiem do widoków za szybą. Black oparł ręce na parapecie i zbliżywszy się do żony, ucałował jej skroń.

- A ty o czym myślisz? – spytał cicho. To pytanie kilka chwil pozostawało bez odpowiedzi.

- Już nigdy jej nie zobaczę – oznajmiła szeptem. – Już nigdy nie usłyszę jej głosu, nie poczuję jej matczynej dłoni na ramieniu. Odeszła, nie ma jej. – Ostatnie słowa sprawiły, że załamał jej się głos. Mimo że już nie płakała. Wylała tyle łez, że podejrzewała, że się skończyły.

- Jess, spójrz na mnie – poprosił stanowczo, ale miękko. Dziewczyna przeniosła niechętnie wzrok na męża, który spojrzał jej głęboko w oczy. – Nie odeszła. Jest tu nadal. Tutaj – dotknął jej czoła – i tutaj. – Przeniósł dłoń na serce i uśmiechnął się delikatnie. – I pozostanie tam na zawsze.

- Wiem o tym, ale to takie słabe pocieszenie.

- Teraz może i słabe. Ale za miesiąc, może dwa, wspomnisz moje słowa. – Objął ją i przytulił do siebie delikatnie. – Ona jest z tobą.

- Jak to robisz, że zawsze wiesz, co powiedzieć? – spytała, przymykając oczy i wsłuchując się w spokojne bicie jego serca. Scott był dla niej oazą spokoju w tym całym chaosie. Nie miała pojęcia, co by zrobiła, gdyby nie było go przy niej. Rwałaby włosy z głowy z krzykiem w drodze do zakładu psychiatrycznego. Zapewne.

- Wciąż się uczę. – Uśmiechnął się szerzej, patrząc na nią z góry. Leciutko odwzajemniła ten gest.

- Wiesz... zdałam sobie sprawę, jak życie jest ulotne – powiedziała nagle. – I chciałabym cię przeprosić.

- Za co?

- Za wszystko. Za ten ostatni czas. Za nasze sprzeczki, za tę sytuację z Carlosem i...

- Spokojnie, Jessie – przerwał jej. – Nie masz mnie za co przepraszać. Już wszystko jest wyjaśnione, nie było tematu – powiedział, jednak chyba o jedno słowo za dużo. Jessie uniosła brwi zaciekawiona.

Układ 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz