Wieczór w Oazie nadszedł szybciej niż zwykle, a niebo przybrało odcień pomarańczowego ognia, który wkrótce zniknął, ustępując miejsca ciemności. Czułam na sobie niepokój, który narastał w powietrzu. Miałam wrażenie, że coś jest nie tak, choć nie potrafiłam powiedzieć, co dokładnie. Kiedy zbliżyłam się do centralnego placu, zobaczyłam Jamesa, komendanta Oazy, stojącego przed zebranym tłumem. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie, który świadczył o czymś poważnym.
Zatrzymałam się na chwilę, z niepokojem patrząc na mężczyznę, który miał kontrolować nasze życie w Oazie. Jego oczy, zimne jak stal, przenikały tłum, jakby szukał odpowiedzi na pytanie, które nikt nie miał odwagi zadać.
– Patrol Alfa miał wrócić cztery godziny temu – powiedział, a jego głos brzmiał tak, jakby starał się utrzymać spokój, ale widać było, że narasta w nim gniew. – Do tej pory nie mamy z nimi żadnego kontaktu. Co się dzieje z nimi, do cholery?
Mieszkańcy Oazy zaczęli szeptać, wymieniać spojrzenia, ale ja czułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej. To oznaczało tylko jedno: coś poważnego. James zawsze był spokojny, opanowany. Jeśli teraz tak się zachowywał, to musiało się dziać coś, czego nie mogliśmy sobie wyobrazić.
– Zorganizuję drużynę ratunkową – dodał Patrick, jego głos brzmiał pewnie, choć dostrzegałam w jego oczach nutę niepokoju. – Wyruszymy za godzinę.
Nim zdążyłam otworzyć usta, James spojrzał na mnie. Zatrzymał wzrok na mojej twarzy i przez chwilę milczał.
– Ty też idziesz – oznajmił chłodno.
Zatrzymałam się. Poczułam, jak moje ciało staje się ciężkie, jakby ktoś nagle dodał mi dodatkowy balast. Nie byłam gotowa na taką misję. Patrzyłam na Jamesa, starając się wyczytać z jego wyrazu twarzy, czy to kara, czy może naprawdę mnie potrzebują. Czułam, jak adrenalina zaczyna buzować we mnie, ale wciąż nie byłam pewna, czy potrafię sprostać temu wyzwaniu.
Mimo wszystko, nie miałam wyboru. Jeśli chciałam, by wreszcie zaczęto mnie traktować poważnie, musiałam wziąć udział w tej misji. Musiałam sięgnąć po odwagę, której, szczerze mówiąc, nie byłam pewna, czy mam.
Zanim zdążyłam zebrać myśli, tłum zaczął się rozchodzić, a Patrick ruszył w stronę bram, aby zebrać drużynę. Podążyłam za nim, czując, jak adrenalina pulsuje mi w żyłach. Wszyscy wokół wydawali się być w pełni gotowi, lecz ja nie potrafiłam pozbyć się niepokoju. Coś w tej sytuacji było dziwne, coś nie pasowało. Skąd ta nagła nieobecność patrolu Alfa? Co mogło się wydarzyć, że nie mieli kontaktu przez tak długi czas? I dlaczego James wybrał właśnie mnie? Zamiast odpowiedzi, te pytania mnożyły się w mojej głowie.
Dotarliśmy do bram Oazy, gdzie James stał w milczeniu, czekając na naszą gotowość. Wszyscy w drużynie byli już tam: Jacob, który trzymał w rękach broń, z wyrazem determinacji na twarzy, oraz kilku innych żołnieży Oazy, którzy dołączyli do misji. Ich twarze były poważne, pełne skupienia, ale ja czułam się jak outsider. Nie byłam pewna, czy nadaję się do tej roli. Mimo to, starałam się wytrzymać wzrok Jamesa, który nie spuszczał ze mnie oczu.
– Mamy tylko jedno zadanie – powiedział Patrick, patrząc na wszystkich. – Zlokalizować patrol Alfa i dowiedzieć się, co się z nimi stało. Jeśli są w niebezpieczeństwie, nie czekamy na rozkazy. Działamy od razu. Gotowi?
Wszyscy kiwnęli głowami, ale ja poczułam, jak moje serce bije szybciej. Działamy od razu? Co to miało oznaczać? Co takiego stało się z patrolem? Dlaczego kontakt z nimi został zerwany? Nie miałam żadnych odpowiedzi, tylko pytania, które rosły w mojej głowie.
– Amy – powiedział James, zwracając się bezpośrednio do mnie. – Chciałem cię wziąć, bo będziesz mogła zrozumieć sytuację lepiej niż ktokolwiek inny. Masz doświadczenie w pracy z zagrożeniami. Dziś nie chodzi tylko o ratowanie patrolu. Chodzi o coś więcej. O coś, czego nie rozumiecie.
Czułam na sobie jego przenikliwe spojrzenie, jakby sprawdzał moją reakcję. Mówił tak, jakby wiedział coś, czego nie wiedzieliśmy. Czułam, jak ciężar jego słów spoczywa na moich ramionach. Nie byłam gotowa na coś, co mogło być tak poważne. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że jestem częścią czegoś, czego nie rozumiem w pełni.
– W takim razie, idźmy – powiedział Patrick, pociągając mnie z powrotem do rzeczywistości. – Czasu mamy mało.
Ruszyliśmy w stronę granic Oazy, gdzie znikające w ciemnościach drzewa i skaliste tereny wskazywały, że niebawem wejdziemy na terytorium, gdzie kontrola była niemal niemożliwa. Każdy krok w tym kierunku był krokiem w nieznane. Ziemia pod stopami była nierówna, a powietrze chłodne i przesiąknięte zapachem nadchodzącej burzy. Wszystko wokół mnie było pełne napięcia, a ja wciąż nie mogłam uwolnić się od myśli, że coś się stało. Coś strasznego.
– Będziemy musieli przejść przez las, jeśli nie chcemy, by ktokolwiek nas zauważył – powiedział Jacob, idąc obok mnie. – Może uda nam się zbliżyć do nich niepostrzeżenie.
Przytaknęłam, ale w głębi serca czułam, że to, co się wydarzy, będzie znacznie bardziej skomplikowane, niż ktokolwiek z nas mógłby sobie wyobrazić. Tereny za Oazą były pełne niebezpieczeństw. Zawsze trzymaliśmy się z dala od tych obszarów, jedynie podczas patrolow ludzie opuszczali mury , wiedząc, że mogą czaić się tam dzikie bestie, a także nieznane zagrożenia, których nie da się przewidzieć. W końcu staliśmy na skraju lasu, a dźwięki ptaków, które do tej pory towarzyszyły nam w drodze, ucichły. Wszystko wokół stało się dziwnie ciche.
– Cicho – powiedział James, zatrzymując nas. – Musimy iść ostrożnie. Jeśli to pułapka, nie możemy dać się zaskoczyć.
Serce zaczęło mi walić coraz mocniej. To, co miało być misją ratunkową, teraz zmieniało się w coś, co miało wyglądać jak niebezpieczna wyprawa w nieznane. Nagle coś przykuło moją uwagę. W oddali, w cieniu drzew, dostrzegłam coś, co przypominało rozbity pojazd. Zamarłam. Pojazd, który wyglądał na jeden z tych, Marcusa.
– Patrzcie! – wyszeptałam, wskazując w stronę rozbitego wraku.
James, Patrick i Jacob od razu skierowali się w tę stronę. Moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Wkrótce byliśmy przy wraku. Było to jedno z tych pojazdów, które były używane przez ludzi wroga . Zniszczony, z porozrzucanymi częściami, widać było, że coś musiało się wydarzyć. Na ziemi dostrzegłam ślady krwi, a atmosfera stawała się coraz bardziej napięta.
– Co się tutaj stało? – zapytał Patrick, podchodząc bliżej, analizując sytuację.
James nie odpowiedział od razu. Jego oczy błądziły po okolicy, jakby wciąż czegoś szukał. Był zdecydowany, ale jednocześnie pełen ostrożności. Wiedział, że to, co widzimy, może prowadzić nas do czegoś znacznie większego.
– Ktoś tu był – powiedział w końcu James. – I nie byli to nasi ludzie.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk, który zmroził mi krew w żyłach. Gdzieś w oddali, w gęstwinie lasu, rozległ się szelest. Ktoś nas zauważył. W tej chwili zrozumiałam, że to, co miało być misją ratunkową, zamieniało się w coś, z czym nie będziemy w stanie sobie poradzić, jeśli nie będziemy bardzo ostrożni.
Serce biło mi coraz mocniej, a adrenalina zalewała mózg. Dźwięk szelestu w lesie był coraz wyraźniejszy, jakby ktoś nas śledził, czekał na odpowiedni moment, by zaatakować. Spojrzałam na Jamesa, który natychmiast dał znak, byśmy zachowali ciszę. Cała drużyna wstrzymała oddech, a ja poczułam, jak napięcie w powietrzu rośnie. Każdy z nas wpatrywał się w ciemność lasu, starając się dostrzec jakikolwiek ruch.
– Wszyscy dookoła mnie – wyszeptał James, a jego głos był jak ścisły szept, pełen powagi. – Wchodzimy w gęsty teren. Bądźcie gotowi na wszystko.
Ruszyliśmy, krocząc jak cienie wśród drzew. Zbliżaliśmy się do miejsca, z którego dochodziły dźwięki, ale nic nie było pewne. Każdy kolejny krok wydawał się być bardziej niepewny, jakby każda sekunda mogła zakończyć się atakiem.
Przeszliśmy kilka metrów, gdy nagle przed nami rozległ się głośniejszy trzask – jakby ktoś niechcący nadepnął na suchą gałąź. Serce zamarło mi w piersi. Zatrzymaliśmy się w jednej chwili. Znowu ta cisza. Potem, jak echo, usłyszeliśmy odległy szelest, który zdawał się zbliżać. To nie były zwierzęta. To były ludzkie kroki.
– Patrzcie – wyszeptał Jacob, wskazując na coś w oddali. W cieniu drzewa dostrzegliśmy sylwetkę. Szybko, ale cicho, przeszliśmy w jej kierunku, trzymając się w ukryciu.
Gdy byliśmy wystarczająco blisko, James zrobił gest, byśmy się zatrzymali. Cienie skrywały naszą obecność. Widok, który ujrzeliśmy, niemal mnie zamurował. Na ziemi leżał jeden z naszych, rannych. Był to jeden z członków patrolu Alfa – Tom. Wyglądał na nieprzytomnego, a jego twarz była blada, pokryta potem. Wokół niego leżały kawałki zniszczonych sprzętów, a w powietrzu unosił się zapach krwi.
– Tom! – szepnęłam, podchodząc bliżej, ale James zablokował mi drogę gestem ręki.
– Cicho! – powiedział zimno, wciąż czujnie patrząc na otoczenie. – Ktoś tu jest. Nie możemy go zabrać, dopóki nie będziemy pewni, kto nas obserwuje.
Zatrzymałam się, czując narastającą panikę. Co się stało z resztą patrolu? Jak Tom znalazł się w takim stanie, a mimo to nie wydał żadnego dźwięku? Kto mógł ich zaatakować w tej części terenu?
– Musimy być ostrożni – kontynuował James, wpatrując się w las z niepokojem. – Ktoś nas śledzi. To nie przypadek.
Patrick opadł na kolana obok Toma, delikatnie sprawdzając jego stan. Zatrzymał się na chwilę, badając go. Widać było, że ten widok wcale nie ułatwia mu zadania.
– Jest ciężko ranny – powiedział w końcu, głos mu zadrżał, gdy przyjrzał się okolicznościom. – Ale nie wygląda na to, że ktoś go dźgnął. Bardziej jakby… został porzucony w tym stanie.
Tom leżał w bezruchu, jakby zapomniany przez świat, a otaczający nas las zdawał się pochłaniać wszelkie dźwięki. Wciąż nie rozumiałam, co się wydarzyło, ale z każdym kolejnym chwilą rosnąca niepewność stawała się coraz bardziej przytłaczająca.
Patrick, wciąż pochylony nad Tomem, sprawdzał jego stan. Było widać, że rany nie były przypadkowe. Mimo tego, że nie wyglądało na to, że ktoś dźgnął go bronią, wyraźnie odczuwał ból, jakby został pozostawiony na pastwę losu po brutalnym ataku. Był bezbronny. Jedno było pewne: ktoś musiał go tu zostawić. Coś w tym wszystkim było dziwne. Cała ta sytuacja miała więcej pytań niż odpowiedzi.
James wyciągnął rękę, by zatrzymać Patricka przed dalszym badaniem. Jego twarz była napięta, a oczy pełne niepokoju.
– Musimy go zabrać stąd – powiedział cicho, ale stanowczo. – Nie mamy czasu na dalsze analizowanie. Ktoś jest tu w pobliżu.
Ja także poczułam, że musimy jak najszybciej opuścić to miejsce. Ktoś nas śledził, ktoś, kto znał nasze ruchy. Odwróciłam wzrok od rannego Toma, starając się zebrać myśli. Co tu się właściwie działo? Gdzie reszta patrolu Alfa? Jak Marcus miałby być zamieszany w całą tę sytuację?
Patrick, wciąż nie spuszczając wzroku z Toma, skinął głową i chwycił go za ramiona. Używając swojej siły, uniósł rannego na nogi, pomagając mu się oprzeć na swoim ramieniu. Tom wydał z siebie tylko cichy jęk, ale nie otworzył oczu. Musieliśmy się pospieszyć. James ruszył pierwszy, wyciągając przed siebie broń, jakby czując, że ktoś może nas obserwować. My wszyscy podążyliśmy za nim, trzymając się blisko siebie, gotowi na każde nieoczekiwane zagrożenie.
Jak tylko wyszliśmy z lasu, znowu poczuliśmy zimny wiatr, który przecinał naszą skórę. Za nami rozciągały się tylko mroczne, pełne niepokoju cienie. Nikt nie mówił nic więcej. Wszyscy byli zbyt pochłonięci sytuacją, by zwracać uwagę na to, co mogło czekać nas za rogiem.
Gdy dotarliśmy do granic Oazy, poczułam, jak ulga zaczyna powoli wypełniać moje ciało. Przynajmniej tu będziemy bezpieczni, przynajmniej na chwilę. Ale wiedziałam, że nic nie będzie takie samo po tym, jak wrócimy. To, co odkryliśmy w lesie, nie mogło pozostać niezauważone.
Tom, wciąż nieprzytomny, zostanie przewieziony do szpitala, gdzie być może uda się ustalić, co tak naprawdę się wydarzyło. Ja zaś miałam poczucie, że to tylko początek czegoś znacznie większego, czegoś, co mogło zmienić wszystko, co znaliśmy.
Marcus. Jego imię pojawiło się w moich myślach jak cień. Jeśli to on miał coś wspólnego z tym wszystkim, to nie skończy się tylko na jednym patrole. Cała ta misja, cała ta sytuacja, mogła być tylko wierzchołkiem góry lodowej.
I miałam przeczucie, że odpowiedzi, których szukamy, mogą być znacznie bardziej niebezpieczne, niż przypuszczaliśmy.
CZYTASZ
Black Mist
Science FictionAmy i Nicole, dwie młode siostry, zostają uwięzione w bunkrze, który miał być dla nich schronieniem przed światem ogarniętym śmiertelną epidemią. Ich ojciec, wybitny naukowiec, obiecuje im bezpieczeństwo, zapewniając, że na zewnątrz czai się tylko ś...