Rozdział 31

2 0 0
                                    

– Serio? Chcecie wymknąć się poza Oazę? – zapytałam, szeptem, patrząc na Jacoba z niedowierzaniem. Stał w moich drzwiach, lekko oparty o framugę, z tym swoim nieodpartym, zawadiackim uśmiechem, który zawsze zwiastował kłopoty.
– Nie „chcecie”, tylko „chcemy” – poprawił mnie, unosząc brew. – Chodź z nami, Amy. Nad wodospad. Świt tam jest niesamowity. Poza tym, ile można siedzieć w tej klatce?
Zacisnęłam usta. Wiedziałam, że Oaza miała swoje reguły, a wymknięcie się poza jej teren  było jedną z tych rzeczy, które były surowo zabronione. Niebezpieczeństwo czyhało tam na każdym kroku – nie tylko zarażeni, ale też inni ludzie, którzy nie zawsze miałi pokojowe zamiary.
– Patrick nigdy by się na to nie zgodził – powiedziałam cicho, zerkając na drzwi, jakby sam Patrick mógł nagle wejść i złapać nas na gorącym uczynku.
Jacob zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
– Dlatego nie pytaliśmy go o zgodę. Wiesz, jaki on jest – zbyt posłuszny ojcu. Pewnie nawet nie spojrzałby na wodospad, gdyby ktoś mu tego nie nakazał. – Zrobił pauzę, po czym spojrzał na mnie z większą powagą. – Ale ty nie jesteś jak Patrick, Amy. Ty masz w sobie coś więcej.
Te słowa wywołały we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony czułam, że Jacob po prostu próbuje mnie przekonać, a z drugiej – wiedziałam, że miał rację.
– Kto jeszcze idzie? – zapytałam w końcu, choć w głębi duszy wiedziałam, że moja decyzja jest już niemal podjęta.
– Harry, Lily i Devon – odpowiedział szybko. – Wyjdziemy przed świtem. Spotykamy się przy południowej bramie.
Przygryzłam wargę, zastanawiając się, czy powinnam to zrobić. W głowie miałam obraz Nicole – co, jeśli coś się stanie, gdy mnie nie będzie?
– Wiesz, że to ryzykowne, prawda? – powiedziałam cicho, patrząc na niego z powagą.
Jacob wzruszył ramionami.
– Życie jest ryzykowne, Amy. Ale jeśli nigdy nie zrobimy czegoś szalonego, to co nam zostanie?
Po chwili namysłu skinęłam głową.
– W porządku. Ale jeśli coś pójdzie nie tak, to ty bierzesz całą odpowiedzialność.
Jacob uśmiechnął się szeroko.
– Wiedziałem, że się zgodzisz. – Już miał się odwrócić, ale zatrzymał się i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. – I nie martw się, będzie dobrze.
Gdy Jacob zniknął za drzwiami, szybko usiadłam przy stole i napisałam krótką notatkę dla Nicole.
„Nicole, musiałam coś załatwić. Wracam rano. Jeśli mnie nie będzie, powiedz Patrickowi, że jestem bezpieczna. Uważaj na siebie. – Amy.”
Zostawiłam kartkę na jej poduszce, upewniając się, że ją znajdzie, a potem zaczęłam szykować się do wyjścia. Kabura, nóż, latarka – wszystko, co mogłoby się przydać.
Kiedy dotarłam do południowej bramy, reszta już tam była. Harry opierał się o ścianę, bawiąc się małą latarką, a Lily i Devon rozmawiali cicho na uboczu. Jacob, jak zwykle, wyglądał na najbardziej rozluźnionego – siedział na skrzyni i obracał w dłoniach pustą manierkę.
– W końcu jesteś – rzucił, widząc mnie.
– A ty zawsze musisz być taki wyluzowany? – zapytałam z ironią, ale w moim głosie nie było złości.
– Tylko kiedy mam dobry plan – odpowiedział z szerokim uśmiechem.
Harry podszedł bliżej, unosząc rękę w geście powitania.
– Gotowa na przygodę? – zapytał.
– Raczej na kłopoty – odpowiedziałam, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Wymknięcie się poza Oazę było łatwiejsze, niż myślałam. Jacob, jak zwykle, miał wszystko zaplanowane – strażnicy zmieniali się co kilka godzin, a ich nieuwaga w nocy była niemal żałosna.
Droga do wodospadu była długa, ale piękna. Przedzieraliśmy się przez las, który w blasku księżyca wyglądał magicznie. Ciszę przerywały tylko nasze ciche rozmowy i dźwięki kroków na wilgotnej ziemi.
W końcu usłyszeliśmy szum wody.
– To tam – powiedział Jacob, wskazując na światło księżyca odbijające się w spadającej wodzie.
Widok był oszałamiający. Wysoki wodospad wpadał do niewielkiego jeziora, a blask wody w świetle księżyca sprawiał, że wszystko wyglądało nierealnie.
– Warto było – powiedziała Lily, patrząc na widok z zachwytem.
Nasza radość nie trwała długo. Gdy usiedliśmy na brzegu jeziora, nagle usłyszeliśmy odgłos, który zmroził nam krew w żyłach – przeciągłe, chrapliwe warczenie.
Pierwszy zainfekowany wyłonił się z lasu. Poruszał się szybko, jego wychudzone ciało było oświetlone przez blask księżyca.
– Cholera – syknął Harry, sięgając po nóż.
– Spokojnie – powiedział Jacob , przejmując kontrolę. – Amy, na prawo. Devon, zablokuj drogę odwrotu.
Zainfekowany rzucił się na Harry’ego, ale ten zareagował błyskawicznie – jednym ruchem wbił nóż prosto w głowę stwora, który upadł na ziemię.
– Jeszcze jeden! – krzyknęła Lily, wskazując na kolejną sylwetkę w zaroślach.
Tym razem to ja musiałam działać. Podbiegłam do zainfekowanego, który już ruszył w moją stronę, i wbiłam nóż w jego głowę, unikając jego gnijących rąk.
Gdy wszystko ucichło, spojrzałam na resztę.
– To było blisko – powiedział Jacob, wycierając nóż o trawę.
– Za blisko – dodał Harry.
Spojrzeliśmy na siebie z mieszanką ulgi i napięcia. Wiedzieliśmy, że to, co zrobiliśmy, było ryzykowne, ale też czułam, że ten moment nas zbliżył.
Patrząc na wodospad, zrozumiałam, że choć łamaliśmy zasady, ten moment był tego wart.
Kiedy zainfekowani zostali unieszkodliwieni, a adrenalina opadła, wszyscy usiedliśmy na brzegu jeziora. Wodospad wciąż szumiał w tle, a blask księżyca odbijał się w spokojnej tafli wody. Pomimo wcześniejszego zagrożenia, atmosfera była niemal magiczna.
– Wiesz, jak mało brakuje, żebyśmy mieli przez to wszystko przesłuchanie? – rzuciła Lily, zerkając na Jacoba.
– Warto było – odpowiedział, rozkładając się na trawie z rękami za głową. – Spójrzcie na to miejsce. Myślicie, że Patrick albo ktokolwiek inny pozwoliłby nam tu przyjść?
– Patrick by nas zastrzelił za samą myśl – zaśmiał się Harry.
– Ale nie muszą o tym wiedzieć – dodał Jacob, puszczając do mnie oczko.
Siedzieliśmy tam chwilę w ciszy, każdy zanurzony we własnych myślach. Lily opierała się o Devona, który patrzył w wodę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Harry rzucał małe kamyki do jeziora, a Jacob wydawał się bardziej zrelaksowany niż kiedykolwiek.
– Więc co teraz? – zapytałam cicho, łamiąc ciszę.
Jacob podniósł się na łokciach i spojrzał na mnie z uśmiechem.
– Gramy w coś.
– Gramy? W co? – zapytała Lily, unosząc brew.
– W prawdę i wyzwanie – oświadczył Jacob.
– Naprawdę? – rzuciłam z niedowierzaniem. – Jak w dzieciństwie?
– A masz lepszy pomysł? – zapytał, rozkładając ręce. – No, Amy, zaczynasz. Prawda czy wyzwanie?
Spojrzałam na niego, a potem na resztę. Wiedziałam, że to głupie, ale w jakiś sposób dodawało to normalności tej niecodziennej sytuacji.
– Prawda – powiedziałam, decydując się na bezpieczniejszą opcję.
Jacob uśmiechnął się szeroko.
– Dobra, pytanie. Gdybyś mogła wrócić do życia sprzed Oazy, zrobiłabyś to?
Jego pytanie mnie zaskoczyło. Wszyscy zamilkli, czekając na moją odpowiedź.
– Nie wiem – powiedziałam po chwili ciszy. – Wiele rzeczy w Oazie jest trudnych, ale to miejsce mnie zmieniło. Gdybym wróciła... nie wiem, czy potrafiłabym być taką osobą, jak kiedyś. Życie bunkrze było nudne i pełne codziennej rutyny.
Harry kiwnął głową, jakby rozumiał, a Lily uśmiechnęła się lekko.
– Twoja kolej – powiedział Jacob.
Spojrzałam na Lily.
– Prawda czy wyzwanie?
– Wyzwanie – odpowiedziała z pewnością w głosie.
Uśmiechnęłam się.
– Okej, wyzywam cię, żebyś weszła po skałach na szczyt wodospadu.
Lily zerknęła na wodospad, a potem na Devona, który wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał.
– Żaden problem – rzuciła z uśmiechem i zaczęła wspinać się po mokrych skałach.
Wszyscy obserwowaliśmy ją w napięciu, ale poradziła sobie z zadaniem bez problemu. Kiedy stanęła na szczycie i pomachała do nas, Jacob gwizdnął.
– Dobra robota! Ale teraz twoja kolej! – krzyknął do niej.
Lily wróciła na dół i wybrała Harry’ego.
– Prawda czy wyzwanie?
Harry uśmiechnął się szeroko.
– Wyzwanie.
– Zrób salto do wody – rzuciła Lily, wskazując na jezioro.
Harry podniósł brwi, ale bez wahania podszedł do brzegu, rozbiegł się i zrobił perfekcyjne salto, wpadając do jeziora z pluskiem. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, gdy wynurzył się, parskając wodą.
– Twoja kolej, Jacob – rzucił, wychodząc z wody.
Jacob spojrzał na Devona.
– Prawda czy wyzwanie?
Devon milczał przez chwilę, zanim odpowiedział:
– Prawda.
Jacob uśmiechnął się złośliwie.
– Okej, przyznaj się. Kiedy pierwszy raz zobaczyłeś Lily, od razu wiedziałeś, że ci się podoba?
Devon spojrzał na Lily, która uniosła brew, czekając na jego odpowiedź.
– Wiedziałem to od pierwszego wspólnego patrolu  – odpowiedział cicho, co wywołało salwę śmiechu.
Gra toczyła się dalej, przerywana śmiechami i docinkami. Z każdym kolejnym pytaniem czułam, jak atmosfera staje się coraz lżejsza. Byliśmy tam razem, z dala od obowiązków i zasad Oazy.
Kiedy wschód słońca zabarwił horyzont na złoto i róż, wiedzieliśmy, że czas wracać. Wszyscy zebrali swoje rzeczy, wymieniając ostatnie żarty.
– Pamiętajcie, nikt nie może się dowiedzieć – powiedział Jacob, kiedy ruszyliśmy w stronę Oazy.
Spojrzałam na niego i poczułam, że ten moment – nasza wyprawa, śmiech, wspólne rozmowy – pozostanie z nami na długo. Wróciliśmy jako grupa, ale czułam, że coś się zmieniło. Staliśmy się bliżsi.
Wiedziałam, że czekają nas konsekwencje, jeśli ktoś się o tym dowie, ale w tym momencie nie żałowałam. Wodospad, gra i te wspólne chwile były tego warte.

Black Mist Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz