Lily klęczała obok Harry’ego, starając się zatamować krwawienie, które powoli przesiąkało bandaż. Harry próbował udawać twardziela, rzucając co chwilę komentarze, które miały rozładować napięcie, ale ból wyraźnie malował się na jego twarzy.
– Lily, naprawdę... już chyba mnie nie uratujesz – rzucił, próbując się uśmiechnąć.
– Zamknij się, Harry – warknęła, ale jej głos był pełen troski. – Jeszcze raz to powiesz, a naprawdę zrobię ci krzywdę.
Patrick podszedł do nich i spojrzał na Lily.
– Jak źle? – zapytał krótko.
– Musimy go odesłać do Oazy – odpowiedziała Lily, podnosząc wzrok. – Nie dam rady więcej zrobić tutaj. Potrzebuje lekarza.
Patrick westchnął i spojrzał na Harry’ego, który próbował wstać, ale Lily natychmiast go powstrzymała.
– Nie ma sensu ryzykować – powiedział Patrick. – Lily, zabierzesz Harry’ego i jeszcze pięciu zwiadowców ze sobą z powrotem do Oazy. Musicie go tam dostarczyć jak najszybciej.
Harry próbował zaprotestować.
– Nie muszę nigdzie iść – rzucił, z trudem podnosząc głowę. – Mogę zostać.
Patrick spojrzał na niego chłodno.
– Nie ma mowy – powiedział stanowczo. – Twoje życie jest ważniejsze niż twoja duma, Harry. Wracasz.
Lily szybko zebrała ludzi – pięciu żołnierzy, którzy mieli eskortować ją i Harry’ego do Oazy. Devon i Jacob pomogli podnieść Harry’ego i przenieść go na konia.
– Będziemy bezpieczni – powiedziała Lily, spoglądając na Patricka. – Wracajcie do nas w jednym kawałku.
Patrick skinął głową, a Lily spojrzała jeszcze raz na mnie.
– Amy, słuchaj Patricka – powiedziała cicho. – I nie rób nic głupiego, dobrze?
– Jasne – odpowiedziałam, choć moje serce biło jak szalone.
Patrick odwrócił się w stronę dwóch związanych żołnierzy, którzy siedzieli na ziemi z wyrazem mieszaniny gniewu i strachu na twarzach. Jacob stanął nad nimi, trzymając w ręku karabin, który co chwilę lekko obracał, jakby dla efektu.
– No dobra, panowie – zaczął Jacob, patrząc na nich z kpiącym uśmiechem. – Czas pogadać.
– Nie powiemy wam niczego – warknął jeden z zakładników, próbując wyglądać groźnie, ale jego głos lekko drżał.
Jacob nachylił się nad nim, a jego twarz stała się poważna.
– Och, nie martw się. Nie musisz mówić – rzucił. – Mogę cię przekonać innymi sposobami.
Patrick podniósł rękę, dając Jacobowi znak, żeby się cofnął.
– Spokojnie – powiedział. – Porozmawiamy jak ludzie.
Podszedł bliżej i przykucnął przed żołnierzem, który wydawał się bardziej przestraszony.
– Wiem, że boisz się Marcusa – zaczął Patrick spokojnym głosem. – Ale wierz mi, powinieneś bać się bardziej nas.
Żołnierz spojrzał na niego z niepewnością.
– Marcus nie wie, że jesteście tutaj – kontynuował Patrick. – Jeśli powiecie nam, czego chcemy, macie szansę wrócić do niego w jednym kawałku.
Drugi żołnierz parsknął, ale nie powiedział nic. Jacob podszedł bliżej, unosząc karabin.
– Mój kumpel tam właśnie dostał kulkę – rzucił Jacob z wyraźną wściekłością. – Więc jeśli myślisz, że będę dla ciebie miły, to się grubo mylisz.
Po chwili ciszy ten bardziej przestraszony zakładnik w końcu się odezwał.
– Nie możemy wrócić z pustymi rękami – powiedział, spuszczając wzrok. – Jeśli Marcus się dowie, że was zdradziliśmy, zabije nas.
Patrick uniósł brew.
– A jeśli nie powiecie niczego, zabijemy was teraz – odpowiedział zimno.
Drugi zakładnik spojrzał na Patricka z pogardą.
– Możesz próbować nas zastraszyć, ale Marcus i tak zniszczy waszą Oazę – powiedział cicho.
Patrick zmrużył oczy i wstał.
– Zniszczy naszą Oazę? – zapytał. – A wy będziecie w tym uczestniczyć, tak? Powiedz mi, gdzie jest ta wasza cholerna baza, a może dam ci szansę, żebyś tego nie oglądał jak zabijam twojego kumpla z oddziału.
Pierwszy zakładnik spojrzał na drugiego z wyraźnym strachem.
– W porządku – powiedział nagle, łamiąc się. – Powiem wam, co chcecie wiedzieć, ale musicie mnie chronić.
Patrick skinął głową.
– Zacznij mówić – powiedział chłodno.
– Oaza Marcusa jest w dawnym miasteczku… Maplewood – zaczął mówić, oddychając szybko.
Patrick uniósł brew i spojrzał na niego uważnie.
– Maplewood? To ruina – powiedział.
– Nie cała – odparł zakładnik. – Marcus zajął część w centrum. Stare sklepy i magazyny. Przekształcił to w bazę.
Patrick pokiwał głową, dając mu znak, żeby kontynuował.
– Z tych ruin możecie iść prosto na północny zachód – powiedział zakładnik, patrząc na ziemię. – Jest tam wąska ścieżka przez las. Po dwóch kilometrach zobaczycie most. Most jest strzeżony, ale da się go obejść, jeśli pójdziecie wzdłuż rzeki.
Patrick spojrzał na mapę, szybko nanosząc wskazówki zakładnika.
– Dalej – ponaglił.
Zakładnik przełknął ślinę.
– Po drugiej stronie rzeki zobaczycie wzgórze. Na wzgórzu są wieżyczki strażnicze. Musicie podejść od wschodu, tam są mniej czujni, bo teren jest zalesiony.
Patrick skończył rysować na mapie i podniósł wzrok.
– Jakie zabezpieczenia w Oazie? – zapytał chłodno.
– Wieżyczki strażnicze wokół całego centrum – odpowiedział zakładnik. – A w środku… nie wiem, ilu dokładnie ludzi, ale Marcus ma dobrze wyszkolonych żołnierzy.
Patrick pokiwał głową i spojrzał na drugiego zakładnika.
– Zgadza się? – zapytał lodowato.
Drugi żołnierz milczał przez chwilę, ale ostatecznie skinął głową, nie patrząc na nas.
Patrick wstał i spojrzał na nas.
– Mamy to, czego potrzebowaliśmy – powiedział. – Wiemy, gdzie jest Oaza Marcusa i jak się tam dostać.
Jacob spojrzał na zakładników z pogardą.
– Co teraz? – zapytał.
Patrick zastanowił się przez chwilę i wskazał na zakładników.
– Marcus ceni swoich ludzi, nawet jeśli traktuje ich jak pionki – powiedział. – Wymienimy ich za Williama.
– Myślisz, że to zadziała? – zapytała Lily, która właśnie wróciła po odprowadzeniu Harry’ego do Oazy.
– To musi zadziałać – odparł Patrick. – Marcus nie ma powodu, żeby odrzucić taką wymianę. Straciłby na tym więcej, niż zyskał.
Jacob skrzyżował ramiona i spojrzał na Patricka z niedowierzaniem.
– A co, jeśli spróbuje nas przechytrzyć? – zapytał. – Może zgodzi się na wymianę, a potem nas zaatakuje.
Patrick skinął głową, jakby to było oczywiste.
– Dlatego musimy być ostrożni – powiedział. – Nie możemy po prostu wmaszerować do jego bazy. Użyjemy bocznego wejścia, o którym nam powiedzieli.
Patrick spojrzał na zakładników, którzy siedzieli na ziemi, starając się wyglądać spokojnie, choć było widać, że są przerażeni.
– To wy poprowadzicie nas do Oazy – powiedział chłodno. – I macie upewnić się, że Marcus się zgodzi.
Starszy z zakładników spojrzał na Patricka z gniewem.
– Jeśli myślisz, że Marcus zgodzi się na takie warunki, to jesteś głupcem – warknął.
Patrick nachylił się nad nim, jego głos był cichy, ale przesiąknięty determinacją.
– Jeśli tego nie zrobi, zginiecie pierwsi – powiedział lodowato.
Młodszy zakładnik spuścił wzrok, wiedząc, że nie mają wyboru.
Związaliśmy zakładników mocniej i wsadziliśmy ich na konie, które jechali między nami, pilnowani przez Jacoba i Devona. Patrick szedł na czele, a reszta żołnierzy zamykała pochód, gotowa do interwencji w razie jakiejkolwiek próby ucieczki.
– Co, jeśli Marcus nie zgodzi się na wymianę? – zapytałam cicho, jadąc obok Patricka.
Spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam mieszankę pewności siebie i niepokoju.
– To wtedy znajdziemy inny sposób – powiedział. – Ale na razie to najlepszy plan, jaki mamy.
Skinęłam głową, próbując opanować strach.Poruszaliśmy się ostrożnie, trzymając się wskazówek, które podali zakładnicy. Ścieżka przez las była wąska i pełna korzeni, które utrudniały jazdę. Po kilku godzinach dotarliśmy do mostu, o którym wspominali.
Patrick zatrzymał nas i spojrzał na zakładników.
– Ilu ludzi Marcus ma przy moście? – zapytał.
– Dwóch, czasami trzech – odpowiedział młodszy zakładnik.
Patrick spojrzał na Devona.
– Sprawdzisz to? – zapytał.
Devon skinęł głową i ruszyła naprzód. Po chwili wrócili, potwierdzając, że strażnicy przy moście są, ale wydają się zrelaksowani.
– Przejdziemy bokiem – zdecydował Patrick. – Musimy unikać konfrontacji.
Gdy zbliżaliśmy się do wzgórza, za którym znajdowała się Oaza Marcusa, czułam, jak napięcie rośnie. Zakładnicy milczeli, ale ich twarze zdradzały strach. Wiedzieli, że ich życie jest teraz w naszych rękach, tak samo jak życie mojego ojca zależało od ich współpracy.
Patrick zatrzymał grupę na skraju lasu i spojrzał na nas.
– Przygotujcie się – powiedział cicho. – To będzie trudne, ale musimy działać szybko i zdecydowanie.
Spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam coś, co miało mnie uspokoić.
– Amy, dasz radę – powiedział.
Wiedziałam, że w tej chwili nie mogę pozwolić, żeby strach mnie sparaliżował. Ojciec czekał na mnie, a ja zrobię wszystko, żeby go odzyskać.
Poruszaliśmy się powoli wzdłuż granicy lasu, starając się trzymać w cieniu drzew. Powietrze było ciężkie, a moje serce biło jak oszalałe. Przez cały czas czułam, że coś jest nie tak.
Patrick jechał na czele, co chwilę oglądając się na zakładników, którzy szli między nami na związanych koniach. Jacob i Devon pilnowali ich z lodowatym spojrzeniem.
Nagle Devon, który jechał obok
zakładników, zatrzymał się gwałtownie i uniósł rękę.
– Czekajcie! – rzucił półgłosem.
Zamarliśmy. Patrick spojrzał na niego z marsową miną.
– Co się dzieje? – zapytał.
Devon wskazał ręką w stronę wzgórza, które wznosiło się w oddali.
– Tam – powiedział cicho.
Spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Na wzgórzu, przy jednej z wież strażniczych Marcusa, dostrzegliśmy ruch. Ktoś obserwował nas przez lornetkę.
– Cholera – wymamrotał Patrick, zeskakując z konia.
Jacob podbiegł do Patricka, jego twarz była napięta.
– Oni już nas widzą – powiedział cicho. – Nie ma sensu się ukrywać.
– Jak długo nas obserwowali? – zapytałam, próbując powstrzymać drżenie w głosie.
Patrick spojrzał na zakładników, którzy spuścili wzrok.
– Wiedzieliście o tym, prawda? – rzucił ostro.
Starszy z zakładników wzruszył ramionami, ale w jego oczach pojawił się cień satysfakcji.
– Marcus zawsze obserwuje swoje tereny – powiedział spokojnie. – Myśleliście, że możecie podejść niezauważeni?
Jacob uniósł karabin, ale Patrick go powstrzymał gestem ręki.
– Spokój – rzucił. – Nie możemy teraz działać pochopnie.
Kilka minut później usłyszeliśmy szelest w lesie. Patrick wstał i spojrzał w stronę dźwięku. Z cienia drzew zaczęły wyłaniać się sylwetki ludzi. Było ich co najmniej dziesięciu, wszyscy uzbrojeni i ubrani w czarne mundury z emblematami Marcusa.
– Stójcie! – zawołał jeden z nich, celując bronią w naszą stronę.
Patrick podniósł ręce na znak, że nie zamierzamy walczyć.
– Spokojnie – powiedział stanowczo. – Nie przyszliśmy tu walczyć.
Mężczyzna, który wyglądał na dowódcę zwiadowców, zrobił krok do przodu. Był wysoki, jego twarz skrywała lekki zarost, a spojrzenie było zimne.
– Widzieliśmy was już od jakiegoś czasu – powiedział lodowatym głosem. – Marcus wie, że tu jesteście.
Patrick spuścił ręce, ale jego twarz była pełna determinacji.
– Przybyliśmy w sprawie wymiany – powiedział spokojnie. – Mamy ludzi Marcusa. Chcemy wymienić ich na Williama.
Dowódca zwiadowców spojrzał na zakładników, którzy wciąż siedzieli na koniach. Jeden z nich, ten młodszy, wyglądał na przestraszonego, ale starszy patrzył na dowódcę z nadzieją.
– Wymiana? – zapytał dowódca z lekkim uśmiechem. – A co, jeśli Marcus po prostu weźmie wszystko, co chce, a was zostawi martwych?
Jacob nie wytrzymał.
– Spróbujcie, a zobaczymy, kto tu będzie martwy – warknął, unosząc broń.
Patrick odwrócił się gwałtownie.
– Jacob, przestań! – rozkazał ostro.
Dowódca zwiadowców uniósł brew, jakby bawiła go ta sytuacja.
– Macie broń, macie zakładników – powiedział spokojnie. – Ale teraz jesteście na terenie Marcusa. Nie zrobicie tu nic bez jego zgody.
Dowódca gestem ręki dał sygnał swoim ludziom.
– Zabraliśmy was już na celownik – powiedział. – A teraz pójdziecie z nami. Marcus sam zdecyduje, co zrobić.
Patrick spojrzał na nas, a w jego oczach widziałam wahanie. Wiedział, że nie mamy wyboru.
– Idziemy – powiedział w końcu.
Zwiadowcy otoczyli nas ciasnym kręgiem, prowadząc w stronę Oazy Marcusa. Czułam, jak napięcie rośnie z każdym krokiem. Wiedziałam, że to, co nas czeka, nie będzie łatwe. Ale nie mogliśmy się wycofać – ojciec wciąż na nas czekał.
CZYTASZ
Black Mist
Ciencia FicciónAmy i Nicole, dwie młode siostry, zostają uwięzione w bunkrze, który miał być dla nich schronieniem przed światem ogarniętym śmiertelną epidemią. Ich ojciec, wybitny naukowiec, obiecuje im bezpieczeństwo, zapewniając, że na zewnątrz czai się tylko ś...