Rozdział 35

195 7 15
                                        

Zwinęłam się na kanapie, przykryta miękkim kocem, trzymając w dłoni kieliszek wina, który miał mi pomóc złagodzić napięcie.

Czułam, jak gniew kłębił się we mnie, przypominając mi, że dzisiejszy koncert, ten moment, który był tak istotny dla promocji płyty zespołu, nie odbywał się dziś z moim udziałem.

Ironia tej sytuacji była niemal bolesna – to ja walczyłam o każdy szczegół tej trasy, poświęcałam godziny, przekładałam prywatne życie na dalszy plan, by na końcu zostać odsuniętą od tego, na czym najbardziej mi zależało – na zadaniu, które miało udowodnić agencji moją wartość.

Luke próbował przekonać mnie, żebym poszła tam z nim, pomimo odsunięcia mnie od tego projektu. Wiedział, jak długo na to pracowałam i jak ważne było dla mnie zakończenie tego projektu sukcesem. Ale ja nie czułam się gotowa.

Po zwolnieniu z pracy i po konfrontacji z Williamem, który niespodziewanie pojawił się z Sophie na imprezie, czułam, jakby wszystko, co zbudowałam, zaczęło się walić a ja nie byłam teraz gotowa, aby w pełni móc cieszyć się tym wydarzeniem.

Wiedziałam, że Luke się martwi, że podejrzewa, iż coś ukrywam, ale jak mogłam mu o tym powiedzieć? Jak mogłam wyznać mu, że jeszcze nie rozliczyłam się z przeszłością, która ciągle mnie ścigała? Jak mogłam powiedzieć mu o spotkaniu z Williamem, który tak doszczętnie zniszczył moją duszę?

Nie byłam gotowa – ani na to, by wyznać mu prawdę o tym, co sprawiało, że od kilku dni byłam na skraju załamania, ani na to, by stanąć u jego boku i dać mu wsparcie w dniu, który był dla niego tak ważny, kiedy ja sama byłam w rozsypce.

Moje myśli i emocje kłębiły się we mnie jak burzowe chmury, których nie potrafiłam rozwiać. Czułam, że brakowało mi sił, by udźwignąć to obciążenie i stanąć naprzeciw przeszłości, która nagle wróciła, budząc we mnie wszystkie negatywne wspomnienia.

Na szczęście wciąż mogłam uczestniczyć w tym wyjątkowym dla Luke'a i zespołu dniu – choćby tylko z daleka, oglądając ich występ w transmisji na żywo. Może nie byłam tam fizycznie, ale dzięki ekranowi mogłam być częścią tej chwili, zobaczyć ich triumf i choć na moment poczuć, że jestem z nimi.

Transmisja koncertu właśnie się rozpoczęła. Stadion w Los Angeles wypełniony był po brzegi, a kamera krążyła nad tysiącami fanów zgromadzonych na trybunach i na płycie. Wszyscy czekali, niecierpliwi, a atmosfera wręcz wibrowała od oczekiwania.

Wciągnęłam głęboko powietrze, czując, jak moje serce zaczyna bić szybciej – tak, jakby było tam, na scenie, razem z Luke'iem i resztą zespołu.

Obraz zmienił się, a kamera skierowała się na scenę. Wielka kotara zasłaniała widok, ale ja już wiedziałam, że to tylko kwestia sekund, zanim opadnie i ukaże magię, którą Four King's miało tego wieczoru zaprezentować.

Poczułam dreszcz, gdy światła stadionowe zgasły, pozostawiając tylko delikatne reflektory skierowane na scenę. Tłum ryknął, a odgłos wiwatów przeszył mnie, jakby to był głos całego świata, wołającego ich imiona. Było to niemal hipnotyzujące.

Kotara powoli zaczęła opadać, a moja dłoń zatrzymała się z kieliszkiem wina w połowie drogi do ust. Stali tam wszyscy – Luke, Jake, Tyler i Ryan, czterech mężczyzn, którzy przeszli przez piekło i z powrotem, by stanąć tutaj, razem, w jednym z najważniejszych momentów ich kariery.

Luke stał na środku, ze skupionym wyrazem twarzy, trzymając mikrofon w dłoni, a jego spojrzenie zdawało się przebijać przez ekran. Wiedziałam, że cały świat czekał na ten moment, ale dla mnie było to coś osobistego, coś więcej niż tylko muzyka. Cała ta płyta była jego emocjonalnym wyznaniem, a zaśpiewanie tych utworów na żywo, przed tysiącami fanów, było spełnieniem jego marzeń, a ja byłam jedynym świadkiem, który znał całą jego historię.

W Cieniu FleszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz