20.

1.5K 125 2
                                    

Danielle

- Daj mi spokój. - rzuciłam, gdy Victoria postanowiła mnie pouczać, co mam robić, a czego nie. Osiemnaście lat skończyłam już kawałek czasu temu, nie dam sobą pomiatać, a już na pewno nie jej. Mogła zachowywać się, jak święta krowa, wszystkim rozkazywać, ale ja nie byłam dziewczynką na posyłki. Co, to to nie.

Wyszłam z domu, trzaskając drzwiami, cała podenerwowana. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, ale ostatecznie udałam się pod boks Kacperka, który chyba ucieszył się na mój widok. Wepchnął chrapy w moje dłonie, gdy tylko weszłam do środka, po czym dałam mu miętusa, śmiejąc się cicho, z tego jak szybko go spałaszował.

- Tutaj jesteś, szukałem cię. - Luke oparł się o drzwiczki boksu i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. - Coś się stało? - dodał, zauważając mój nastrój.

- Nic takiego. - stwierdziłam, wstając, aby móc do niego podejść. - Victoria i to wszystko. - dodałam, przewracając oczami, gdy zakładał pasmo włosów za moje ucho. Z tego wszystkiego zapomniałam się uczesać, ale miałam nadzieje, że nie miałam siana na swojej głowie.

- Opowiadaj. - poprosił, gdy wyszliśmy ze stajni na zewnątrz. Usiedliśmy na huśtawce, a właściwie blondyn usiadł, ja się położyłam głową u niego na kolanach.

- Cały czas mnie poucza, denerwuje mnie to. - przyznałam, bawiąc się swoimi palcami, dopóki blondyn nie zabrał mojej dłoni, aby móc spleść ją ze sobą. - Nie jestem już dzieckiem, doskonale o tym wie, a nie było jej tyle czasu, więc mnie nie zna i nie powinna narzucać mi nic na siłę. - dodałam, wzdychając ciężko.

- Nie przejmuj się. - poradził, co nie było takie proste.

- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. - mruknęłam, patrząc się na niego, po czym posłał mi pocieszający uśmiech.

- Nie możesz być przez nią smutna.

- Ale jestem. - westchnęłam ciężko, podnoszą się do siadu. - Mam jej dość. Wszyscy byli szczęśliwsi, gdy jej tutaj nie było. - dodałam, oplatając ramionami swoje kolana.

- Rozumiem. - przyznał, obejmując mnie i przyciągnął znacznie bliżej do siebie. - Ale nie dajmy się zwariować, postaram się z nią porozmawiać, aby trochę spuściła z tonu. - dodał, szepcząc mi do ucha.

- Nie chce cię w to mieszać. - pokręciłam głową. - Poradzę sobie sama, tylko muszę poczekać na właściwy moment. - postanowiłam, na co przytaknął, jednocześnie zawijając na palec pasmo moich odstraszających włosów.

- Dobrze. - zgodził się w końcu, przy okazji całując kącik moich ust.

- Tata kazał ci przekazać, że chciałby abyś zjadł z nami kolację w piątek. - zaczęłam, odwracając się do niego twarzą.

- Chętnie. - zgodził się, posyłając mi kolejny uśmiech. - Dawno się z nim nie widziałem. Z Mattem też. - dodał, a ja musiałam mu przyznać rację. Pewnie nie odwiedzał rancha, gdy byłam w szpitalu.

- A tak w ogóle, to gdzie zgubiłeś chłopaków? - zapytałam, śmiejąc się cicho. Byli czasem, jak takie papużki nierozłączki.

- Michael z Red czyszczą konie, a Ashton z Calumem pojechali w teren - wyjaśnił, posyłając mi jeden z tych jego czarujących uśmiechów, przez które moje policzki robiły się czerwone.

come back to me • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz