ROZDZIAŁ 15
Brealyn
Sączyłam czwarte a może piąte nightmare martini, choć osobiście uważałam, że nazwa tego drinka była totalnie nieadekwatna. Już lepiej sprawdziłoby się wiśniowe martini, niżeli ten, bo jego smak nie miał nic wspólnego z nocnym koszmarem.
– I co zamierzasz z nią zrobić? – usłyszałam przebijający się przez głośną, klubową muzykę głos przyjaciółki.
Ciężko westchnęłam. Oderwałam wzrok od kuszącego wyglądu kieliszka, do połowy wypełnionego kuszącym trunkiem i nieco znużona na nią spojrzałam.
– Szczerze? – Pytanie było retoryczne, ale Jasmine i tak skinęła głową. – Nie mam, kurwa, pojęcia – odpowiedziałam szczerze i dość dosadnie, co było konsekwencją wypitego alkoholu.
Na co dzień, żeby nie powiedzieć, że jakieś osiemdziesiąt procent swojego życia, od niemal ponad pięciu lat, byłam matką. I nie, nie pomyliłam się w obliczeniach, nie byłam aż tak pijana. Zwyczajnie Flo za kilka miesięcy będzie miała pięć lat, a poza tym liczyłam również okres, kiedy ten mały łobuziak rozwijał się w moim brzuchu. W każdym razie, od ponad pięciu lat, rzadko kiedy dotykałam ustami alkohol, nie mówiąc już o innych rzeczach, które mogłabym nimi robić.
Kurwa, stop!
Myślenie w tym samym czasie o tych dwóch różnych sprawach, jest złym połączeniem.
Niby dziecka bez seksu nie będzie, ale i tak nawet po alko uważałam, że te dwie myśli i skojarzenia, powinny być od siebie oddzielone murem chińskim.
Wracając, od ponad pięciu lat niemal nie ruszałam alkoholu, więc miałam o wiele słabszą głowę niż za czasów studenckich. Pewnie dlatego rozwiązał mi się nieco język.
– Powinnaś ją wywalić na zbity pysk na bruk – oznajmiła bojowo, ale dla Jasmine zawsze wszystko było proste.
Dla niej coś było czarne, albo białe, a ja miałam wrażenie, że w moim życiu i światopoglądzie przeważała szarość. Czasami nie wszystko było jasne i logiczne. Nie wszystko było dobre albo złe. Czasami zwyczajnie coś było szare, na pograniczu dobra i zła.
– Najchętniej wyszarpałabym ją za kudły i wsadziła łeb do kibla, a potem patrzyła jak się w nim topi – wyznałam, przedstawiając jedną z wielu sadystycznych wizji, w których występowała Victoria. – Ale mam Flo, a za morderstwo wsadzą mnie do więzienia – dodałam zniechęcona.
– Za zabójstwo w afekcie w stanie Michigan dostaniesz maksymalnie piętnaście lat, ale myślę, że skończyłoby się na dziesięciu – wymamrotała, wyraźnie nad tym rozmyślając. – No i za dobre sprawowanie mogłabyś wyjść po odsiedzeniu połowy wyroku, co w sumie daje nam jakieś pięć lat odsiadki – dopowiedziała, a następnie sięgnęła po swój kieliszek tequili i jednym haustem go opróżniła.
Parsknęłam cicho i palcami ścisnęłam cienką nóżkę kieliszka do martini.
– Myślę, że planowanie i obliczanie możliwej kary za taką zbrodnie, z góry przekreśla możliwość sądzenia mnie za dokonanie zabójstwa pod wpływem silnego wzburzenia emocjonalnego.
– Masz na to jakiś świadków? – Prychnęła i rozejrzała się dookoła. – Ja nikogo nie widzę. – Wzruszyła ramionami i szeroko uśmiechnęła się do barmana, który cały wieczór nas obsługiwał. – A tak serio albo ją wywal, albo skup się na sobie.
– To byłoby proste, gdyby nie drażnił mnie tak jej widok. – Westchnęłam, tracąc wcześniejszy niemal radosny ton. Czy to znaczy, że jestem złym człowiekiem, skoro bawiła mnie rozmowa o zamordowaniu Victorii? – Wiem, że minęło dużo czasu i nie powinnam tego roztrząsać, ale... – zamilkłam, nie wiedząc co powiedzieć, żeby nie zabrzmiało żałośnie.
CZYTASZ
Addicted
RomanceWalter Hayes i Thomas Gray są przyjaciółmi od zawsze. Razem studiowali, byli swoimi drużbami na ślubie i wspólnie zarządzali firmą, która była ich marzeniem. Obiecali sobie jednak, że w dniu dwudziestych piątych urodzin swoich dzieci, przekażą pałec...