18.

1.5K 128 3
                                    

- Dzisiaj przyjeżdża Scott. - oznajmił mi James, gdy wychodziłam z boksu Kacperka, trzymając w rękach szczotki, które należały do kucyka.

- Kto to? - zmarszczyłam brwi, nie przypominając sobie żadnego mężczyzny, który nosił imię Scott. A przynajmniej nie od razu. 

- To nasz weterynarz, na pewno go sobie przypomnisz, gdy tylko go zobaczysz. - zaśmiał się, przerzucając sobie przez ramię uzdę. - To całkiem spoko facet, tylko trochę niepoważny i nieodpowiedzialny.

- Tak, jak ty. - podsumowałam, na co wystawił mi język. 

- Zawołam cię, gdy już przyjedzie. - stwierdził, idąc tyłem w kierunku, w którym zmierzał. 

- Okey. - przytaknęłam, poprawiając sobie w rękach pudełko. - Bo się przewrócisz. - zaśmiałam się, widząc, jak potyka się o własne nogi. 

- Ty nic nie widziałaś!

- Niech ci będzie. - stwierdziłam, wychodząc na zewnątrz. Minęłam się z Red, która prowadziła konia do bosku z pastwiska, przez co przez mój kręgosłup przeszedł dreszcz. Nie wiedziałam, dlaczego bałam się każdego innego konia, tylko nie Kacperka, to było okropne. Zdecydowanie okropne. Chciałabym jakoś pomagać, ale nie mogę, bo się boję. To siedziało, gdzieś głębiej we mnie i nie chciało zostawić, co wcale nie było takie przyjemnie, jakie mogło się wydawać. Czułam się bezużyteczna, może nawet niepotrzebna. Jak taki dodatek. Jak Victoria.

***

- Cześć robaczki. - przywitał się Scott, wyrastając obok mnie, jakby był duchem. - Wiem, że pewnie mnie nie pamiętasz, ale musisz, gdy powiem ci, że wysłałaś mnie, gdy powiedziałem, iż będę operował fretkę. - dodał, poruszając zabawnie brwiami, a dla mnie wtedy wszystko stało się jasne. Lubiłam momenty, w których przypominałam sobie coś oczywistego, ale pozornie nowego.

- Scott, o tobie nie da się zapomnieć. - zaśmiałam się, przytulając go na powitanie. - Dlaczego przyjechałeś dopiero teraz? - dodałam, udając lekko urażoną.

- Mam gruntowny remont w klinice, wymieniamy sprzęty w gabinetach, przebudowujemy część z kojcami, oraz takie inne. - wyjaśnił szybko, zabierając swój niezbędnik z tylnego siedzenia. - Mam urwanie głowy, ale dla was zawsze znajdę czas. - stwierdził, czochrając mi włosy, przez co znowu się zaśmiałam. Był taki sam. Niemożliwy, radosny i czerpiący życie pełnymi garściami. Mogłam to o nim powiedzieć, bo niewiele osób w jego wieku nadal miało w sobie dziecięcą wyobraźnie i to coś. Po prostu to coś. 

- Więc, jak się wszyscy mają? - zwrócił się do Jamesa, idąc w kierunku stajni.

- Z Kacperkiem wszystko w porządku, Rubin nadal nie pozwala się do siebie zbliżyć, a Bajka młodnieje w oczach. Jest tą samą klaczą sprzed wypadku, naprawdę. - odpowiedział młodszy szatyn, przez co popatrzyłam na niego. 

- Przeżywa drugą młodość, jak ja. - Scott wypiął dumnie pierś, przez co zaśmiałam się cicho. - A jak z tobą Danielle? Ile już pamiętasz? - dodał, patrząc się na mnie przez ramię.

- Całkiem sporo, ale wiele jeszcze muszę sobie przypomnieć. - przyznałam, zatrzymując się w pewnej odległości od boksu bułanki, przez co mężczyzna spojrzał na mnie dziwnie. Wyjaśniłam mu krótko, co odczuwałam, będąc w pobliżu koni, a on stwierdził, że z czasem powinno mi przez, a ja w duchu powiedziałam sobie, że mam taką samą nadzieje. Potem poszliśmy na herbatę. 

come back to me • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz