9.

1.7K 130 3
                                    

Luke

Rodziców w dalszym ciągu nie było w domu. Mama zadzwoniła do mnie z wiadomością, że muszą zostać dłużej we Włoszech, a potem lecą na parę dni do Londynu. Zapytała też, co u mnie więc powiedziałem, że nic takiego oraz, że czekam na ich powrót. Kazała mi pozdrowić Danielle, na co coś w środku mnie zakuło i powiedziała, że mnie kocha. 

- Ja ciebie też. - odpowiedziałem, stojąc w kuchni z telefonem przy uchu. - Pozdrów tatę. - dodałem, przypominając sobie o istnieniu własnego ojca.

- Pozdrowię. - zapewniła mnie, przez co uśmiechnąłem się lekko. - Muszę kończyć, Lukey. Praca, praca i jeszcze raz praca. - dodała, wzdychając ciężko.

- Nie zapracujcie się tam na śmierć i do zobaczenia, mamo. - zacząłem, przez co zaśmiała się cicho.

- Złego diabli nie biorą. - odpowiedziała, przez co pokręciłem głową. - Do zobaczenia synku. - dodała i się rozłączyła. Wsunąłem telefon do kieszeni i zabrałem piwo z lodówki. Gdy chciałem już opadać na kanapę, usłyszałem dzwonek do drzwi, który nakazał mi je otworzyć. Odstawiłem butelkę na stolik i ruszyłem w tamtym kierunku. Ujrzałem Irwina, który trzymał pod pachą teczkę z jakimiś dokumentami.

- Cześć. - przywitałem się, gdy wszedł do środka. 

- Hej. - mruknął cicho. - Muszę ci coś pokazać. - dodał, rozsiadając się w fotelu. Mogłem już chyba nazwać ten mebel jego ulubionym.

- O co chodzi? - zapytałem, siadając na przeciwko niego.

- O tego całego bruneta, pamiętasz? - uniósł brew, otwierając teczkę. - Wiedziałem, że go już gdzieś widziałem i się nie pomyliłem. - zaczął tłumaczyć. - Dzisiaj siedziałem z ojcem w kartotekach u niego na posterunku i znalazłem. - dodał, rzucając mi pod nos dane osobowe bruneta. - Harry Edward Styles. Urodzony 1 lutego 1994 w Detroit. Ma brytyjskie korzenie, wychowywał się w Holmes Chapel. Wielokrotnie notowany. 

Przyjrzałem mu się. Miał dłuższe, kręcone włosy oraz szmaragdowozielone oczy, za którymi dziewczyny pewnie szalały. 

- Co on ma ze mną, albo Danielle wspólnego? - uniosłem brew, nie kojarząc faktów. 

- Miał sprawę o nielegalne posiadanie broni i narkotyków, pił i palił, jego dziewczyna została przez niego zgwałcona i pobita, gdy był pod wpływem, popełniła przez niego samobójstwo, dorzućmy do tego kilka poprawczaków, z których uciekł. Coś jeszcze? - wymienił Irwin, przez co moja szczęka opadła do ziemi. 

- Cholera, ale co on robi tutaj? - uniosłem brew, nie rozumiejąc, co sprawiło, że jest tutaj. 

- Złapali go na pół roku przed skończeniem osiemnastego roku życia, posiedział w poprawczaku, a potem odsiedział cztery lata, ale wyszedł za dobre sprawowanie. Pewnie nie ma gdzie się podziać, a rodzina Danielle i ona samą jest dla niego daleką krewną. 

- Skąd ty to wszystko wiesz?

- Mam ojca policjanta, równie dobrze mógłbym to zrobić nielegalnie i to z palcem w dupie, ale wolałem pójść na łatwiznę i pogrzebać tu gdzie trzeba. - wzruszył ramionami. - Wiesz, co to oznacza, idioto? - dodał

- Muszę ją przed nim ochronić. Cholera wie, co chodzi mu po głowie. - zacząłem, zaciskając dłonie w pięści.

- Dokładnie. - popatrzył się na mnie poważnie.

- Dzięki Ash, równie dobrze nie musiałeś tego robić...

- Ale chciałem, wiec przestań. - puścił mi oczko. - Zostawię ci to, poczytaj sobie, ale za parę dni musi wrócić do archiwum. - dodał i już go nie było. 

come back to me • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz