Rozdział 22

1 0 0
                                    

Otworzyłam oczy, czując dziwne uczucie ciężkości w ciele. Światło lamp na suficie było oślepiające, a ja musiałam zmrużyć oczy, by cokolwiek zobaczyć. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. Rozejrzałam się wokół, próbując zrozumieć, co się dzieje.
Byłam w jasnym, czystym pomieszczeniu - to musiał być szpital. Wokół mnie stały urządzenia medyczne, a na ręce miałam podłączony wenflon, z którego powoli spływała kroplówka. Próbowałam sobie przypomnieć, co się stało, ale głowa pulsowała bólem, a wszystko wydawało się zamglone.
Nagle wspomnienia zaczęły do mnie wracać. Samochód. Mężczyzna z blizną. Ojciec... zabrali go. Poczułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej. Do sali wszedł lekarz, starsza kobieta w białym fartuchu z łagodnym, ale zmartwionym wyrazem twarzy.
- Widzę, że się obudziłaś - powiedziała cicho, podchodząc bliżej. - Wojskowi dali ci środek usypający. Byłaś w stanie silnego stresu, musieliśmy cię uspokoić.
- Gdzie ja jestem? - zapytałam, mój głos był cichy i drżący.
- Jesteś w szpitalu w Oazie - odpowiedziała spokojnie. - Spałaś przez kilka godzin.
Próbowała mówić do mnie łagodnym tonem, ale czułam narastający niepokój. Obrazy tego, co się stało, wracały do mnie coraz wyraźniej. Ojciec, Nicole, ten przerażający mężczyzna.
- Muszę wyjść - powiedziałam nagle, próbując podnieść się z łóżka.
- Amy, uspokój się - powiedziała lekarz, podchodząc bliżej. - Jesteś w szoku, musisz odpoczywać.
Ale ja nie słuchałam. Moje ręce drżały, gdy zaczęłam zrywać z siebie czujniki i w końcu wyrwałam wenflon z ręki. Czułam kłucie bólu, a na skórze pojawiła się krew.
- Amy, przestań! - zawołała lekarz, ale ja już wstałam z łóżka.
Mój świat wirował, a głowa pulsowała bólem. Przez chwilę musiałam złapać się ramy łóżka, żeby nie upaść, ale zaraz potem pobiegłam w stronę drzwi.
- Zatrzymaj się! - krzyczała za mną lekarz, ale ja nie mogłam się zatrzymać. Biegłam korytarzem, mijając zdziwionych pracowników szpitala. Krew z mojego nadgarstka kapała na podłogę, a każdy krok wydawał się ciężki. Wszystko wokół mnie było zamazane, ale wiedziałam jedno - musiałam stąd wyjść.
W końcu dotarłam do głównego wyjścia. Zatrzymałam się na moment, próbując złapać oddech, kiedy nagle na korytarzu przede mną pojawił się Patrick.
- Amy? - powiedział zaskoczony, patrząc na mnie.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, próbując go ominąć , ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa.
Zanim zdążyłam zrobić kolejny krok, lekarz dogoniła mnie.
- Patrick, musisz mi pomóc! - zawołała.
Patrick spojrzał na mnie z troską i lekkim zdenerwowaniem. Szybko sięgnął po radio przypięte do munduru.
- James , potrzebuję cię w szpitalu. To pilne - powiedział, a jego głos był stanowczy.
Odłożył radio, po czym powoli podszedł bliżej mnie.
- Amy, uspokój się - powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy. - Nikt cię tu nie skrzywdzi.
- Zabrali mojego ojca - wyszeptałam, czując, jak moje nogi zaczynają się uginać. - Zabrali go, a wy nic nie zrobiliście.
Patrick westchnął i położył mi rękę na ramieniu.
- Posłuchaj, musimy się tym zająć. Ale teraz musisz się uspokoić i pozwolić sobie pomóc. Nie poradzisz sobie sama.
Nie miałam już siły się sprzeczać. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, a świat wokół mnie zaczął się rozmywać. Patrick złapał mnie, zanim zdążyłam upaść na podłogę.
- Spokojnie - powiedział, trzymając mnie mocno. - Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
Siedziałam na krześle, moje ręce wciąż drżały, choć Patrick trzymał mnie za ramię, próbując uspokoić. Kiedy James wszedł do pomieszczenia, jego wzrok od razu spoczął na mnie. Był jak zawsze opanowany, ale jego spojrzenie zdradzało coś więcej - troskę i zmęczenie.
James podszedł do mnie i usiadł na krześle naprzeciwko. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zasypałam go pytaniami.
- Gdzie jest mój ojciec? Co z Nicole? Czy wszystko z nią w porządku? Dlaczego nic nie zrobiliście?! - słowa wypadały z moich ust jak lawina.
James uniósł rękę, dając znak, żebym się uspokoiła. Spojrzał na Patricka.
- Patrick, zostaw nas - powiedział stanowczo.
Patrick zawahał się przez chwilę, jakby nie był pewny, czy to dobry pomysł, ale w końcu skinął głową i wyszedł, zamykając drzwi za sobą.
- Nicole jest bezpieczna - powiedział spokojnym, lecz stanowczym tonem. - Jest teraz z Lily i Devonem. Nic jej nie grozi.
Poczułam ulgę, ale nie na długo.
- A mój ojciec? - zapytałam cicho.
James westchnął, a potem oparł łokcie na kolanach, pochylając się nieco w moją stronę.
- Twój ojciec... - zaczął, ale potem przerwał. Jego spojrzenie stało się cięższe. - Zanim ci wyjaśnię, muszę opowiedzieć ci o Marcusie. James wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
- Marcus był kiedyś moim najlepszym przyjacielem - powiedział, a w jego głosie słychać było nutę żalu. - Kiedy wybuchła epidemia, spotkaliśmy się przypadkiem. Obaj byliśmy zdesperowani, próbując przetrwać. Razem zaczęliśmy okradać sklepy, magazyny, wszystko, co mogło dać nam szansę na przeżycie. Jego spojrzenie uciekło gdzieś w bok, jakby widział te wydarzenia przed oczami.
- Po jakimś czasie natrafiliśmy na to miejsce - kontynuował. - Oaza była wtedy tylko ruiną starego miasteczka. Razem postanowiliśmy ją odbudować. Przez lata byliśmy nierozłączni. Ja byłem przywódcą, a Marcus moim zastępcą. Rządziliśmy tym miejscem razem, tworząc to, co widzisz dzisiaj. - To dlaczego... - zaczęłam, ale James podniósł rękę, przerywając mi.
- Wszystko zmieniło się, kiedy Marcus przestał akceptować swoją pozycję - powiedział cicho, jego głos był cięższy niż wcześniej. - Zaczął wierzyć, że powinien być liderem. Oaza zaczęła się dzielić, ludzie zaczęli wybierać strony. W końcu zorganizowaliśmy wybory, żeby mieszkańcy mogli zdecydować, kto będzie przewodził.
James zamilkł na chwilę, jakby to wspomnienie było zbyt bolesne. - Marcus przegrał - powiedział w końcu. - I wpadł w szał. Zaczął strzelać do ludzi. Nikt się tego nie spodziewał, nikt nie był przygotowany. Zanim udało mi się go powstrzymać, zabił pięć osób.
Słuchałam w milczeniu, czując, jak jego słowa odbijają się echem w mojej głowie.
- Walczyliśmy - powiedział, zaciskając dłonie w pięści. - Marcus był jak zwierzę, gotowy zabić każdego, kto stanął mu na drodze. Ostatecznie udało mi się go pokonać, ale nie zabiłem go. Uciekł.
- Co się z nim stało potem? - zapytałam cicho, choć bałam się odpowiedzi.
James spojrzał na mnie, a jego spojrzenie było ciężkie.
- Po jakimś czasie zaczęliśmy otrzymywać wiadomości od ludzi wysyłanych na misje - powiedział. - Dowiedzieliśmy się, że Marcus założył swoją własną Oazę w sąsiednim miasteczku. Zgromadził tam ludzi, ale nie takich jak tutaj. Jego Oaza to miejsce pełne chaosu i przemocy. Ludzie nie są tam bezpieczni, tylko zastraszani.
Próbowałam przetrawić to wszystko, ale czułam, jak moje serce wali coraz szybciej.
- Dlaczego wrócił? - zapytałam.
James westchnął ciężko.
- Nie wiem - odpowiedział. - Marcus dawno nie pojawiał się w Oazie. Aż do teraz. Po chwili ciszy spojrzałam na Jamesa, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Czemu nic nie zrobiliście? - zapytałam z desperacją. - Czemu pozwoliliście im zabrać mojego ojca?!
James spojrzał na mnie, a jego twarz była napięta. - Amy... - zaczął powoli. - Gdybyśmy zareagowali, Marcus mógłby zabić więcej ludzi. Wiesz, do czego jest zdolny. Nie mogłem ryzykować życia mieszkańców Oazy. Zacisnęłam pięści, czując narastający gniew.
- Więc po prostu pozwoliliście mu go zabrać? - powiedziałam z niedowierzaniem.
James nie odpowiedział od razu, a ja czułam, jak mój świat zaczyna się rozpadać. Ojciec był w rękach tego potwora, a oni... nic nie zrobili.
James siedział w milczeniu, jakby ważył każde słowo, które miał zamiar powiedzieć. W końcu spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam coś, czego wcześniej nie zauważyłam - autentyczne współczucie.
- Amy - zaczął powoli, jego głos był spokojny, ale pełen powagi - wiem, jak bardzo musisz się teraz bać. Ale chcę, żebyś wiedziała, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by odzyskać twojego ojca.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, wciąż czując gniew i bezsilność, które mnie przytłaczały.
- Jak? - zapytałam cicho. - Jak zamierzacie go odzyskać?
James pochylił się bliżej, jego twarz była pełna determinacji.
- W najbliższym czasie moi żołnierze zaczną obserwować teren wokół Marcusa - wyjaśnił. - Musimy dowiedzieć się, gdzie dokładnie przetrzymuje twojego ojca i jakie ma zabezpieczenia. Nie mogę ryzykować frontalnego ataku, bo to tylko naraziłoby wszystkich na niebezpieczeństwo.
- A jeśli... jeśli coś mu się stanie, zanim zdążycie coś zrobić? - zapytałam, czując, jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. James westchnął ciężko, a jego twarz wyrażała zmęczenie.
- Marcus nie zabije twojego ojca - powiedział stanowczo. - Zabrał go, bo czegoś od niego chce. Twój ojciec jest dla niego cenny.
Poczułam, jak mój gniew powoli ustępuje miejsca przerażeniu i rozpaczy. Próbowałam znaleźć w sobie wiarę w słowa Jamesa, ale było to trudne.
- Dlaczego mam ci wierzyć? - zapytałam cicho.
James spojrzał na mnie, jego twarz była poważna.
- Nie musisz mi wierzyć - odpowiedział szczerze. - Ale jeśli naprawdę chcesz, żebyśmy odzyskali twojego ojca, musisz mi zaufać.
James wstał, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Amy, wróć teraz do mieszkania i spróbuj odpocząć - powiedział. - Dam ci znać, jak tylko będziemy mieć więcej informacji.
Nie chciałam wracać, nie chciałam czekać. Chciałam działać, znaleźć ojca, zrobić cokolwiek, co mogłoby pomóc. Ale wiedziałam, że w tej chwili byłam bezużyteczna.
- Obiecujesz? - zapytałam cicho, patrząc Jamesowi w oczy.
- Obiecuję - odpowiedział stanowczo. - Nie zostawię twojego ojca w rękach Marcusa.
Nie miałam innego wyboru, jak tylko mu uwierzyć. Kiedy weszłam do mieszkania, czułam się wyczerpana. Moje nogi były jak z ołowiu, a głowa pulsowała bólem. W środku byli już Nicole, Lily i Devon. Nicole, widząc mnie, natychmiast zerwała się z kanapy i rzuciła się w moją stronę.
- Amy! - zawołała, jej głos drżał. - Co się stało? Gdzie byłaś?
Objęła mnie mocno, a ja poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie miałam siły odpowiadać, więc tylko odwzajemniłam uścisk, próbując się uspokoić.
Lily podeszła do mnie powoli, jej wyraz twarzy był pełen troski.
- Amy, usiądź - powiedziała spokojnie, wskazując na kanapę.
Nie protestowałam. Usiadłam obok Nicole, która wciąż mnie nie puszczała. Devon, który opierał się o ścianę, spojrzał na mnie z lekkim niepokojem.
- James cię uspokoił? - zapytał, jego głos był cichy, ale wyczuwałam w nim napięcie.
- Nie wiem, czy to możliwe - powiedziałam, patrząc na podłogę. - Ale przynajmniej próbował. Nicole usiadła obok mnie, patrząc na mnie z czerwonymi od płaczu oczami.
- Amy, co James powiedział o tacie? - zapytała, a jej głos był pełen nadziei.
Zebrałam siły, żeby odpowiedzieć, choć słowa wydawały się zbyt ciężkie.
- Obiecał, że zrobią wszystko, żeby go odzyskać - powiedziałam, starając się zabrzmieć spokojnie. - Wysyłają żołnierzy, żeby obserwowali teren Marcusa.
Nicole wpatrywała się we mnie, próbując znaleźć w moich słowach coś, co ją uspokoi.
- A jeśli... - zaczęła, ale przerwała, jakby bała się dokończyć zdanie.
Lily uklękła przy niej i położyła rękę na jej kolanie.
- Nicole, twój tata jest silnym człowiekiem - powiedziała łagodnie. - Znam go od kilku dni, ale wiem, że nie da sobie nic zrobić. Marcus zabrał go, bo czegoś od niego chce, a to daje nam czas, żeby go odzyskać.
Nicole kiwnęła głową, choć widać było, że wciąż jest pełna lęku. Devon, który do tej pory milczał, w końcu się odezwał.

Black Mist Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz