ROZDZIAŁ 20
Killian
Sceptycznie spojrzałem na zamontowany fioletowy fotelik w niebieskie kwiaty na tylnym siedzeniu mojego mercedesa. Dziewczyny musiały niestety poczekać trochę dłużej niż piętnaście minut, bo w sklepie nie mieli nic odpowiedniego dla dziecka w wieku Flo w tych kolorach. A kiedy sprzedawczyni usiłowała mi wmówić, że różowy to fioletowy, wyszedłem. Może i jestem facetem, ale, kurwa, umiem rozróżniać kolory.
– Jesteś pewna, że to właśnie tak ma być? – zapytałem Bree, zerkając na nią, a po chwili znów na fotelik, a konkretniej na pas, który przechodził przez dziwną uprząż z boku zagłówka.
– Tak, Killian. Tak właśnie montuje się foteliki dla dzieci – powtórzyła z rezygnacją, jakby powoli traciła cierpliwość.
– Dobra – mruknąłem, pocierając kark. – Księżniczko, wskakuj na pokład – rzuciłem do Flo, która skakała na jednej nodze po chodnikowych płytach przed naszą firmą.
W mgnieniu oka ruszyła biegiem do auta i wskoczyła na miejsce. Odsunąłem się na bok, żeby Bree mogła zapiąć swoją córkę w foteliku. I to był błąd. Powinienem od razu iść na swoje miejsce za kierownicą, a nie tam stać. A tak, opierając dłoń o skrzydło otwartych drzwi, spuściłem wzrok na pochylającą się Gray.
Wiem, że nie zrobiła tego celowo ani nawet pewnie świadomie. Po prostu nachyliła się, żeby zapiąć dziecko, ale w tej przeklętej wąskiej spódnicy każdy kształt jej ciała był idealnie podkreślony. Biodra, nogi, pośladki... Wszystko, kurwa. A ja stałem jakieś dziesięć cali za nią i patrzyłem. Tak, patrzyłem na jej tyłek. Czy powinienem? Absolutnie nie, i to z wielu powodów.
Wciągnąłem głęboko powietrze i zrobiłem krok w tył.
Muszę się ogarnąć. Rozum chyba gdzieś mi wypadł, między jedzeniem ciastek z Flo a kupowaniem cholernego foteliku.
– Gotowe – oznajmiła, prostując się. – Możemy jechać – dodała, zamykając drzwi.
– Super – mruknąłem, starając się nie brzmieć gburowato, ani nieprzyjemnie.
Po prostu musiałem ogarnąć swój łeb.
Usiadłem za kierownicą, a Bree zajęła miejsce obok. Odpaliłem silnik, zaciskając dłonie na kierownicy. Palcami jednej ręki wystukiwałem nierówny rytm, jakbym próbował rozładować napięcie.
– Chcesz jakąś bajkę? – zagadnąłem, rzucając szybkie spojrzenie w lusterko. Poczułem na sobie uważny wzrok Bree, więc dodałem: – Jeśli mama pozwoli.
– Tak! A jaką? – Flo natychmiast się ożywiła.
– Może? – mruknąłem ciszej, spoglądając ukradkiem na Bree, zanim za bardzo wciągnę się w rozmowę o bajkach z jej córką.
Bree przeciągle westchnęła, ale w końcu skinęła głową.
– A jaką chcesz? – zapytałem Flo, obserwując ją w lusterku. Przyłożyła wskazujący palec pod brodę, spojrzała w górę i wyraźnie się zamyśliła.
– Bluey – oznajmiła bez wahania.
– Już się robi.
Wyciągnąłem rękę i na centralnym ekranie dotykowym wybrałem treści, które mają być wyświetlane na ekranie dla pasażerów. Wpisałem nazwę bajki, po czym włączyłem pierwszy odcinek z listy. W kilka sekund na ekranie z tyłu pojawił się niebieski piesek.
– Dziękuje – powiedziała, gdy tylko usłyszała znajomą melodię.
– Nie ma sprawy.
Skupiłem się z powrotem na drodze, raz jeszcze zerkając na nawigację, w której już wcześniej wprowadziłem adres podany przez Bree. Wtedy uderzyło mnie, jak dziwna była nasza relacja. Znamy się niemal całe życie, byliśmy razem, a teraz prowadzimy wspólną firmę... a ja nie miałem pojęcia, gdzie ona mieszka. Gdzie one mieszkają.
CZYTASZ
Addicted
RomanceWalter Hayes i Thomas Gray są przyjaciółmi od zawsze. Razem studiowali, byli swoimi drużbami na ślubie i wspólnie zarządzali firmą, która była ich marzeniem. Obiecali sobie jednak, że w dniu dwudziestych piątych urodzin swoich dzieci, przekażą pałec...