7.

1.8K 124 1
                                    

Danielle

- Pokażę ci kogoś. - oznajmił James, gdy znalazł mnie w siodlarni. Słyszałam, że mnie szukał, ale nie sądziłam, że to będzie coś ważnego.

- Kogo? - uniosłam brew, zostawiając przeglądane przeze mnie buteleczki wypełnione olejkami, aromatami, czy wyciągami eterycznymi. Wydawało mi się, że kiedyś ich często używałam, ale za nim cokolwiek stwierdzę, zapytam o to tatę. On będzie wiedział najlepiej.

- Nie bój się i chodź. - uśmiechnął się tajemniczo, wychodząc z powrotem na zewnątrz. - To naprawdę nie będzie nic strasznego. - dodał, zachęcając mnie tym samym, abym za nim poszła. Wzięłam głębszy wdech i ruszyłam za szatynem, zastanawiając się, czego mogę się spodziewać. Naprawdę nie wiedziałam, o co może mu chodzić i nie miałam żadnych przypuszczeń.

- Poznajesz? - spytał, zatrzymując się przy niby pustym boksie. Miałam już takimi dość przeżyć, ale podeszłam bliżej i moim oczom ukazał się całkiem niegroźny kucyk. Niestety nie pamiętałam o nim najmniejszego szczegółu. 

- Jak ma na imię? - pogłaskałam go po pysku, uśmiechając się przy tym lekko. Aż prosił się o pieszczoty. 

- Kacperek. - odpowiedział, wpuszczając mnie do środka. - Zostawię was samych, to ci dobrze zrobi. - dodał, posyłając mi ostatni uśmiech. - Jeśli będziesz mnie potrzebować, to będę sprowadzał konie z pastwiska.

- Okey. - przytaknęłam na znak, że rozumiem i przykucnęłam obok kucyka. Wepchnął chrapy w moje dłonie szukając słodkości, ale nie byłam pewna, czy jakieś miałam. Wsunęłam dłonie do kieszeni spodni, instynktownie czegoś szukając. Znalazłam paczkę miętusów, więc wyjęłam z opakowania jednego i podsunęłam mu pod chrapy. Zaśmiałam się cicho, gdy zauważyłam z jaką prędkością cukierek zniknął. 

***

- Gdzie idziemy? - zapytałam, podążając za Red, która niosła kosz piknikowy wypchany po brzegi jedzeniem.

- Zaraz będziemy na miejscu. - obiecała, patrząc się na mnie przez ramię, po czym przeskoczyła niewielką kałużę, o mało się przy tym nie przewracając. Na szczęście w porę złapała równowagę i nie spotkała się z ziemią.

- Uważaj, ciamajdo. - zaśmiałam się cicho, po czym ominęłam tą samą kałużę bezpieczniejszą drogą.

- Bez ryzyka nie ma zabawy. - wystawiła język w moim kierunku, a James idący za mną zaśmiał się cicho. - Naprawdę się za tobą stęskniliśmy, Danielle. - przyznała, obejmując mnie. Jak zwykle poczochrała mi włosy, ale nie potrafiłam się na nią za to obrazić. Nie umiałam. 

- Ja za wami też. - przyznałam, w międzyczasie kopiąc kamyk, który znalazł się pod moimi stopami. - W tym szpitalu było tak cholernie nudno. - dodałam, wzdychając cicho.

- Tu nigdy nie jest nudno. - stwierdził James. Zaśmiał się pod nosem z samego siebie. - Albo ja robię z siebie debila, albo Red.

- Nie jestem debilem! 

- Właśnie, że jesteś. - teraz to on wystawił język w jej kierunku, przez co pokręciłam głową, nie wierząc, że zachowują się jak pięcioletnie dzieci, a nawet gorzej. 

- Oboje jesteście. - podsumowałam ich, przy okazji przedzierając się przez gęste gałęzie, za którymi Red już zniknęła.

- Widzisz?! 

- Goń się, leszczu. 

- Jesteście niemożliwi. - zaśmiałam się, prawie potykając się o wystający korzeń drzewa. Teraz brakowało jeszcze tego, aby James wywinął orła i wszyscy dzisiaj mielibyśmy zaliczone jakieś potknięcia. 

come back to me • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz