Rozdział 37

2 0 0
                                    

Obudziłam się wcześnie, choć czułam się, jakbym wcale nie spała. Nocne rozmyślania pozostawiły mnie z ciężkim sercem i jeszcze cięższą głową. Słońce wdzierało się do pokoju przez szpary w zasłonach, jakby świat nie przejmował się moimi problemami. Przeciągnęłam się leniwie, czując, jak napięcie nadal ściska moje ciało. Nicole już była na nogach – słyszałam szelest jej kroków i trzask szafki w pokoju. Ojca nie było. Sprawdziłam to jeszcze zanim podniosłam się z łóżka. Jego kurtka wisiała na wieszaku, ale butów brakowało. Pewnie znów zaszył się w swoim laboratorium. Z jednej strony czułam ulgę – nie musiałam mierzyć się z jego zimnym spojrzeniem ani próbować ponownie przełamać tej niewidzialnej ściany, która nas od siebie oddzieliła. Z drugiej strony, brakowało mi go. Tego ojca, który zawsze był przy mnie, z którym mogłam porozmawiać o wszystkim. Nicole siedziała przy stole, obłożona książkami i zeszytami, które chaotycznie upychała do plecaka. Jej ruchy były szybkie i ostre, jakby każda rzecz, którą wkładała do torby, była dowodem jej frustracji.
– Dzień dobry – powiedziałam cicho, stając w progu. Nicole spojrzała na mnie przelotnie, jej spojrzenie pełne chłodnego dystansu.
– Hej – odpowiedziała sucho i wróciła do pakowania.
Przeszłam do łazienki  i zaczęłam nalewać sobie wody. Chciałam coś powiedzieć, coś, co mogłoby przełamać napięcie, ale słowa uwięzły mi w gardle. Nicole nie była zła bez powodu – to ja trzymałam przed nią tajemnice, próbowałam ją chronić, ale jednocześnie oddalałam się od niej. Wiedziałam, że to boli ją tak samo jak mnie.
– Nicole… – zaczęłam niepewnie.
– Co? – przerwała mi, nie odwracając wzroku od plecaka.
Westchnęłam.
– Posłuchaj, wiem, że jesteś zła. Ale wczoraj naprawdę nic się nie stało – próbowałam powiedzieć to spokojnym tonem, choć wewnątrz czułam, jak moje nerwy drżą.
Nicole gwałtownie zatrzasnęła plecak i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Naprawdę? – jej głos był pełen sarkazmu. – To jest twoja wersja? Nic się nie stało? Bo wiesz co, Amy? Ja widzę, że coś się dzieje. Widzę, jak jesteś spięta, widzę, jak unikasz odpowiedzi. Więc przestań mi mówić, że wszystko jest w porządku, bo to jest kłamstwo!
Jej słowa uderzyły mnie jak cios w brzuch. Były brutalnie szczere i nie mogłam się z nimi nie zgodzić. Ale mimo to nie mogłam jej powiedzieć prawdy – nie mogłam jej obarczyć ciężarem, który nosiłam.
– Nicole, proszę, nie komplikuj tego – powiedziałam, starając się zachować spokój.
Nicole wstała od stołu, rzucając plecak na ramię.
– Nie komplikuję. Ty to robisz – powiedziała lodowato. – Ale wiesz co? Nie musisz się już męczyć. Skoro nie chcesz mi nic powiedzieć, to ja już nawet nie chcę słuchać.
– Nicole, to nie tak… – próbowałam coś wyjaśnić, ale ona podeszła do drzwi i otworzyła je z hukiem.
– Jak zwykle. Ty zawsze wszystko wiesz lepiej, prawda? – rzuciła przez ramię. – Może kiedyś się nauczysz, że trzymanie wszystkiego dla siebie nikomu nie pomaga.
Drzwi zatrzasnęły się z głośnym trzaskiem.
Zostałam sama w ciszy, która wydawała się głośniejsza niż kiedykolwiek. Zaparłam się o stół, czując, jak moje ręce lekko drżą. Nicole miała rację. Wiedziałam to. Ale co mogłam zrobić? Jak mogłam jej powiedzieć, że nasz ojciec być może już nie jest tym człowiekiem, którego znałyśmy? Że Marcus trzymał w swoich rękach naszą przyszłość, a my byłyśmy zaledwie pionkami w jego grze?
Usiadłam na krześle, ukrywając twarz w dłoniach. Byłam zmęczona. Zmęczona walką, zmęczona udawaniem, że wszystko jest w porządku, zmęczona tym ciężarem, który wydawał się coraz trudniejszy do uniesienia.
Nie mogłam zapomnieć spojrzenia Nicole – tego mieszanka złości, bólu i zawodu. Wiedziałam, że ją zawiodłam. I wiedziałam, że robiłam to z dobrych intencji, ale to nie zmieniało faktu, że ją raniłam.
Pamiętałam, jak kiedyś obiecywałam sobie, że zawsze będę ją chronić. Kiedy zniknęła nasza mama, a ojciec był zajęty swoimi badaniami, to ja byłam dla Nicole jedyną ostoją. A teraz, kiedy wszystko się waliło, czułam, jak tracę kontrolę, jak tracę ją.
Ale czy naprawdę miałam wybór? Gdybym jej powiedziała prawdę, co by to zmieniło? Marcus wiedział, co robi. On zawsze wiedział. Używał ludzi jak narzędzi, a ja czułam, że ojciec jest kolejnym z nich. Wiedziałam, że muszę znaleźć sposób, by to powstrzymać, ale jednocześnie wiedziałam, że nie mogę tego zrobić sama.
Oparłam głowę na dłoniach, zamykając oczy.
Musiałam coś zrobić. Musiałam znaleźć sposób, żeby to wszystko naprawić. Ale zanim to zrobię, musiałam zacząć od Nicole. Nie mogłam pozwolić, by ta przepaść między nami się powiększała.
Postanowiłam, że kiedy wróci ze szkoły, spróbuję jeszcze raz. Nie mogłam jej powiedzieć wszystkiego, ale mogłam przynajmniej spróbować naprawić to, co się między nami zepsuło. Ona była moją siostrą, moją rodziną, i nie mogłam pozwolić, by cokolwiek – nawet mój strach i tajemnice – stanęło między nami.
Podniosłam się z krzesła, odetchnęłam głęboko i spojrzałam na światło wpadające przez okno. Może to był początek kolejnego trudnego dnia, ale wiedziałam, że muszę przez niego przejść, choćby nie wiem co.
Drzwi otworzyły się nagle, a ja drgnęłam, zaskoczona. Do mieszkania wszedł Patrick, jak zwykle pełen energii, choć tym razem wyglądał nieco zmartwiony. W jego dłoni widziałam przewieszoną torbę treningową, a na twarzy wyraz lekkiego zdziwienia. Stał w progu, przyglądając mi się uważnie, zanim w końcu przemówił.
– Hej, widziałem Nicole – zaczął, zamykając za sobą drzwi. – Wpadła na mnie na schodach. Była... no, wściekła. Powiedziała coś o tobie.
Zacisnęłam usta i wbiłam wzrok w swój kubek z zimną wodą. Wiedziałam, że Patrick nie odpuści, ale nie miałam ochoty na tłumaczenie się. Wszystko we mnie krzyczało, że nie dam rady mówić o tym, co się działo.
– Tak – powiedziałam w końcu cicho, nie patrząc na niego. – Pokłóciłyśmy się.
Patrick usiadł na krześle naprzeciwko mnie, odkładając torbę na podłogę. Jego spojrzenie było uważne, niemal badawcze, jakby próbował odczytać moje myśli.
– Chcesz mi powiedzieć, co się stało? – zapytał łagodnie, opierając się o oparcie. – Wyglądasz, jakbyś dźwigała cały świat na swoich barkach.
Westchnęłam, czując, jak emocje, które starałam się powstrzymać, zaczynają znów narastać. Nie chciałam mówić, nie chciałam nikogo obarczać swoimi problemami. Ale jednocześnie... Patrick zawsze był osobą, której mogłam zaufać.
