- Mam iść z tobą na patrol? - powtórzyłam, próbując ukryć zdziwienie i odrobinę paniki, która pojawiła się w moim głosie.
Patrick stał oparty o framugę drzwi. Jego wyraz twarzy, jak zawsze, był spokojny i pozbawiony emocji, ale w jego oczach dało się dostrzec coś, co można by nazwać aprobatą.
- Tak. Czas, żebyś zobaczyła, jak to wygląda w praktyce - odpowiedział krótko, jakby to było coś zupełnie oczywistego.
Odwróciłam się z powrotem do Nicole, która siedziała przy okrągłym stole i kończyła pakować plecak do szkoły.
- A co z Nicole? - zapytałam, choć wiedziałam, że to tylko wymówka.
Nicole uniosła głowę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Nie martw się, Amy. Poradzę sobie. Jestem już prawie uszykowana. Poza tym Alex powiedział, że dzisiaj pokaże mi, jak zrobić coś, co naprawdę wybucha. Nie moge tego przegapić.
Spojrzałam na nią z uniesioną brwią.
- Tylko nie wysadź szkoły - mruknęłam pod nosem, a Nicole zaśmiała się, wkładając kolejny zeszyt do plecaka.
Patrick odchrząknął, dając mi znać, że czas ruszać.
- Dobra, daj mi pięć minut - rzuciłam, łapiąc za kurtkę i szybko zapinając kaburę przy biodrze.
Słońce dopiero wstawało, gdy szliśmy w stronę stajni. Oaza powoli budziła się do życia - słychać było rozmowy ludzi, szczęk narzędzi i skrzypienie wozów. Patrick szedł przede mną, milcząc, jak to miał w zwyczaju, a ja próbowałam uspokoić nerwy.
- Dlaczego ja? - zapytałam w końcu, przerywając ciszę.
Patrick spojrzał na mnie przez ramię, zwalniając krok.
- Bo jesteś gotowa - odpowiedział prosto. - Trening to jedno. Prawdziwa sytuacja to coś zupełnie innego. Musisz to przeżyć, żeby zrozumieć, na czym polega patrol.
Skinęłam głową, choć jego słowa nie rozwiały mojego niepokoju.
- A co, jeśli coś zrobię źle? - zapytałam, nie kryjąc swojej niepewności.
Patrick zatrzymał się i spojrzał na mnie uważnie.
- Zrobisz, Amy. Każdy na początku popełnia błędy. Ale jesteś w tym dobra - lepsza, niż ci się wydaje. Dlatego tu jesteś.
Jego słowa brzmiały surowo, ale wyczułam w nich coś więcej - pewność, że dam sobie radę.
Kiedy dotarliśmy do stajni, od razu poczułam znajomy zapach siana i koni. Dźwięki parskania i stukania kopyt o drewno były dziwnie kojące, choć widok siodła i rzędu gotowego do użycia przypomniał mi, że to nie będzie łatwy dzień.
Patrick zatrzymał się przy jednym z boksów i wskazał na konia - piękną, siwą klacz o bystrych oczach i eleganckim, silnym ciele.
- To Atena - powiedział, otwierając drzwi boksu.
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
- Atena?
- Od dzisiaj jest twoja - oznajmił, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Zrobiłam krok w stronę konia, czując, jak serce przyspiesza mi z każdą chwilą. Klacz spojrzała na mnie, a jej oczy wydawały się pełne inteligencji i spokoju.
- Moja? - powtórzyłam, jakby chciała się upewnić, że dobrze usłyszałam.
Patrick skinął głową.
- Przez ostatnie trzy tygodnie radziłaś sobie nieźle na treningach, ale czas, żebyś miała własnego konia. Atena jest doświadczona i posłuszna. Możesz jej zaufać.
Zbliżyłam się do klaczy, wyciągając rękę. Atena parsknęła lekko, ale pozwoliła mi pogładzić się po pysku. Jej sierść była miękka, a kontakt z nią dziwnie uspokajający.
- Jest piękna - powiedziałam cicho, a Patrick uniósł lekko kącik ust w coś, co mogło być jego wersją uśmiechu.
- To nie konkurs piękności, Amy. To partnerstwo. Uważaj na nią, a ona będzie dbała o ciebie.
Siodłanie Ateny było prostsze, niż się spodziewałam, ale wciąż czułam się niepewnie, kiedy przyszło do wsiadania. Moje doświadczenie z jazdą konną ograniczało się do kilku lekcji, a równowaga w siodle nadal była dla mnie wyzwaniem.
Patrick, jak zawsze, był cierpliwy, ale nie szczędził uwag.
- Usiądź prosto. Utrzymuj ciężar ciała równomiernie. I trzymaj wodze tak, żebyś miała kontrolę, ale jej nie krępowała - mówił spokojnie, obserwując każdy mój ruch.
Kiedy w końcu ruszyliśmy, poczułam, jak moje serce bije szybciej. Widok Oazy z wysokości siodła był zupełnie inny - czułam się jak część czegoś większego, ale jednocześnie bardzo mała wobec ogromu otaczającego mnie świata.
- Dokąd jedziemy? - zapytałam, starając się brzmieć pewnie.
- Na południową granicę - odpowiedział Patrick, patrząc przed siebie. - To rutynowy patrol, ale musisz nauczyć się rozpoznawać znaki. Ślady, zmiany w terenie, cokolwiek, co wydaje się nie na miejscu.
Skinęłam głową, próbując zapamiętać każde jego słowo.
- I jeszcze jedno - dodał, spoglądając na mnie. - Zawsze miej rękę na broni. Nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć.
W miarę jak oddalaliśmy się od Oazy, poczułam, jak stres powoli miesza się z ekscytacją. To był mój pierwszy patrol - pierwszy prawdziwy test moich umiejętności.
Spojrzałam na Atenę, która szła spokojnie, jakby była do tego stworzona. Wiedziałam, że muszę zaufać nie tylko jej, ale także sobie.
To był dopiero początek, ale czułam, że to doświadczenie zmieni wszystko.
Droga na południową granicę była cicha i spokojna. Otoczenie wydawało się niemal nienaturalnie nieruchome - jedynie szelest wiatru wśród traw i skrzypienie siodeł przerywały ciszę. Atena szła pewnym krokiem, a ja starałam się utrzymać równowagę, jednocześnie skupiając się na wszystkim, co widziałam wokół.
Patrick jechał przodem, obserwując teren z niepokojącą uwagą. Czasem wskazywał coś ręką - ślad na ziemi, poruszone gałęzie, odłamki szkła na drodze.
- Zwracaj uwagę na szczegóły - powiedział w pewnym momencie, zerkając na mnie przez ramię. - Każda zmiana może coś znaczyć. Połamane gałęzie, świeże ślady kopyt albo butów. W terenie wszystko opowiada jakąś historię. Musisz ją odczytać.
Skinęłam głową, choć miałam wrażenie, że przytłacza mnie ilość rzeczy, na które powinnam zwracać uwagę.
- Coś konkretnego? - zapytałam, próbując dodać sobie pewności.
Patrick wskazał na niewielki ślad w błocie, który wyglądał jak odcisk buta.
- Ktoś tędy przechodził niedawno. Świeży ślad. Zbyt lekki jak na kogoś, kto niesie ciężar. Może zwiadowca, może uciekinier, czy zarażony. To nic pewnego, ale takich rzeczy nie możesz ignorować.
Zeszłam z Ateny, żeby przyjrzeć się odciskowi. Starałam się zapamiętać każdy szczegół, choć w środku czułam, że jestem daleka od jego spokoju i pewności siebie.
Po kilku godzinach jazdy Patrick zatrzymał się nagle i podniósł rękę w geście nakazującym ciszę. Atena parsknęła cicho, a ja ścisnęłam wodze, próbując opanować drżenie rąk.
- Co się dzieje? - zapytałam szeptem.
Patrick wskazał na zarośla po lewej stronie drogi. W gęstym cieniu poruszyło się coś, co na pierwszy rzut oka mogło być zwierzęciem. Ale sposób, w jaki to coś się poruszało - nieregularnie, z wyraźnym szarpnięciem - zdradzał, że to nie była żadna zwierzyna.
- Zainfekowany - powiedział cicho, sięgając po broń.
Zamrugałam, starając się skupić wzrok. W końcu zobaczyłam go wyraźnie. To był człowiek... kiedyś. Teraz jego skóra była poszarzała pokryta czarnymi plamami, niemal gnijąca, a oczy - puste, mlecznobiałe - szukały czegoś, na czym mógłby skupić swoją uwagę.
Patrick zeskoczył z konia jednym płynnym ruchem i gestem nakazał mi zrobić to samo.
- To twój pierwszy raz - powiedział, wręczając mi nóż. - Zrobisz to szybko i czysto. Celuj w głowę. To jedyny sposób, żeby go unieszkodliwić.
Poczułam, jak serce zaczyna mi walić. Wzięłam nóż i zacisnęłam palce na rękojeści, próbując ukryć drżenie dłoni.
- Dam radę? - zapytałam, czując, jak moje wątpliwości niemal mnie paraliżują.
Patrick spojrzał na mnie z powagą.
- Dasz. Wiem to.
Zrobiłam krok w stronę zainfekowanego, który teraz wyraźnie wyczuł moją obecność. Jego usta otworzyły się w niemym krzyku, a jego ruchy stały się szybsze, bardziej agresywne.
Wszystko działo się jak we śnie. W jednej chwili stałam, a w następnej mój nóż przebił czaszkę zainfekowanego. Upadł bezgłośnie na ziemię, a ja cofnęłam się, próbując opanować mdłości.
Patrick podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
- Dobra robota - powiedział spokojnie. - To nie jest łatwe, ale poradziłaś sobie.
Po tym, jak ruszyliśmy dalej, czułam, jak napięcie w moim ciele stopniowo opada. Ale wiedziałam, że to dopiero początek.
Nie minęło pół godziny, kiedy Patrick znowu się zatrzymał. Tym razem nie musiał nic mówić - sama zobaczyłam go z daleka. Drugi zainfekowany. Stał na środku drogi, kołysząc się lekko w przód i w tył, jakby szukał czegoś, co utrzymałoby jego uwagę.
- Ten jest mój - powiedział Patrick, sięgając po broń. - Obserwuj, jak to się robi.
Zeskoczył z konia i poruszał się cicho, niemal bezszelestnie. Jego ruchy były płynne i precyzyjne, jakby robił to setki razy. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko, jednym szybkim ruchem wbił nóż w głowę zainfekowanego.
Kiedy wrócił do mnie, schował broń i spojrzał na mnie uważnie.
- Każdy zainfekowany to zagrożenie, Amy - powiedział cicho. - Nigdy ich nie lekceważ. Nawet, jeśli wyglądają na niegroźnych. Jedna chwila nieuwagi może cię kosztować życie.
Skinęłam głową, próbując zapamiętać jego słowa.
Kiedy słońce zaczęło zbliżać się do horyzontu, wróciliśmy do Oazy. Zmęczenie dawało mi się we znaki, ale czułam też coś innego - dumę. Pierwszy patrol był dla mnie testem, który przeszłam, choć nie obyło się bez nerwów.
Patrick zatrzymał się przy stajni i spojrzał na mnie, kiedy zsiadałam z Ateny.
- Byłaś dzisiaj dobra - powiedział krótko, co w jego przypadku brzmiało jak najwyższy komplement.
- Dzięki - odpowiedziałam, czując, jak na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
Kiedy patrzyłam na Atenę, która spokojnie jadła siano, czułam, że to był początek czegoś ważnego. Nie byłam już tylko uczennicą. Byłam częścią czegoś większego. Byłam gotowa na kolejne wyzwania.
CZYTASZ
Black Mist
Science FictionAmy i Nicole, dwie młode siostry, zostają uwięzione w bunkrze, który miał być dla nich schronieniem przed światem ogarniętym śmiertelną epidemią. Ich ojciec, wybitny naukowiec, obiecuje im bezpieczeństwo, zapewniając, że na zewnątrz czai się tylko ś...