Luke

52 5 0
                                    


~ 8 godzin wcześniej ~

Jechaliśmy busem, a silnik cicho mruczał w tle, tworząc dziwnie kojący dźwięk na tle tego chaosu, który miał miejsce wewnątrz.

Siedziałem na skórzanej kanapie, centralnie naprzeciwko Jake'a i Madison. Ciągle zmieniałem pozycję, układając się tym razem bokiem do nich, próbując zignorować ich namiętne pocałunki.

To było dla mnie krępujące, prawie żenujące. Nie dlatego, że pierwszy raz widziałem, jak Jake – największy podrywacz z zespołu – w końcu zaangażował się w jakąś poważniejszą relację, ale dlatego, że wciąż nie mogłem się przyzwyczaić do myśli, że Madison – przyjaciółka Anastasi – teraz jest częścią tego szaleństwa.

A Ana? Odrzuciła moje towarzystwo. Znowu.

Tyler i Ryan siedzieli po dwóch stronach stołu, na którym rozłożone były plany sceny na naszą nadchodzącą trasę koncertową. Ryana pochłonęły ostatnie szczegóły dotyczące oświetlenia, a Tyler z entuzjazmem omawiał idealne rozmieszczenie instrumentów.

Ale mnie to totalnie nie interesowało. Ich rozmowa toczyła się dla mnie, gdzieś na drugim planie, ponieważ moje myśli wciąż krążyły wokół niej.

Odruchowo odwróciłem wzrok z powrotem na Jake'a i Maddie. Zazdrościłem im. Cholernie im zazdrościłem. Mogli być tu teraz razem, a ja jedyne o czym byłem w stanie myśleć, to o tym, jak sam chciałbym teraz posmakować ust Anastasi.

– Luke, nie patrz tak na nas – zaśmiał się Jake, odrywając się na chwilę od Madison. – Wyglądasz, jakbyś miał zaraz zwymiotować.

Odwróciłem wzrok, próbując ukryć irytację. Nie to, żebym miał coś do nich. Jake był moim najlepszym kumplem, a Maddie... cóż, była w porządku. Tyle że nie mogłem oprzeć się uczuciu, że Ana powinna być tu razem z nią.

Przetarłem dłonią twarz i westchnąłem, odchylając głowę na oparcie kanapy.
Może to zmęczenie. A może frustracja. Albo ta cholerna nostalgia, która powracała za każdym razem, kiedy myślałem o Anastasii.

Jej uśmiech, sposób, w jaki się porusza, jak poprawia włosy, gdy jest zdenerwowana. Wszystko wracało do mnie z podwójną siłą, kiedy nie było jej obok.

– Może pójdziecie na tył busa, hm? – odezwałem się w końcu, patrząc na nich kątem oka. – Mamy tam łóżko, wiesz?

Jake zaśmiał się, a Maddie rzuciła mi jedno z tych swoich ironicznych spojrzeń.

– Zazdrościsz nam? – spytała, odrywając się na chwilę od Jake'a. Jej oczy błyszczały, jakby czekała na to, co powiem, gotowa skomentować z przytykiem, każde moje słowo.

Zawsze miała na końcu języka jakieś kąśliwe uwagi, które potrafiły sprawić, że ktoś czuł się jak ostatni dupek.

– Nie, Maddie, nie zazdroszczę – odpowiedziałem, wzdychając. Nie miałem dziś ochoty na żarty, a już na pewno nie na te jej.

Prawda była taka, że trochę im zazdrościłem, ale nie tylko im. Zazdrościłem ludziom, którzy mogli być ze sobą bez ukrywania się. Ja i Ana za dużo już przeszliśmy, aby znowu wystawiać nasz związek na próbę. Nasz związek wzbudzał zbyt dużą sensację dla mediów, aby znowu ryzykować.

– Jesteś pewien? – zapytała, uśmiechając się szeroko, jakby specjalnie próbowała mnie wciągnąć w tę grę. Ale nie miałem na to ochoty.

Tylko przewróciłem oczami, ignorując ją, po czym zacząłem grzebać w telefonie, udając, że coś tam robię. Nie chciałem wchodzić w tę grę. Nie dzisiaj.

W Cieniu FleszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz