ROZDZIAŁ 25
Killian
W momencie, gdy tylko zobaczyłem Sterlinga stojącego w holu, poczułem, jak fala wściekłości przepływa przez moje ciało. Ten kutas zjawił się tutaj, jak gdyby nigdy nic. Patrzył na Brealyn z tym swoim aroganckim uśmieszkiem, przypominając samą swoją obecnością o wszystkim, co zrobił – a raczej czego nie zrobił, ale z całą pewnością powinien.
Bree minęła go z lodowatym spojrzeniem, kieruje się do swojego gabinetu. Ten widok tylko dolał oliwy do ognia. Nie zamierzałem pozwolić mu na więcej, skoro ona go tu nie chciała. A świadomość, że potraktowała go tak ozięble, sprawiła, że kamień spadł mi z serca.
Zrobiłem kilka szybkich kroków w jego stronę.
– Archer – rzuciłem, przyciągając jego uwagę.
Zanim zdążył odpowiedzieć, chwyciłem go za kołnierz.
– Co ty tu, kurwa, robisz? – syknąłem, przyciskając go do ściany.
Próbował coś powiedzieć, ale jego wymówka – cokolwiek to miało być – zniknęła w ułamku sekundy, gdy zobaczyłem w jego oczach cień rozbawienia. Rozbawienia. Jakby to wszystko było jednym wielkim żartem.
– Liczyłem na nieco cieplejsze przywitanie – zakpił.
Szarpnąłem nim, bo próbował mi się wyrwać.
– Zapytałem, co tu robisz?
– Czy to nie oczywiste? – Prychnął, nic sobie nie robiąc z sytuacji, którą stworzył. – Mam z Lyn dziecko – przypomniał, jakby ktokolwiek mógł o tym szczególe zapomnieć.
– I teraz sobie o tym przypomniałeś? – Roześmiałem się, choć wcale mi nie było do śmiechu.
– A ty nadal za nią biegasz, choć ma cię w dupie? – Kącik jego ust drgnął w szczerym rozbawieniu. – A myślałem, że jesteś z Vic.
– Nie zbliżysz się do Bree, ani do małej – ostrzegłem, próbując zignorować jego usilne starania by wyprowadzić mnie z równowagi.
Ostatni raz rozmawiałem z nim tamtego poranka, gdy Bree opuściła jego pokój w domu bractwa. Później mijaliśmy się jedynie bez słowa na terenie uczelni, ale żaden z nas nie kwapił się do rozmowy. Zresztą, nigdy nie żałowałem tego, co z nim wtedy zrobiłem...
– Daj spokój, Hayes. – Poklepał mnie po napiętym ramieniu, jakbyśmy za chwilę mieli usiąść do drinka i o wszystkim zapomnieć. – Co zrobisz? Znowu obijesz mi ryj, bo spojrzałem na dziewczynę, na którą lecisz? – Parsknął i obie dłonie zacisnął na moich nadgarstkach, jakby chciał poluzować chwyt na jego drogiej, ale aktualnie lekko sfatygowanej koszuli.
Zaskakujące, że też pomyślał o naszym ostatnim spotkaniu. I przez chwilę zacząłem się zastanawiać, czy właśnie tego nie powinienem zrobić. Może ta cała rozmowa była zbędna i wystarczyło mu wpierdolić?
– Wkurzasz się, bo ją przeleciałem, ale...
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo moja pięść zderzyła się z jego twarzą, zamykając mu w ten sposób usta. Nie zamierzałem dłużej słuchać jego pieprzenia.
Archer był lekko oszołomiony, bo chyba naprawdę się tego nie spodziewał. Pewnie myślał, że nie zrobię tego na oczach swoich pracowników, ale to wszystko nie miało najmniejszego znaczenia. Popełniłem już zbyt wiele błędów, by pozwolić sobie na kolejny, a dopuszczenie go do życia Bree, byłoby jednym z największych.
Może i nie utrzymywałem z nim kontaktów, ale brukowce rozpisywały się na temat upadłego sportowca, który zmarnował swój potencjał. Oczywiście, wszystko zaczęło się od kontuzji na boisku, ale z tego co przeczytałem, miał szanse wrócić do gry w następnym sezonie. Wystarczyło, żeby skupił się na rehabilitacji, a nie imprezowaniu. Jak widać, jego priorytety się nie zmieniły i dlatego zamierzałem trzymać go od nich z daleka. Nawet kosztem swojej reputacji w firmie i plotek.
CZYTASZ
Addicted
RomanceWalter Hayes i Thomas Gray są przyjaciółmi od zawsze. Razem studiowali, byli swoimi drużbami na ślubie i wspólnie zarządzali firmą, która była ich marzeniem. Obiecali sobie jednak, że w dniu dwudziestych piątych urodzin swoich dzieci, przekażą pałec...