– To nic wielkiego – zaczęłam, starając się brzmieć neutralnie. – Nicole się obraziła, bo... bo nie chciałam jej powiedzieć, co się dzieje.
– Amy – przerwał mi Patrick, pochylając się lekko do przodu. – Nie wygląda mi to na „nic wielkiego”. Widziałem ją, była naprawdę zła. A ty? Wyglądasz, jakbyś się zaraz miała rozpaść.
Spojrzałam na niego z rezygnacją, czując, jak moje oczy pieką od wstrzymywanych łez. Nie wiedziałam, jak to wszystko wyrazić. Tego, jak bardzo bolało mnie, że Nicole miała rację. Jak trudno było mi przyznać, że naprawdę nie umiem sobie poradzić z tym, co się dzieje.
– Po prostu... to wszystko jest za dużo – powiedziałam w końcu. – Ojciec, Marcus, Oaza... A teraz jeszcze Nicole. Czuję, jakbym nie miała kontroli nad niczym, Patrick. I nie chcę jej obciążać. Nie chcę jej wciągać w to, co się dzieje.
Patrick skinął głową, jakby rozumiał, ale w jego oczach wciąż widziałam troskę.
– A może właśnie to jest problem? – zapytał po chwili ciszy. – Że próbujesz wszystko trzymać w sobie, zamiast pozwolić komuś ci pomóc?
Zamknęłam oczy, próbując zebrać myśli. Wiedziałam, że Patrick ma rację, ale trudno było mi się do tego przyznać. Zawsze chciałam być tą silną, tą, która wszystko znosi i trzyma wszystko w ryzach. A teraz czułam się, jakby grunt pod moimi nogami rozsypywał się kawałek po kawałku.
– Nie wiem, jak to zrobić – przyznałam cicho. – Nie wiem, jak pozwolić komuś pomóc, skoro sama nie wiem, co robić.
Patrick milczał przez chwilę, zanim wstał i podszedł do mnie. Kucnął przy sofie, patrząc mi w oczy z determinacją.
– Może nie musisz wiedzieć. Może wystarczy, że spróbujesz. Nicole cię potrzebuje, Amy, a ty potrzebujesz jej. Ale zanim spróbujesz to naprawić, musisz pozwolić sobie odpocząć. Chodź na trening.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Trening? – zapytałam, marszcząc brwi. – Patrick, ja ledwo trzymam się na nogach.
– Właśnie dlatego – odparł, uśmiechając się lekko. – Wiem, że masz za dużo w głowie. Trening pomoże ci to wyrzucić. Chociaż na chwilę.
Chciałam mu odmówić, powiedzieć, że nie mam siły, ale coś w jego głosie mnie przekonało. Patrick miał rację – potrzebowałam choć chwili, żeby przestać myśleć o wszystkim. Westchnęłam i odstawiłam kubek na stół.
– Dobra – powiedziałam w końcu. – Ale jeśli mnie zmęczysz na śmierć, to cię znienawidzę.
Patrick uśmiechnął się szeroko i wstał, wyciągając do mnie rękę.
– Zobaczymy, czy dasz radę mnie znienawidzić po tym, jak poczujesz się lepiej.
Plac treningowy w Oazie był miejscem, które od zawsze budziło we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony kojarzył mi się z ciężką pracą, potem i zmęczeniem, ale z drugiej miał w sobie coś uspokajającego. To było miejsce, gdzie można było wyrzucić z siebie wszystkie emocje, skoncentrować się na ciele i zapomnieć o całym świecie.
Dzień był piękny – słońce wznosiło się wysoko na niebie, a delikatny wiatr poruszał koronami drzew otaczających plac. W oddali słychać było śpiew ptaków, które dodawały temu miejscu odrobiny życia. Kilka osób już trenowało: jedni biegali wzdłuż okrągłej ścieżki, inni ćwiczyli walkę wręcz, a jeszcze inni pracowali z ciężarami. Słychać było odgłosy uderzeń, oddechy wysiłku, a czasem nawet śmiech – bo mimo że treningi były poważne, atmosfera zawsze miała w sobie coś swobodnego.
Patrick stał obok mnie z szerokim uśmiechem na twarzy, trzymając w rękach zestaw  ochraniaczy. Był w swoim żywiole – widziałam to po jego błyszczących oczach i pewnych ruchach. Jego entuzjazm był zaraźliwy.
– Gotowa? – zapytał, podając mi ochraniacze. – Obiecuję, że nie dam ci zginąć. No, przynajmniej nie od razu.
Przewróciłam oczami, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Patrick zawsze potrafił rozładować napięcie swoimi słowami.
– Jasne, czemu nie? – odpowiedziałam, zakładając rękawice. – Tylko ostrzegam, że nie mam zamiaru cię oszczędzać.
– Na to liczę – odparł, śmiejąc się, po czym wskazał na stojący na środku placu worek treningowy. – Zaczniemy od podstaw. Pokaż mi, co potrafisz.
Pierwsze minuty były trudne. Moje ruchy były sztywne, a ciosy nieskoordynowane, ale Patrick cierpliwie mnie poprawiał. Pokazywał, jak ustawiać nogi, jak przenosić ciężar ciała, i jak używać bioder, by nadać uderzeniom więcej mocy.
– Nie bijesz się jak na stołówce  – rzucił z uśmiechem, gdy po raz kolejny źle uderzyłam. – To nie jest walka o ostatnie jabłko.
– Dzięki za motywację – odpowiedziałam sarkastycznie, próbując poprawić postawę.
– Zawsze do usług – odparł, klaszcząc w dłonie. – Teraz spróbuj jeszcze raz. I tym razem użyj całego ciała, nie tylko rąk.
Z każdym kolejnym ciosem czułam się coraz pewniej. Mięśnie zaczynały współpracować, a myśli, które jeszcze chwilę temu mnie przytłaczały, ulatywały gdzieś w tło. Byłam skupiona tylko na uderzeniach i na Patricku, który dopingował mnie z boku.
– Tak, o to chodzi! – krzyknął, gdy jeden z moich ciosów trafił idealnie. – Teraz widzę, że się budzisz!
Po kilkunastu minutach Patrick uznał, że czas na coś trudniejszego.
– Dobra, Amy, teraz sparing – oznajmił z uśmiechem. – Nie martw się, będę łagodny.
Spojrzałam na niego sceptycznie.
– Łagodny? Patrick, znam cię. Łagodny to ostatnie, co mi przychodzi do głowy, kiedy o tobie myślę.
Roześmiał się, zakładając ochraniacze na ręce.
– Daj spokój, to będzie zabawa. Udawany sparing. Chcę tylko zobaczyć, jak się poruszasz. Obiecuję, że nie zrobisz mi krzywdy.
– Chyba raczej ty mi – mruknęłam, ale stanęłam naprzeciw niego, przyjmując postawę obronną.
Patrick zaczął spokojnie, wykonując delikatne ciosy, które łatwo mogłam zablokować. Ale z każdym ruchem widziałam, że coraz bardziej go to bawi. Jego udawane ataki stawały się coraz bardziej teatralne – rzucał się w tył, gdy „trafiałam” go w ramię, albo robił przesadnie powolne uniki, udając, że ledwo unika moich ciosów.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
– Naprawdę? – zapytałam, gdy upadł na ziemię po moim lekkim uderzeniu w brzuch. – To ma być sparing, czy przedstawienie komediowe?
– Oba – odparł, leżąc na plecach i udając, że jest powalony. – Amy, masz niesamowitą siłę. Przysięgam, chyba złamałaś mi żebra.
Pokazałam mu język, a on wstał, ocierając „łzy” z policzka.
– Dobra, dobra, teraz na poważnie – powiedział, ale w jego oczach wciąż tańczyły iskierki rozbawienia.
Zaczęliśmy znów, tym razem nieco bardziej serio, ale atmosfera była już znacznie lżejsza. Żartowaliśmy, śmialiśmy się z naszych niezgrabnych ruchów, a ja czułam, że naprawdę odpoczywam – nie tylko fizycznie, ale też psychicznie.
W pewnym momencie usłyszeliśmy znajome głosy. Na plac weszli Jacob i Harry, obaj z szerokimi uśmiechami na twarzach. Zatrzymali się kilka kroków od nas, obserwując nasze zmagania.
– No proszę, co my tu mamy? – odezwał się Jacob z udawanym zdziwieniem. – Patrick i Amy, romantyczna scena na placu treningowym. Czyżbyśmy przeszkodzili?
Patrick westchnął teatralnie, zdejmując ochraniacze.
– Och, Jacob, zawsze musisz wszystko psuć – powiedział, kręcąc głową. – To miała być nasza chwila.
Harry wybuchnął śmiechem.
– Jeśli to wasza chwila, to chyba czas na jakieś zaręczyny. Amy, powinnaś była powiedzieć, że Patrick cię porwał.
– Bardzo zabawne – rzuciłam, przewracając oczami, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Jacob podszedł bliżej, przyglądając się nam krytycznie.
– Muszę przyznać, że wyglądacie na całkiem zgrany duet – powiedział z uśmiechem. – Patrick, czyżbyś w końcu znalazł swoją bratnią duszę?
Patrick roześmiał się, kładąc rękę na moim ramieniu.
– No cóż, Amy ma swoje momenty – odparł, a ja uderzyłam go lekko w bok, udając oburzenie.
– Przestańcie – powiedziałam, kręcąc głową. – Jacob, Harry, jeśli macie zamiar tu stać i tylko komentować, to może sami spróbujecie?
Harry uniósł ręce w geście obronnym.
– Dzięki, ale nie. Wolę nie ryzykować, że Patrick zrobi mi to, co robił tobie.
Patrick spojrzał na niego z udawanym oburzeniem.
– Co? Byłem bardzo łagodny! Amy, powiedz im!
– Oczywiście – powiedziałam, uśmiechając się złośliwie. – Łagodny jak tornado.
Jacob i Harry wybuchnęli śmiechem, a Patrick tylko pokręcił głową, ale na jego twarzy wciąż widniał uśmiech. Atmosfera była lekka, a ja czułam, że po raz pierwszy od dłuższego czasu mogę się naprawdę śmiać. Być może Jacob i Harry żartowali z nas, ale w ich słowach była pewna ciepła nuta, która sprawiała, że ich obecność dodawała mi otuchy.
Patrick poklepał mnie po ramieniu.
– Dobra, koniec żartów. Wracamy do treningu. Musisz być gotowa na to, co przyniesie życie, Amy.
– A ty musisz być gotowy na to, że jeszcze cię pokonam – odparłam z uśmiechem, zakładając znów rękawice.
I choć wiedziałam, że czeka mnie jeszcze wiele trudnych chwil, tego dnia na placu czułam, że mam przy sobie ludzi, którzy pomogą mi przetrwać wszystko.
Czas mijał szybko na placu treningowym. Pot spływał po moim czole, ale mimo zmęczenia czułam się lekko – jakby z moich barków zdjęto choć część ciężaru. Patrick wciąż rzucał żartami, a Jacob i Harry wtrącali swoje kąśliwe komentarze, które tylko podgrzewały atmosferę. Śmiech rozbrzmiewał w powietrzu, mieszając się z dźwiękami uderzeń i kroków. W końcu jednak postanowiliśmy zrobić przerwę.
Usiadłam na jednym z drewnianych pieńków, które służyły tu za prowizoryczne ławki, i sięgnęłam po butelkę wody. Patrick usiadł obok mnie, oddychając ciężko, ale w jego oczach wciąż tańczyły iskry rozbawienia. Było w tym coś przyjemnie zwyczajnego, jakby choć na chwilę wszystko wróciło do normy.
Nie zdążyłam jednak w pełni nacieszyć się tym spokojem, bo nagle podeszła do nas Lili. Jej delikatna sylwetka wyróżniała się na tle innych osób na placu, a blond włosy połyskiwały w słońcu. Zawsze wyglądała, jakby dopiero wyszła z jakiejś bajki – nawet tutaj, w miejscu, gdzie kurz i pot były codziennością. Tym razem jednak jej mina była poważna.
