ROZDZIAŁ 19
Brealyn
Wbiegłam do biura, niemal potykając się w tych przeklętych, niewygodnych szpilkach. Owszem, wizualnie robią wrażenie, ale płacenie prawie tysiąca trzystu dolarów za coś takiego powinno być zakazane. Zacisnęłam dłoń na poręczy i poprawiłam wąską spódnicę, próbując jak najszybciej wspiąć się po schodach na piętro. W rzeczywistości moje „szybko" było raczej powolne i niezgrabne – te cholerne szpilki od YSL* mocno mi to utrudniały.
Rozejrzałam się po przestronnym korytarzu i zatrzymałam wzrok na pustym biurku mojej sekretarki. Zmarszczyłam brwi i natychmiast skierowałam się do kuchni. Uznałam, że pewnie siedziała tam z Flo – skoro Zoey, niania małej, zostawiła ją pod jej opieką, to gdzieś musiały być razem. Jednak gdy stanęłam w progu, kuchnia była pusta. Już miałam wyciągać telefon z torebki, by dowiedzieć się, gdzie, do diabła, się podziewają, gdy usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Otworzyły się te od niewielkiego pomieszczenia z archiwum i kserokopiarką. W progu stanęła Debby. Sama. Bez mojej córki.
– Gdzie jest Flo? – zapytałam, próbując zachować spokój, choć głos zdradzał napięcie.
– Przepraszam – odezwała się Debby, wyraźnie zmieszana. W nerwowym geście wsunęła za ucho luźne pasmo brązowych włosów. – Miałam dużo pracy i...
– Co się stało? – zapytałam wystraszona, bo spodziewałam się...
Sama nie wiem, czego, ale kiedy ktoś zaczyna rozmowę od przeprosin, mając pod opieką twoje dziecko, widzisz nagle wszystko w czarnych barwach. Racjonalne myślenie schodzi na dalszy plan, a kontrolę przejmują emocje. A kiedy chodzi o dziecko, główną emocją w takich momentach jest strach.
– Pan Hayes zaproponował, że się nią zajmie – wyznała i wydawała się równie przestraszona, co ja.
– Killian? – upewniłam się, chociaż odpowiedź była oczywista.
Teoretycznie w grę wchodził jeszcze jego ojciec, Walter Hayes, ale to było mało prawdopodobne.
W odpowiedzi skinęła głową, a po chwili dopowiedziała:
– Są u niego w gabinecie.
Popatrzyłam na nią nieco zagubiona, próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Nie mogłam przecież spanikowana wpaść do jego biura i przekazać Flo moich negatywnych emocji. To ja byłam dorosłą osobą, więc to ja powinnam umieć radzić sobie z trudnymi, stresującymi sytuacjami.
Wzięłam głęboki wdech, uspokajając się na tyle, by wysilić się na łagodny ton.
– Dzięki, Debby – powiedziałam, świadomie starając się docenić jej pomoc.
W końcu to ja poprosiłam ją, by zajęła się moją córką, choć mogła mi odmówić. Prawdę mówiąc, w jej umowie nie było słowa o okazjonalnym pilnowaniu dzieci. Mogła powiedzieć "nie" – teoretycznie. W praktyce mało kto zdobyłby się na taki krok. Nie dlatego, że byłam tyranem, bo nie byłam. Większość ludzi miała jednak wewnętrzną blokadę przed odmawianiem swoim pracodawcom, niezależnie od sytuacji.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam we wskazanym przez Debby kierunku. Cała ta sytuacja sprawiła, że całkiem zapomniałam o niewygodnych butach i bolących stopach. Była to jednak niewielka korzyść, ale warto szukać pozytywów. Zatrzymałam się dopiero przed drzwiami jego gabinetu. Wzięłam kolejny uspokajający wdech i położyłam dłoń na klamce. Powoli otworzyłam drzwi, starając się uśmiechnąć, by Flo nie zobaczyła na mojej twarzy żadnych negatywnych emocji. Następnie wkroczyłam do środka.
CZYTASZ
Addicted
RomanceWalter Hayes i Thomas Gray są przyjaciółmi od zawsze. Razem studiowali, byli swoimi drużbami na ślubie i wspólnie zarządzali firmą, która była ich marzeniem. Obiecali sobie jednak, że w dniu dwudziestych piątych urodzin swoich dzieci, przekażą pałec...