Rano, zanim Lily i Patrick wrócili do bazy, Nicole dowiedziała się o planie. Kiedy usłyszała, że wojsko szykuje się do akcji, jej twarz natychmiast się zmieniła.
- A co z nami? - zapytała, jej głos był pełen obaw.
- Ty zostaniesz tutaj, masz szkołę - powiedziałam stanowczo.
Nicole spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- A ty? - zapytała, jej oczy były szeroko otwarte.
- Idę z nimi - odpowiedziałam, próbując zabrzmieć pewnie.
Nicole wybuchła.
- Amy, zwariowałaś?! To nie jest twoje miejsce! Co, jeśli coś ci się stanie? Co, jeśli...
Przerwałam jej, kładąc dłonie na jej ramionach.
- Nicole, muszę to zrobić - powiedziałam. - Nie mogę siedzieć bezczynnie. Nie teraz.
Nicole patrzyła na mnie przez chwilę, a potem odwróciła wzrok.
- Obiecaj mi, że wrócisz - powiedziała cicho.
- Obiecuję - odpowiedziałam, choć w głębi serca czułam, że niczego nie mogę być pewna.
Kiedy Lily i Patrick zabrali mnie do Jamesa, czułam, jak moje serce bije jak szalone.
James siedział w swoim biurze, rozmawiając przez radio, jego głos pewny i opanowany. Kiedy nas zobaczył, uniósł brew w wyrazie lekkiego zaskoczenia. Szybko zakończył rozmowę, odstawiając radio na biurko.
- Co się dzieje? - zapytał, rzucając nam przenikliwe spojrzenie.
Lily spojrzała na mnie, jakby oczekiwała, że to ja zacznę, ale kiedy nie odezwałam się od razu, zrobiła to za mnie.
- Amy chce wziąć udział w misji - powiedziała stanowczym tonem, choć mogłam zauważyć cień niepewności w jej oczach.
James zmarszczył czoło, a jego spojrzenie powędrowało prosto na mnie. W jego oczach widziałam niedowierzanie.
- Nie ma mowy - oznajmił stanowczo, nie pozostawiając miejsca na dyskusję.
Poczułam ucisk w żołądku, ale nie zamierzałam się poddawać. Zebrałam w sobie całą odwagę, jaką miałam, i zrobiłam krok do przodu.
- Proszę - powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie, choć w środku trzęsłam się ze zdenerwowania. - To mój ojciec. Nie możecie mnie od tego odsunąć.
James zmrużył oczy, a jego wyraz twarzy stał się jeszcze bardziej surowy. Wiedziałam, że jego doświadczenie nauczyło go podejmować decyzje na zimno, ale teraz stawka była dla mnie zbyt wysoka, by się wycofać.-
- Nie jesteś gotowa na coś takiego - powiedział w końcu, a jego ton sugerował, że nie zamierza ustąpić.
- To nie zabawa, Amy.
Zacisnęłam dłonie w pięści, starając się powstrzymać drżenie.
- Możecie mnie przygotować - odparłam uparcie, spoglądając mu prosto w oczy. Wiedziałam, że jeśli pokażę jakąkolwiek słabość, przegrałam.
James przez chwilę milczał, patrząc na mnie w sposób, który sprawiał, że czułam się jak pod mikroskopem. Miałam wrażenie, że analizuje każdą moją reakcję, waży moje słowa, szuka oznak niezdecydowania. W końcu westchnął ciężko, przeciągając ręką po twarzy.
- Nie podoba mi się to - powiedział powoli, a jego głos był wyraźnie zmęczony. - Ale widzę, że nie zamierzasz odpuścić.
Spojrzał na Lily, która stała w milczeniu, a potem z powrotem na mnie.
- Jeśli mam się na to zgodzić, muszę być pewien, że jesteś gotowa. Przejdziesz intensywne szkolenie - dodał z naciskiem. - I jeśli choć raz zobaczę, że sobie nie radzisz, wycofuję cię bez dalszej dyskusji. Zrozumiano?
Poczułam, jak napięcie we mnie nieco opada, ale wiedziałam, że to dopiero początek.
- Zrozumiano - odpowiedziałam szybko, starając się ukryć ulgę w głosie.
James pokiwał głową, ale jego spojrzenie wciąż pozostawało ostre.
- Dajcie mi trochę czasu, żeby to przemyśleć - dodał. - Ostateczną decyzję podejmę jutro. Ale nie licz na taryfę ulgową, Amy.
Skinęłam głową, wdzięczna za tę małą szansę. Wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, by udowodnić, że jestem warta jego zaufania.
Patrick poprowadził mnie na plac treningowy. Byłam zdenerwowana, ale wiedziałam, że jeśli chcę udowodnić swoją wartość, muszę dać z siebie wszystko. Gdy dotarliśmy, zauważyłam dwóch mężczyzn, którzy już tam czekali. Harry i Jacob, przyjaciele Patricka, od razu przyciągnęli moją uwagę swoimi posturami - wysocy, dobrze zbudowani, obaj wyglądali, jakby całe życie spędzili na polu walki.
- No proszę, kto to? - zapytał Harry, uśmiechając się kpiąco, gdy mnie zobaczył.
- Amy - odpowiedział Patrick, ignorując jego ton. - Będzie dziś trenować z nami.
Jacob uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się arogancki uśmiech.
- Serio? Ona? - zapytał, patrząc na mnie od góry do dołu.
- Tak, ja - odparłam, próbując zabrzmieć pewnie, choć ich spojrzenia sprawiały, że czułam się malutka.
Harry zaśmiał się cicho i spojrzał na Patricka.
- Co tu robi? Zgubiła się?
Patrick westchnął, wyraźnie znudzony ich komentarzami.
- Chce iść na misję - powiedział, a jego ton był poważny. Na te słowa obaj parsknęli śmiechem.
- Na misję? - powtórzył Jacob, jakby to było najśmieszniejsze, co usłyszał. - Patrzcie, mamy tu nową rekrutkę do wojska.
Poczułam, jak moje policzki płoną, ale nie zamierzałam się poddać.
- Jestem tu, żeby się nauczyć walczyć - powiedziałam stanowczo, patrząc im prosto w oczy. Patrick spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- W takim razie zaczniemy od podstaw - powiedział. - Bieganie, pompki, podstawowa kondycja.
- Świetnie - mruknął Jacob, krzyżując ramiona. - Zobaczymy, ile wytrzyma.
Harry i Jacob stanęli z boku, obserwując mnie, gdy Patrick kazał mi biegać po placu. Na początku myślałam, że dam radę, ale szybko poczułam, jak moje nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa.
- Szybciej, księżniczko z bunkra! - zawołał Harry, śmiejąc się pod nosem. - Chyba w bunkrze nie mieliście torów przeszkód, co?
- Daj spokój, Harry - dodał Jacob, jego głos pełen kpiny. - Może w jej świecie to jest sprint.
Zacisnęłam zęby, ignorując ich komentarze, choć ich słowa paliły mnie od środka. Biegłam dalej, aż Patrick kazał mi się zatrzymać.
- Dobra, wystarczy - powiedział, a jego ton był nieco łagodniejszy. - Teraz pompki.
Próbowałam, ale moje ramiona szybko zaczęły drżeć. Harry i Jacob nie przestawali komentować.
- Patrz, jak się trzęsie - rzucił Jacob. - Może za chwilę poprosi o przerwę na herbatkę.
Mimo wszystko kontynuowałam. Wiedziałam, że muszę pokazać, że się nie poddam. Kiedy skończyłam ćwiczenia kondycyjne, Patrick podszedł do mnie z małym uśmiechem.
- Nieźle, jak na początek - powiedział. - Teraz przejdziemy do czegoś innego.
- W końcu - rzucił Harry, zacierając ręce. - Czas nauczyć naszą rekrutkę kilku ciosów.
Patrick pokazał mi podstawowe techniki walki - jak zadawać ciosy, jak blokować. Na początku czułam się kompletnie niezdarna, ale Patrick był cierpliwy.
- Skup się na równowadze - powiedział, poprawiając moją postawę.
Harry i Jacob obserwowali z boku, co jakiś czas rzucając kolejne komentarze.
- Patrz, jak uderza - powiedział Jacob, kręcąc głową. - Może i Marcus by się jej przestraszył.
- Przestańcie - rzucił Patrick, spoglądając na nich ostrzegawczo. - Nie każdy zaczynał od razu jako mistrz. Po pewnym czasie chłopacy zaczęli angażować się bardziej - pokazywali mi, jak poprawić technikę, a nawet ćwiczyli ze mną podstawowe ruchy. Z każdą minutą czułam, że robię postępy, choć zmęczenie dawało się we znaki. Harry i Jacob przestali być tak kpiący, a nawet zaczęli chwalić moje próby.
- Nieźle - powiedział Harry, gdy udało mi się poprawnie zablokować jego cios. - Może nie jesteś taka beznadziejna, jak myślałem.
Jacob pokiwał głową, choć jego uśmiech wciąż był lekko złośliwy.
- Jeszcze trochę treningu i może będziesz gotowa na coś większego - powiedział.
Patrick spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Dobrze ci idzie - powiedział. - Jutro zrobimy to samo. Jeśli chciałam odzyskać ojca, musiałam dać z siebie wszystko.
Patrzyłam na nich, ocierając pot z czoła, i pomyślałam tylko jedno: „Dam radę."
Gdy Patrick ogłosił koniec treningu, moje ciało było kompletnie wyczerpane. Każdy mięsień pulsował bólem, a oddech miałam płytki i urywany. Mimo zmęczenia czułam dziwną satysfakcję. To był mój pierwszy krok - niełatwy, ale zrobiłam go.
- No, księżniczko, całkiem nieźle - rzucił Harry, podchodząc do mnie. Jego ton był mniej kpiący niż wcześniej.
- Jeśli jutro przetrwasz bez zakwasów, to będzie cud - dodał Jacob, śmiejąc się pod nosem.
- Dzięki za wsparcie - odpowiedziałam, próbując dodać sobie pewności, choć nogi miałam jak z waty. Patrick spojrzał na mnie z boku, jego twarz była spokojna, ale widziałam w jego oczach coś, co przypominało uznanie.
- Dobra robota, Amy - powiedział. - Odpocznij, zjedz coś i wróć na wieczorny trening.
- Wieczorny? - zapytałam, niemal wykrztuszając słowa.
- Tak, wieczorny - powtórzył Patrick z lekkim uśmiechem. - Jeśli chcesz iść na misję, musisz się przygotować, tym bardziej że James chce cie zobaczyć. To dopiero początek.
Zacisnęłam zęby i skinęłam głową. Wiedziałam, że muszę wytrzymać, choć teraz jedyne, o czym marzyłam, to rzucić się na łóżko i zasnąć. Kiedy wróciłam do mieszkania, Nicole siedziała na kanapie, a obok niej Lily i Devon. Rozmawiali o czymś, ale gdy tylko weszłam, wszyscy spojrzeli na mnie.
- Co się stało? - zapytała Nicole, widząc mój stan.
- Trening - odpowiedziałam krótko, opadając na krzesło.
Devon uśmiechnął się lekko.
- Patrick cię nie oszczędzał, co?
- Ani trochę - mruknęłam, masując bolące ramiona. Lily spojrzała na mnie z troską.
- To dobrze - powiedziała. - Musisz być gotowa, Amy. Marcus nie będzie miał litości.
Nicole spojrzała na mnie zmartwiona.
- Naprawdę musisz to robić? - zapytała cicho.
Spojrzałam na nią, czując ciężar jej pytania.
- Muszę - odpowiedziałam stanowczo. - To jedyny sposób, żeby pomóc tacie.
Nicole spuściła wzrok, a Lily położyła rękę na jej ramieniu, próbując ją pocieszyć.
Zapytałam Nicole, jak było w jej pierwszym dniu w nowej szkole. Usiadła naprzeciwko mnie, wzdychając teatralnie, jakby ten temat miał ją całkiem wykończyć.
- Chcesz całą prawdę czy wersję podkolorowaną? - zapytała, unosząc brew.
- Całą prawdę, oczywiście - odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko. - Bez owijania w bawełnę. - No dobra - zaczęła, rozsiadając się wygodniej. - Pierwszy dzień w nowej szkole? Katastrofa na samym starcie. Rano, kiedy dotarłam pod budynek, miałam wrażenie, że moje nogi ważą tonę. Stałam tam przez chwilę, patrząc na te ogromne drzwi, zastanawiając się, czy nie zawrócić. Ale... nie miałam wyjścia. W końcu weszłam.
- I co? Od razu zgubiłaś się w tłumie? - zapytałam, z trudem powstrzymując śmiech.
- Prawie. Hol był pełen ludzi, wszyscy rozmawiali, śmiali się, a ja stałam jak zagubiony szczeniak z tą głupią mapką szkoły w ręku. Serio, kto daje mapki? Próbowałam zrozumieć, gdzie jest moja klasa, ale zanim zdążyłam kompletnie spanikować, podszedł do mnie jakiś chłopak.
- Jaki chłopak? - wtrąciłam, od razu zaciekawiona.
- Alex - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Zapytał, czy potrzebuję pomocy. Wiesz, wyglądał jak jeden z tych, co znają każdego i wszystko w szkole. A ja, geniusz, przez kilka sekund tylko się na niego gapiłam, bo totalnie nie wiedziałam, co powiedzieć.
- No to co zrobiłaś? - zapytałam.
- W końcu wydukałam, że szukam klasy 6B. A on na to: „Super, idę tam też". Poprowadził mnie do klasy i po drodze opowiadał jakieś głupoty - że stołówka podaje jedzenie jak z gumy, że nauczycielka historii zasypia na własnych lekcjach i że drużyna koszykarska nigdy nie wygrywa. Trochę mnie rozbawił, muszę przyznać.
- Miły? - spytałam, patrząc na nią uważnie.
- Tak, całkiem - przyznała niechętnie. - Ale jak weszłam do klasy, to znowu czułam się jak na jakimś pokazie. Nauczycielka, starsza kobieta o bardzo surowym spojrzeniu, spojrzała na mnie i powiedziała: „Przedstaw się". Wydukałam swoje imię, a ona tylko machnęła ręką i kazała mi usiąść. Wybrałam pierwszą ławkę, bo była wolna, ale od razu czułam się jak na widelcu.
- A co było na lekcjach? - zapytałam, widząc, że aż się skrzywiła.
- Historia. Wojny napoleońskie. Brzmiało to, jakby nauczycielka opowiadała streszczenie bitwy, które musiała skończyć w pięć minut. Nie rozumiałam nic. A potem była matma. Funkcje, coś o wykresach... Myślałam, że eksploduje mi mózg.
- A co ze stołówką? Było lepiej? - dopytałam.
Nicole zaśmiała się cicho. - Stołówka była największym stresem, gdy odebrałam swoją kartki żywnościowe ,szyscy już mieli swoje grupki, a ja stałam tam, myśląc, że może lepiej zjeść gdzieś na zewnątrz. Ale wtedy Alex mnie zobaczył.
- I co zrobił? - zapytałam z szerokim uśmiechem.
- Zawołał mnie do swojego stolika. Siedział z jeszcze kilkoma osobami, w tym z dziewczyną o imieniu Emma, która też była nowa. Trochę pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Nawet udało mi się zjeść bez uduszenia się ze stresu.
- Czyli nie było tak źle? - spytałam, patrząc na nią znacząco.
Nicole wzruszyła ramionami. - Wiesz co, może faktycznie nie było tak źle. Ale cieszę się, że ten dzień mam już za sobą. Teraz chyba będzie łatwiej.
Nie miałam zbyt wiele czasu na odpoczynek. Po szybkim posiłku i krótkiej drzemce wróciłam na plac treningowy. Patrick już tam był, a razem z nim Harry i Jacob.
- Gotowa? - zapytał Patrick, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. Jego oczy błyszczały, jakby doskonale wiedział, co mnie czeka, a ja nie miałam pojęcia.
- Gotowa - odpowiedziałam, chociaż w środku czułam, że to może być najgorsze kłamstwo, jakie kiedykolwiek powiedziałam. Serce waliło mi jak szalone, a dłonie miałam wilgotne od nerwów.
- To się okaże - rzucił Harry, który opierał się o drzewo i zerkał na mnie z przekąsem. - Pamiętaj, żeby nie płakać, jak cię powali. Patrick jest bezlitosny.
- Może ty byś wreszcie spróbował? - odburknęłam, a on tylko zaśmiał się pod nosem. Jacob, który siedział obok niego na pieńku, uniósł ręce w geście obronnym.
- Nie mieszaj mnie w to. Ja tu jestem tylko dla rozrywki.
Patrick westchnął z rezygnacją, jakby od lat musiał znosić te same żarty. - Skupcie się - rzucił do nich, zanim znowu spojrzał na mnie. - Dziś skupimy się na walce wręcz.
Wskazał na pusty plac, a ja poczułam, jak moje nerwy robią salto. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, ale nie spodziewałam się, że będzie aż tak źle. Patrick zaczął od pokazania mi kilku technik: jak unikać ciosów, jak wykorzystać siłę przeciwnika przeciwko niemu. W teorii wyglądało to niesamowicie prosto. W praktyce... cóż, powiedzmy, że moje pierwsze próby były kompletną katastrofą.
- Serio? - Harry wybuchnął śmiechem, kiedy próbowałam zablokować pierwszy cios Patricka, a zamiast tego niemal się przewróciłam. - To miało być unikanie czy taniec?
- Harry, milcz - warknął Patrick, chociaż na jego twarzy widziałam cień rozbawienia. - Jeszcze raz.
Zacisnęłam zęby i spróbowałam ponownie. Tym razem udało mi się uniknąć ciosu... ale tylko dlatego, że zrobiłam krok w tył i prawie wpadłam na Jacob'a.
- Może ona powinna zacząć od walki z manekinem? - zapytał Jacob, patrząc na mnie z udawaną troską. - Albo lepiej z poduszką.
- Poduszka jest za lekka - odparł Harry. - Może choinka. Przynajmniej będzie miała czas na reakcję.
- Jak skończycie już swoje żarty, mogę wrócić do treningu? - warknęłam, choć moja twarz płonęła ze wstydu.
Patrick tylko spojrzał na nich znacząco, a potem znowu na mnie. - Ignoruj ich. Chcesz być lepsza? To musisz to przećwiczyć. Jeszcze raz.
Zaciskałam zęby, próbując powtarzać jego ruchy. Każdy blok, każda unikalna kombinacja - to wszystko zdawało się być poza moim zasięgiem. Z każdą minutą moje ciało było coraz cięższe, a mięśnie paliły mnie jak ogień.
- Może powinniśmy rzucić jej wyzwanie - mruknął Harry z boku. - Kto wygra, dostaje obiad na koszt przegranego.
- Ciekawa oferta - powiedział Patrick, zerkając na mnie kątem oka. - Ale z twoją motywacją nawet o kawałek pizzy byś nie walczył, pomijając fakt że obiad mamy zawsze za darmo.
- Ej! - oburzył się Harry. - To już trochę przesada. Kiedy próbowałam ponownie zablokować cios Patricka, tym razem moje ręce po prostu się poddały. Opadłam na kolana, a łzy frustracji napłynęły mi do oczu.
- Nie mogę... - powiedziałam cicho, czując, jak porażka odbiera mi całą resztkę siły.
Patrick uklęknął przede mną, patrząc mi prosto w oczy. - Możesz. Jeszcze raz.
Nie było w tym cienia złośliwości, tylko twarda, nieugięta pewność, że nie zamierza mnie odpuścić. Zacisnęłam zęby i wstałam, czując, że to ostatnia szansa. Gdy spróbowałam ponownie, moje ciało niemal samo wiedziało, co zrobić. Udało się. Blok był czysty, a Patrick odsunął się z uznaniem.
- Widzisz? - zapytał, a jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
Harry i Jacob zrobili zdziwione miny, ale nie powiedzieli ani słowa. Kiedy w końcu zakończyliśmy trening, było już ciemno. Patrick, Harry i Jacob rozmawiali między sobą, a ja usiadłam na ławce, próbując złapać oddech. Czułam się jak przeżuta i wypluta, ale gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że zrobiłam krok do przodu.
Patrick podszedł do mnie i podał mi butelkę wody.
- Dobrze ci poszło - powiedział, a jego głos był ciepły.
- Dzięki - odpowiedziałam, choć czułam się, jakby moje ciało miało się rozpaść.
- Jutro będzie jeszcze ciężej - dodał, patrząc na mnie z wyzwaniem w oczach.
Spojrzałam na niego, próbując znaleźć w sobie siłę.
- Dam radę - powiedziałam, choć nie byłam tego pewna.
Patrick uśmiechnął się lekko.
- Zobaczymy - odpowiedział, po czym odszedł do Harry'ego i Jacoba, zostawiając mnie samą z myślami.
Wiedziałam, że przede mną długa droga, ale w głębi duszy czułam, że robię to, co muszę. Dla ojca, dla Nicole... i dla siebie.
CZYTASZ
Black Mist
Science FictionAmy i Nicole, dwie młode siostry, zostają uwięzione w bunkrze, który miał być dla nich schronieniem przed światem ogarniętym śmiertelną epidemią. Ich ojciec, wybitny naukowiec, obiecuje im bezpieczeństwo, zapewniając, że na zewnątrz czai się tylko ś...