– Amy – zaczęła, a jej głos był cichy, ale stanowczy. – James chce cię widzieć w swoim gabinecie.
Zamarłam na chwilę, próbując zrozumieć, co właśnie usłyszałam. James był liderem Oazy, osobą, która rzadko wzywała kogoś bez ważnego powodu. A ja miałam przeczucie, że wiem, o co chodzi.
– Teraz? – zapytałam, choć odpowiedź była oczywista.
Lili skinęła głową.
– Tak. Powiedział, że to pilne.
Poczułam, jak coś ciężkiego osiada mi na piersi. Patrzyłam na Lili, próbując znaleźć w jej twarzy jakiś znak, że to może nie być nic wielkiego, ale jej spojrzenie było niewzruszone. Wiedziałam, że to nie żart. James nie wzywał ludzi dla błahostek, a ostatnie wydarzenia – kłótnia z ojcem, napięcie z Nicole – tylko potwierdzały moje obawy.
Patrick, który do tej pory milczał, spojrzał na mnie z niepokojem.
– Wszystko w porządku? – zapytał cicho.
Zamknęłam oczy na chwilę, próbując zebrać myśli.
– Pewnie chodzi o mojego ojca – odpowiedziałam równie cicho. – Ale nie wiem, co dokładnie.
Nie czekałam na kolejne pytania. Wstałam, odłożyłam butelkę i ruszyłam za Lili w stronę budynku, w którym znajdował się gabinet Jamesa. Kroki wydawały się dziwnie ciężkie, jakbym niosła na sobie cały świat.
Patrick krzyknął jeszcze za mną:
– Jeśli będziesz potrzebować rozmowy, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Nie odpowiedziałam, tylko uniosłam rękę na znak, że go słyszę. Czułam, że cokolwiek mnie czeka w gabinecie, będzie wymagało ode mnie więcej siły, niż cokolwiek, co dzisiaj robiłam na placu.
Zanim dotarłam do drzwi gabinetu Jamesa, dostrzegłam ją – Nicole. Stała przy ścianie, z rękami założonymi na piersiach, jakby czekała na coś, co miało nadejść. Jej wyraz twarzy był nieprzenikniony, jak zawsze wtedy, kiedy próbowała ukryć, co naprawdę czuje. Widziałam, że jest zdenerwowana, ale nie wiedziałam, czy to z powodu tego, co miało się wydarzyć, czy może dlatego, że nie chciała, abym ją widziała w takim stanie.
Zatrzymałam się na moment, czując, jak serce przyspiesza mi w piersi. To spotkanie nie było tym, czego się spodziewałam. Byłam przekonana, że James chce rozmawiać o ojcu, o jego pracy, o tym, co się działo w laboratorium, ale Nicole? Co ona tu robiła?
Nicole podniosła wzrok, a jej oczy spotkały moje. Oczywiście, nie powiedziała nic, ale w jej spojrzeniu było coś, co sprawiło, że poczułam niepokój. Może to było zmieszanie, może coś jeszcze, ale z całą pewnością nie wyglądała na osobę, która miała jasny plan na to, co tu robi.
– Cześć – powiedziałam cicho, podchodząc do niej.
Nicole milczała przez chwilę, jakby rozważała, czy odpowiedzieć. W końcu skinęła głową, ale jej twarz pozostała kamienna.
– Co tu robisz? – zapytałam, czując, jak moje serce bije coraz szybciej.
Nicole spojrzała na mnie, jakby nie miała zamiaru niczego wyjaśniać. Po prostu wzruszyła ramionami.
– Muszę porozmawiać z Jamesem – odpowiedziała chłodno.
Zaraz po tych słowach drzwi gabinetu otworzyły się, a James pojawił się w progu. Jego twarz była poważna, jak zawsze, ale w jego oczach można było dostrzec jakąś nową ostrożność, może zmęczenie. James rzadko miał czas dla innych, ale kiedy już zapraszał kogoś do swojego gabinetu, nie robił tego bez powodu.
– Amy, wejdź – powiedział, głos miał spokojny, ale zdecydowany. – Nicole, zostań.
Nicole nie zareagowała na to od razu. Jej twarz była nadal zamknięta, jakby nie chciała dać niczego do zrozumienia. W końcu po prostu skinęła głową, rzucając mi szybkie spojrzenie, które sugerowało, że to nie jest koniec tej rozmowy. Wiedziałam, że Nicole miała swoje własne sprawy, ale w tej chwili czułam, że zbyt wiele pytań zostaje bez odpowiedzi.
Zrobiłam krok do przodu, wchodząc do gabinetu. James zamknął drzwi za mną, a jego twarz momentalnie stała się bardziej zamyślona. Nie od razu usiadł za biurkiem, tylko poprowadził mnie do krzesła, usuwając papiery i notatki, które leżały w nieładzie na stole. Wyglądał na zamyślonego, jakby zastanawiał się, jak zacząć rozmowę.
– Amy – zaczął w końcu, opierając się na stole. – Chciałem porozmawiać o twoim ojcu. O jego pracy.
Słowa Jamesa wydały mi się jakby pełne ciężaru, ale nie wiedziałam, co dokładnie miał na myśli. Wiedziałam, że po powrocie od Marcusa ojciec stał się dziwny, ale nie byłam pewna, co James mógł o tym wiedzieć. Wszyscy w Oazie wiedzieli, że coś się stało. Przecież nie tylko ja dostrzegałam, że ojciec był inny. On wcale się nie ukrywał ze swoją zmienioną postawą.
– Co dokładnie chcesz wiedzieć? – zapytałam, starając się nie zdradzić zbyt wiele. Moje serce znów przyspieszyło. Byłam świadoma, że ten temat nie będzie prosty.
James spojrzał na mnie uważnie, ale nie odpowiedział od razu. Zamiast tego, przez chwilę milczał, jakby ważył każde słowo.
– Od czasu, kiedy wrócił od Marcusa, zachowuje się dziwnie. Bardzo dziwnie – powiedział w końcu. – Jego praca w laboratorium, jego nastawienie do wszystkiego, próbowałem z nim wiele razy rozmawiać, lecz nic nie chce mi powiedzieć. A poza tym… Zgłosili się do mnie nauczyciele. Nicole, twoja siostra, miała problemy w szkole. Pokłóciła się z Alexem. Uderzyła go krzesłem.
Moje serce zamarło, a w głowie zaczęły się kłębić pytania. Nicole? Taka agresja? To kompletnie nie pasowało do niej. Była zamknięta w sobie, ale nie była agresywna. Dlaczego to zrobiła? Co ją do tego skłoniło?
– Ale… – zaczęłam, próbując się pozbierać. – Co to ma wspólnego z moim ojcem? To chyba nie jest jedyna przyczyna.
James zmrużył oczy, jakby próbował dostrzec w mojej twarzy coś, czego jeszcze nie powiedziałam.
– Właśnie to próbuję zrozumieć – odpowiedział. – Od jakiegoś czasu nauczyciele zauważają, że zmieniła się. Jest bardziej zamknięta, agresywna. Czegoś jej brakuje. I nie wiem, czy to ma coś wspólnego z tym, co się stało z twoim ojcem, ale muszę wiedzieć, czy może to być efekt czegoś, co on przeżył.
Czułam, jak w moim wnętrzu zaczyna narastać niepokój. Nicole naprawdę się zmieniła. Od tego dnia, kiedy ojciec wrócił, ona też przestała być tą samą osobą. Ale co jeśli to nie miało nic wspólnego z ojcem? Może to nie on jest winny. Może to coś innego, co musiałam odkryć.
– James, ja… – zaczęłam, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. W końcu spojrzałam mu prosto w oczy. – Nie wiem, co się dzieje. Ale… nie chcę mówić o ojcu. Przynajmniej nie teraz. Chciałabym, żebyśmy porozmawiali o czymś innym.
James spojrzał na mnie chwilę, analizując moje słowa. Nie nalegał jednak. Chyba wiedział, że nie będę gotowa, by wyjawić mu całą prawdę. Nie mogłam powiedzieć mu o tym, co odkryłam w laboratorium. Nie teraz, nie w tej chwili, kiedy cała sytuacja była tak niejasna. Wiedziałam, że prawda o moim ojcu była tylko w części rozwiązana. A odpowiedzi na te pytania, które kłębiły się w mojej głowie, musiałam szukać sama.
– Rozumiem – powiedział w końcu. – Jeśli chcesz porozmawiać, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Zrobił krok w stronę biurka, ale zatrzymał się na chwilę. Spojrzał na mnie raz jeszcze.
– Amy, jeśli będziesz potrzebować pomocy w sprawie Nicole, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Ale bądź ostrożna. Cokolwiek się dzieje, nie jest to zwykła sprawa.
Wyszedł, zostawiając mnie w gabinecie. Zostałam sama z mnóstwem pytań, które musiałam rozwiązać. Nicole, ojciec, Marcus – wszystko to łączyło się w coś, czego nie mogłam jeszcze zrozumieć.
Ale jedno było pewne: nie mogłam już dłużej ukrywać przed sobą, że coś wielkiego, nieodwracalnego, działo się w Oazie. I ja musiałam dowiedzieć się, co to takiego.
Gdy drzwi gabinetu zamknęły się za Jamesem, poczułam, jakby cały ciężar nagle spadł na moje ramiona. Moje myśli były pełne sprzecznych emocji. James chciał wiedzieć, co się dzieje, ale nie byłam w stanie mu wszystkiego powiedzieć. Co miało sens, a co nie? Co tak naprawdę się działo, a co było tylko powierzchownym wrażeniem? Wciąż nie miałam odpowiedzi na wszystkie pytania, ale jedno było pewne – musiałam wyjaśnić tę sytuację z Nicole.
Kiedy wyszłam z jego gabinetu, od razu ją zauważyłam. Stała oparta o ścianę, z ramionami skrzyżowanymi na piersi i wzrokiem wbitym gdzieś przed siebie. Wyglądała na wkurzoną, choć próbowała to ukryć.
– Nicole – powiedziałam ostrożnie, stawiając pierwszy krok w jej stronę. – Możemy porozmawiać?
Nie spojrzała na mnie.
– Nie teraz – odpowiedziała cicho, ale z wyczuwalnym chłodem.
Nie zamierzałam tak tego zostawić.
– Nicole, co się dzieje? Wiem, że coś jest nie tak.
Westchnęła głośno, odwracając się w moją stronę.
– Może jakbyś przestała traktować mnie jak dziecko, to byś wiedziała – odparła i odwróciła się, ruszając szybkim krokiem w stronę wyjścia.
Próbowałam ją dogonić.
– Nicole, poczekaj! – zawołałam.
Nie zatrzymała się. Po chwili usłyszałam trzask drzwi i wszystko, co chciałam powiedzieć, ugrzęzło mi w gardle. Stałam tam przez chwilę, czując mieszankę frustracji i smutku. Znowu mnie odrzuciła. Znowu coś stanęło między nami.
Kiedy wróciłyśmy do domu, Nicole niemal od razu zamknęła się w swoim pokoju. Usłyszałam trzask drzwi, który odbił się echem w mojej głowie. Ostatnia rozmowa zostawiła mnie z jeszcze większym ciężarem – wiedziałam. Ukrywałam przed nią wszystko, co dotyczyło ojca. Oboje graliśmy w jakąś mroczną grę, której reguły wydawały się bardziej skomplikowane z każdym dniem.
Nie mogłam tak tego zostawić. Nicole była moją młodszą siostrą, jedyną osobą, która naprawdę miała dla mnie znaczenie, odkąd mama zniknęła z naszego życia. Jednak to, co odkryłam o niej – o jej krwi – zaczynało nas oddalać. Wiedziałam, że muszę ją chronić, ale nie wiedziałam, jak zrobić to bez niszczenia naszego zaufania.

Black Mist Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz