Trzy tygodnie minęły, odkąd nasze życie wywróciło się do góry nogami.
Nie straciłyśmy taty w sensie dosłownym – nadal żył, gdzieś tam, ale w pewnym sensie przestał być częścią naszego życia. Czasem zastanawiałam się, czy to też go boli. Czy czuł choć trochę to, co ja, gdy z dnia na dzień wszystko, co znaliśmy, rozpadło się jak domek z kart.
Nie było dnia, żebym o nim nie myślała. Tych myśli nie dało się uciszyć, ale znalazłam sposób, by nie oszaleć. Treningi.
Każdego ranka budziłam się wcześniej niż reszta mieszkańców Oazy. Zakładałam wojskowe buty, wiązałam włosy w ciasny kucyk i szłam na plac treningowy. Patrick i Harry ustalili dla mnie program, który wypełniał każdą wolną chwilę: bieganie, ćwiczenia siłowe, walka wręcz, strzelanie. Było intensywnie, czasem aż za bardzo, ale nie narzekałam.
Czasem towarzyszyła mi Lily, czasem Devon albo Jacob. Nigdy jednak nie byłam sama. Z czasem oni wszyscy stali się dla mnie czymś więcej niż tylko partnerami treningowymi – stali się moją nową rodziną.
Delikatnie potrząsnęłam ramieniem Nicole, która spała zwinięta pod kocem.
– Nicole, wstawaj.
Mruknęła coś niezrozumiałego, zakopując się głębiej w pościeli.
– Jeszcze pięć minut – wymamrotała, próbując na nowo odnaleźć ciepło koca.
Zaśmiałam się cicho i odsunęłam koc na bok.
– Nie ma mowy, młoda – powiedziałam z uśmiechem. – Jeśli się nie zbierzesz, spóźnisz się na zajęcia.
Nicole otworzyła jedno oko i spojrzała na mnie, jakby chciała mnie zabić wzrokiem.
– To twoja wina, że spałam tak krótko – jęknęła, przeciągając się. – Wczoraj w nocy kazałaś mi składać ubrania.
– W życiu nie widziałam, żeby ktoś składał trzy pary spodni przez pół godziny – odpowiedziałam, siadając na krawędzi jej łóżka.
Nicole przewróciła oczami, ale po chwili jej twarz rozjaśniła się szerokim uśmiechem.
– Wiesz, że dzisiaj mamy eksperymenty na chemii? – zapytała, zrywając się nagle z łóżka i zaczynając szukać czystej bluzki.
– Mówiłaś mi to wczoraj. I przedwczoraj.
Nicole zatrzymała się na chwilę, by spojrzeć na mnie z błyskiem w oku.
– Alex będzie moim partnerem! – powiedziała z entuzjazmem. – Będziemy robić coś z reakcjami spalania. Nauczyciel powiedział, że jak się postaramy, to może nawet coś wybuchnie!
Zaśmiałam się, widząc jej podekscytowanie.
– Byle tylko nie wysadziliście szkoły.
Nicole przewróciła oczami.
– Och, nie martw się, Amy. Z Alexem mamy wszystko pod kontrolą – powiedziała, przewracając oczami, ale jej uśmiech nie zniknął. – Amy, proszę cię, przecież to kontrolowane eksperymenty. Nauczyciel wszystko nadzoruje.
– Aha, tak, jasne – powiedziałam z udawanym powątpiewaniem. – Przypomnę ci te słowa, jak wojskowi będą gasić pożar.
Nicole zaśmiała się głośno, po czym wróciła do ubierania się.
Po tym, jak pomogłam jej przygotować plecak, stanęłyśmy przy drzwiach. Nicole poprawiła włosy i spojrzała na mnie z uśmiechem.
– Gotowa? – zapytałam.
– Zawsze! – odparła, zarzucając plecak na ramię.
Zanim wyszła, spojrzałam na nią poważnie.
– Nicole, wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść, prawda?
Uśmiech na chwilę zniknął z jej twarzy, ale szybko wrócił.
– Wiem, Amy. Będzie dobrze.
Patrzyłam, jak znika za zakrętem. Jej sylwetka wydawała się drobna, niemal krucha, ale w jej krokach była pewność siebie, której czasem mi brakowało.
Plac treningowy tętnił życiem, kiedy dotarłam na miejsce. Patrick i Harry czekali już przy torze przeszkód, a obok nich stał Devon z Jacobem.
– Spóźniłaś się – rzucił Jacob z szerokim uśmiechem. – Co, w końcu postanowiłaś sobie zrobić dzień wolny?
– Ha-ha – odpowiedziałam, przewracając oczami. – Budziłam Nicole. Ma dzisiaj wielki dzień w szkole – eksperymenty na chemii.
Harry uśmiechnął się szeroko, zakładając ręce na piersi.
– Och, wybuchy? Może powinniśmy się ukryć, zanim wróci.
Devon zaśmiał się cicho, a Patrick rzucił Harry’emu ostrzegawcze spojrzenie.
– Lepiej się rozgrzej, bo dzisiaj biegasz dwa razy więcej – powiedział surowym tonem.
Trening był intensywny. Biegaliśmy przez tor przeszkód, wspinaliśmy się na liny, ćwiczyliśmy walkę wręcz. Patrick był bezlitosny, ale wiedziałam, że tylko dlatego, że mu zależało. Harry i Jacob rzucali docinki, ale ich wskazówki zawsze były pomocne. Devon nie mówił wiele, ale jego obecność była uspokajająca.
Podczas ćwiczeń walki wręcz udało mi się w końcu powalić Jacoba na ziemię.
– Jakim cudem ta drobna dziewczyna mnie pokonała? – zapytał z przesadą w głosie, leżąc na plecach.
– Bo przestałeś się starać – odparł Patrick z kręceniem głową. – Może to cię czegoś nauczy.
Harry wybuchnął śmiechem, a ja poczułam, jak na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
Po treningu, kiedy wszyscy opadliśmy na ławki, Jacob, jak to miał w zwyczaju, postanowił ożywić atmosferę:
– Co wy na to, żeby skoczyć do baru? – zapytał z entuzjazmem, podnosząc ręce, jakby ogłaszał wielką nowinę. – Darmowy wieczór. Bez limitu.
Harry, który właśnie dopijał swoją wodę, niemal się zakrztusił.
– Darmowy? Nie żartuj! Kto jest taki hojny?
Jacob uśmiechnął się szeroko.
– Właściciel. Mówił, że mamy dziś wyjątkową okazję, żeby odreagować. Więc lepiej korzystajmy, póki możemy.
– Darmowy bimber? – Patrick uniósł brwi. – Brzmi jak zapowiedź katastrofy.
– Czyli idziemy? – Jacob spojrzał na mnie wyczekująco.
– Czemu nie – odpowiedziałam po chwili wahania. – Ale ostrzegam, nie zamierzam pić.
– Znowu to samo – westchnął Jacob, kręcąc głową. – Amy, przecież bimber to tradycja. Ale dobrze, skoro chcesz, to będziesz naszym głosem rozsądku.
Bar był pełen ludzi, ale atmosfera była przyjemna. Drewniane stoły wypełniały wnętrze, a zapach pieczonego chleba i mocnego alkoholu unosił się w powietrzu. Właściciel – wysoki, rudobrody mężczyzna w skórzanym fartuchu – witając nas, wskazał stolik w rogu.
– No dobra, to zaczynamy od bimbru – oświadczył, zamawiając dla siebie i Harry’ego. – Amy, naprawdę nic?
– Wodę – odpowiedziałam spokojnie, co wywołało jego teatralne westchnienie.
– Amy, ty naprawdę lubisz być inna.
– I dlatego jestem najlepsza w walce wręcz – rzuciłam, uśmiechając się z satysfakcją.
Patrick, jak to on, siedział w milczeniu, ale jego lekkie uniesienie brwi zdradzało rozbawienie. Devon i Lily wymienili spojrzenia, jakby dzielili między sobą jakiś sekret.
Kiedy wszyscy mieli już swoje napoje (lub wodę, w moim przypadku), rozmowy zeszły na moje początki w treningach.
– No, musimy to powiedzieć – zaczął Jacob, popijając bimber. – Amy, pamiętasz swoje pierwsze biegi? To była tragedia.
– Tragedia? – Uniosłam brew. – Przypomnę ci, że na torze przeszkód byłam szybsza niż ty już w drugim tygodniu.
– To dlatego, że w pierwszym tygodniu próbowałaś przeskoczyć ścianę... i spadłaś – Jacob przerwał, wybuchając śmiechem.
– Bo to była absurdalnie wysoka ściana! – odpowiedziałam, przewracając oczami.
– I wpadłaś na Patricka, który w ogóle nie wiedział, co się dzieje – dorzucił Harry, ledwo powstrzymując śmiech.
Patrick, który do tej pory siedział spokojnie, pokręcił głową.
– Miałem ochotę rzucić to wszystko w diabły – rzucił sucho, ale w jego tonie było coś ciepłego.
Śmiech wypełnił stolik. Nawet Devon, który zwykle nie brał udziału w takich rozmowach, pozwolił sobie na cichy uśmiech.
Kiedy wieczór powoli zmierzał ku końcowi, Lily wstała, stukając łyżeczką w swój kieliszek.
– Uwaga, uwaga – zaczęła, a w jej głosie słychać było ekscytację. – Mam coś ważnego do powiedzenia.
Wszyscy spojrzeli na nią z zainteresowaniem, a Devon unikał naszego wzroku, jakby próbował coś ukryć.
– No, mów, zanim Jacob wybuchnie z ciekawości – rzucił Harry, rozkładając ręce.
Lily uśmiechnęła się i spojrzała na Devona.
– Jesteśmy razem – oznajmiła, a jej głos drżał lekko, jakby była jednocześnie dumna i zawstydzona.
– Wiedziałem! – zawołał Jacob, podskakując na krześle. – Mówiłem, że coś między wami jest!
– Wcale nie mówiłeś – odparł Harry, rozbawiony reakcją Jacoba.
Patrick tylko uśmiechnął się lekko, ale powiedział jedno słowo:
– Gratulacje.
– Dzięki – odpowiedział Devon, wyglądając, jakby chciał zniknąć pod stołem.
Śmiechy i żarty trwały jeszcze przez chwilę, a Lily i Devon byli w centrum uwagi. Ten wieczór był jednym z tych rzadkich momentów, kiedy czułam, że naprawdę tu pasuję. Ta grupa – z ich żartami, wadami i lojalnością – była moją rodziną. I wiedziałam, że mogę na nich liczyć tak samo, jak oni na mnie.
Po ogłoszeniu Lily i Devona atmosfera w barze stała się jeszcze luźniejsza, choć nie obyło się bez drobnych docinek.
– No, Devon – zaczął Jacob, unosząc szklankę w górę. – Jak to jest? Kiedy planujecie nas zaprosić na wasze skromne wesele?
Devon przewrócił oczami, ale jego policzki przybrały delikatnie różowy odcień.
– Może najpierw daj nam chwilę odetchnąć, zanim zaczniemy planować przyszłość – odpowiedział z ironicznym uśmiechem.
– A może zamiast pytać o wesele, ktoś w końcu zapyta, co Lily w nim widzi? – rzucił Harry, na co Devon spojrzał na niego z udawaną powagą.
– Po prostu jestem niezastąpiony – rzucił Devon, rozkładając ręce, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
W pewnym momencie poczułam, że potrzebuję chwili wytchnienia od tej energii. Wymknęłam się na zewnątrz, na chłodne powietrze. Nibo wyglądało przepięknie, a lekki wiatr łagodnie muskał moją twarz. Usiadłam na drewnianej ławce obok wejścia i przez chwilę pozwoliłam sobie na ciszę.
Nie minęła minuta, kiedy drzwi baru otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Spojrzałam w stronę dźwięku i zobaczyłam Jacoba, który niósł dwie szklanki w dłoniach.
– Wodę? – zapytał, unosząc jedną ze szklanek w geście propozycji.
– Dzięki – odpowiedziałam, biorąc szklankę.
Usiadł obok mnie, opierając się niedbale o ławkę.
– Coś cię gryzie? – zapytał po chwili.
Pokręciłam głową.
– Nie, po prostu... czasem potrzebuję chwili spokoju.
Jacob spojrzał na mnie uważnie, a jego zwykle rozbawiony wyraz twarzy zniknął na moment.
– Wiem, że to nie jest łatwe – powiedział cicho. – Ale radzisz sobie lepiej, niż myślisz.
Jego słowa były szczere, pozbawione typowych żartów. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
– Dzięki, Jacob.
Uśmiechnął się szeroko, wracając do swojego zwykłego tonu:
– No, a teraz wracajmy, zanim Patrick zdecyduje, że czas na kolejny trening.
Kiedy wróciliśmy do środka, reszta grupy nadal żartowała, choć widać było, że bimber powoli zaczynał robić swoje. Lily i Devon siedzieli blisko siebie, patrząc na siebie z uśmiechami, które mówiły więcej, niż mogłyby słowa.
Harry rzucał kolejne anegdoty, tym razem o swoich przygodach z przeszłości, a Patrick tylko od czasu do czasu wtrącał lakoniczne komentarze, które za każdym razem wywoływały salwy śmiechu.
– Amy, gdzie byłaś? – zapytała Lily, widząc, jak siadam na swoje miejsce.
– Chwilę się przewietrzyłam – odpowiedziałam spokojnie.
– Mądrze – rzucił Patrick, unosząc brew. – Nie każdy potrafi zachować trzeźwość umysłu w takim towarzystwie.
– Ej, to miała być obelga? – zapytał Jacob z udawanym oburzeniem.
– A czy muszę to mówić wprost? – odpowiedział Patrick, na co reszta wybuchła śmiechem.
Kiedy bar zaczął się wyludniać, wiedziałam, że czas wracać. Patrick, jako najbardziej odpowiedzialny, upewnił się, że Harry i Jacob nie przesadzą z ilością wypitego bimbru, a Lily i Devon jako pierwsi wyszli, trzymając się za ręce.
– No dobra, Amy, jak wracasz? – zapytał Jacob, opierając się o framugę drzwi.
– Sama dam sobie radę – odpowiedziałam.
– Jeśli coś ci się stanie, Patrick nas zabije – dodał Harry, ale jego głos brzmiał bardziej rozbawionie niż poważnie.
Patrick spojrzał na mnie i tylko skinął głową.
– Trzymaj się.
Ruszyłam w stronę bloku , z lekkim uśmiechem na twarzy. Czułam, że coś się zmienia – że krok po kroku odnajduję swoje miejsce. Ta grupa, ze swoimi wadami, żartami i chaosem, była czymś więcej niż tylko towarzystwem. Byli rodziną, na którą mogłam liczyć.
I to dawało mi nadzieję na to, że przetrwam wszystko, co przyniesie kolejny dzień.
CZYTASZ
Black Mist
Science FictionAmy i Nicole, dwie młode siostry, zostają uwięzione w bunkrze, który miał być dla nich schronieniem przed światem ogarniętym śmiertelną epidemią. Ich ojciec, wybitny naukowiec, obiecuje im bezpieczeństwo, zapewniając, że na zewnątrz czai się tylko ś...